3. Mroczna Puszcza.

1.9K 90 9
                                    

Orły zaniosły nas na jakieś kamienne wzgórze i odleciały. Zaraz po wylądowaniu podbiegłam do nieprzytomnego księcia. Zaczęłam wypowiadać nad nim zaklęcia uzdrawiające. Po chwili zakasłał i otworzył oczy.

-Niziołek...- wyszeptał.

-Z panem Bagginsem wszystko dobrze.- uśmiechnęłam się, a on głęboko odetchnął.

-Ty.- powiedział, kiedy wstał. -Od początku mówiłem ci, że to jest niebezpieczna wyprawa i że nie przeżyjesz najmniejszej potyczki.- zbliżał się do wystraszonego hobbita.  -Jeszcze nigdy tak bardzo się nie pomyliłem.- przytulił go, a my się zaśmialiśmy.

-Thorinie...- westchnął Balin, patrząc w dal.

-Czy to jest to co myślę?- spytał Bilbo spoglądając w tą samą stronę co wszyscy.

-To Erebor. Siódme i największe królestwo krasnoludów.- wyszeptał z podziwem książę. -Nasz dom.- uśmiechnął sie. -A teraz idziemy panowie. Już niedaleko.- ruszył w stronę zejścia z góry, a my za nim.

-Musimy iść do domu Beorna.- oświadczył Gandalf.

-Dlaczego?- wszyscy się zdziwili.

-Ponieważ na tych terenach tylko tam będziemy mogli bezpiecznie odpocząć.- odparł i poszedł przed siebie.

-A więc chodźmy.- westchnal książę. W połowie drogi zaczął nas gonić niedźwiedź, aczkolwiek był dużo większy od typowego osobnika. Musieliśmy uciekać. Kiedy dobiegliśmy do końca lasu, od chaty dzieliło nas ponad sto metrów łąki. Rzuciliśmy się pędem w jej stronę, na karku czując oddech bestii. Otworzyłam drzwi, a wszystkie krasnoludy wpadły do środka. Szybko je zamknęliśmy i spojrzeliśmy na czarodzieja.

-Co to było Mithrandirze?- spytałam zdziwiona.

-Nasz gospodarz.- powiedział. -Rzucił na siebie zaklęcie i może zmieniać skórę. Raz jest ogromnym niedźwiedziem, raz człowiekiem. Jako zwierze jest nieobliczalny, ale jako człowiek jest rozsądny i przyjazny. Lecz krasnoludów zwyczajnie nie trawi. No nic, odpocznijcie. Tu nic nam nie grozi.- uśmiechnął się i sam polozyl się na sianie w kącie. -Chyba...- dodał po chwili, tak żeby nikt nie usłyszał, ale zapomniał o słuchu elfów. Mimo wszystko nie spałam całą noc i czuwałam. Gdzieś nad ranem, gdy słońce wyłaniało się zza horyzontu, do środka wszedł wysoki mężczyzna. Rozejrzał się wkoło i położył się do spania. Odetchnęłam z ulgą. Rano przygotowałam śniadanie dla wszystkich.

-Czy dla mnie też coś przygotowałaś?- usłyszałam za sobą.

-Oczywiście Beornie.- odwróciłam się do niego z talerzem pełnym chleba.

-Och. Wybacz mi, pani. Nie wiedziałem, że to ty.- ukłonił się zakłopotany.

-Nic się nie stało, mój drogi. Zresztą mam na imię Vanyel.- uśmiechnęłam się. Rozpoczęła się uczta. Krasnoludy jadły, a ja z gospodarzem nalewaliśmy im mleka i chodziliśmy wokół stołu.

-Nienawidzę krasnoludów, ale orków nienawidzę bardziej. Czego wam trzeba?- zapytał człowiek. Poprosiliśmy o konie i prowiant. Dal nam to czego chcieliśmy, a nawet więcej. Pożegnał nas i ruszyliśmy w stronę Mrocznej Puszczy. Po jakimś czasie w oddali dało się zobaczyć wielki las, który nie miał końca. Zatrzymaliśmy się przy bramie elfów.

-Puście konie wolno, wrócą do swojego pana.- rozkazał czarodziej, a sam poszedł w głąb drzew. Po chwili stamtąd wyszedł.

-Mojego konia zostawcie. Przyda mi się.- zatrzymał ich.

-Zostawiasz nas.- stwierdził hobbit.

-Nie chcę, ale muszę.- westchnął i wsiadł na zwierzę. -Trzymajcie się ścieżki elfów.- odjechał.

Vanyel- Córka ElrondaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz