Edit 29.07.2018: Przeczytaj proszę uważnie od początku do końca.
-Vanyel. Obudź się kochanie. Nie martw się, oni cię wyleczą.- słyszałam głos babci, ale niestety widziałam tylko ciemność.
-Babciu! Gdzie jesteś?- krzyczałam w nicość.
-Jestem tylko w twojej głowie, słoneczko. Bądź spokojna. Wysłałam do Thraunduila posłańca z listem. Wszystko mu w nim wytłumaczyłam.- mówiła spokojnie.
-Powiedziałaś mu kim jestem!?- zezłościłam się.
-Wyruszysz z jego pomocą pod Erebor, gdzie rozpęta się wielka bitwa. Wszyscy musimy się zjednoczyć, gdyż ciemność powraca...- jej głos powoli cichnął, a ja nic z tych słów nie zrozumiałam.
-Wezwij po króla, powiedz, że zaczęła się budzić.- poczułam nad sobą jakiś ruch. Powoli otworzyłam oczy, ale szybko je zamknęłam, bo światło zaczęło mnie strasznie razić.
-Spokojnie, nie denerwuj się panienko.- uchyliłam powieki i ujrzałam nad sobą elficę ubraną w fartuszek i chustkę. Zapewne była służącą.
-Gdzie jestem?- wypowiedziałam to tak cicho, że zaczęłam się zastanawiać, czy to aby na pewno był mój głos.
-Znajdujemy się w pałacu króla Thraunduila. Zostałaś postrzelona strzałą z trucizną, pani. Książę przyniósł cię do pałacu kilka godzin temu. Zajął się tobą nasz medyk.- powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Dziękuję.- odpowiedziałam jej tym samym i zeszłam z łoża, ale po chwili straciłam równowagę i gdyby nie ramiona osoby, która właśnie weszła do środka, leżałabym na ziemi jak długa. Spojrzałam w górę na mojego ratownika i zatonęłam w lodowatym błękicie jego oczu.
-Legolasie, połóż ją z powrotem na łóżku.- z moich marzeń i fantazji wyrwał mnie głos króla, który stał zaraz za księciem. Wspomniany wcześniej elf delikatnie wziął mnie na ręce i powoli posadził na posłaniu. Kiwnęłam mu głową w podzięce.
-Jak się czujesz, moja droga?- spytał władca.
-Wyśmienicie Thranduilu.- uśmiechnęłam się do niego.
-Cieszę się, Vanyel.- podkreślił moje imię. -Ale zastanawia mnie tylko, dlaczego od początku nie zdradziłaś mi swojego prawdziwego imienia?
-Nie mogłam, przyjacielu. Wybacz mi.- pochyliłam głowę skruszona.
-Nie, to ty wybacz mi, że cię nie rozpoznałem i zamknąłem w lochach. Jak mogłem być tak głupi?- ostatnie zdanie wypowiedział do siebie.
-Nic się nie stało, teraz nie mamy czasu na takie rozmyślania. Trzeba ruszać pod Erebor, aby pomoc krasnoludom. Zbliża się wojna.- chciałam wstać, ale powstrzymały mnie silne ramiona księcia.
-Uważaj pani, jesteś jeszcze osłabiona.- powiedział patrząc mi w oczy, ale nie zabrał ręki z mojej talii. Zarumieniłam się na ten gest, co zauważył król.
-Legolasie, może zaopiekujesz się naszym gościem? Pokaż jej królestwo, a ja w tym czasie muszę coś załatwić.- spojrzał na nas i z dziwnym uśmiechem wyszedł z komnaty, zostawiając moją prośbę bez odpowiedzi.
-Jeśli nie masz ochoty, albo czasu, to spokojnie zrozumiem.- wypowiedziałam te słowa automatycznie, z grzeczności.
-Ależ nie, to będzie dla mnie przyjemność.- pomógł mi wstać i ruszyliśmy przed siebie. Ja wsparta o niego, a on trzymający mnie w pasie.
-Co ty na to, żeby najpierw obejrzeć ogrody?- spytał zatrzymując się na środku korytarza.
-Uwielbiam naturę. Będę ogromnie szczęśliwa, jeśli pokażesz mi wasze ogrody.- uśmiechnęłam się. Oddał gest i poprowadził mnie w stronę ogromnych drzwi, za którymi rozciągał się piękny krajobraz. Wszędzie było pełno kwiatów. Z każdą chwilą coraz bardziej zakochwiałam się w tym miejscu.
CZYTASZ
Vanyel- Córka Elronda
De TodoMoje ff na podstawie "Hobbita" i "Władcy Pierścieni". Okladkę wykonała @Ilovemyhypnos za co jestem jej bardzo wdzięczna.