16. Coś Się Kończy, A Coś Się Zaczyna.

621 24 11
                                    

Legolas

Jechaliśmy już kilka godzin, niedługo powinniśmy dotrzeć do bram królestwa mego ojca. Vanyel zasnęła w powozie zaraz po wyjeździe spod Ereboru. Bardzo się o nią martwiłem, okropnie przeżyła śmierć przyjaciół, co w jej stanie nie było zbyt pomocne. Mimo, że nie umarła, wiedziałem, że jej ciało i dusza są zdruzgotane i minie wiele czasu zanim wróci do dawnej formy. Wbrew pozorom moja elfka była ogromnie krucha i delikatna, pod maską wielkiej wojowniczki skrywała się wrażliwa i filigranowa dziewczyna. Dlatego też musiałem teraz zrobić wszystko, aby ostatnie wydarzenia jej nie złamały.

Myśląc o śpiącej w powozie elfce, podjechałem do ojca. On również bardzo cenił Vanyel, od wielu wieków przyjaźnił się z jej babką - lady Galadrielą.

- Jak się trzymasz synu? - spytał, zanim zdążyłem się do niego dobrze zbliżyć.

- Całkiem dobrze. - stwierdziłem. - Martwię się tylko o Vanyel.

- Rozumiem twoje troski, ja także kiedyś przez to przechodziłem. - westchnął ciężko.

- Jak to? - spojrzałem na niego zdziwiony.

- Twoja matka... - wziął głęboki oddech, a ja się zdziwiłem, bo to był chyba pierwszy raz, kiedy miałem się o niej czegoś dowiedzieć właśnie od ojca. Zawsze unikał tego tematu. - Ona również była bardzo waleczna, jak Vanyel. Pewnego lata, podczas jednej z bitew, w której braliśmy udział, została ciężko ranna. Medycy nie dawali jej żadnych szans, ja jednak wierzyłem, że mnie nie zostawi. Lyra walczyła dzielnie i zaskakując nas wszystkich obudziła się po kilku dniach. To był dzień, w którym oboje dowiedzieliśmy się, że moja żona nosi pod sercem dziecko, ciebie. - uśmiechnął się. - Radości nie było końca, twoja matka miała nowe powody do tego, by wyzdrowieć, a ja starałem się z całych sił, aby ją wspierać. - ojciec zatrzymał swojego konia, odwrócił się w moją stronę i położył rękę na moim ramieniu. - To był jeden z najpieknieszych dni w moim życiu. - ja również położyłem rękę na jego ramieniu. - Jesteś moim jedynym synem Legolasie i wiem, że zaopiekujesz się Vanyel tak, jak ja kiedyś twoją matką.

- Postaram się ojcze. - odpowiedziałem trochę wzruszony.

- A teraz jedź, zobacz co z twoją ukochaną. - król zabrał swoją rękę i znowu ruszył do przodu. - Może już się obudziła.

Kiwnąłem tylko do ojca i zawróciłem konia w stronę powozu. Znajdował się on w środku naszej kolumny, aby nic nie zagrażało księżniczce. Kiedy podjechałem do strażników, jadących przy wejściach do powoziku, ci skłonili głowy w moją stronę i odjechali kilka metrów dalej, żeby dać mnie i elfce trochę prywatności. Zaglądnąłem przez okienko do środka, a tam ujrzałem moją ukochaną, która właśnie się budziła.

- Witaj Vanyel. - powiedziałem niezbyt głośno, nie chciałem jej bowiem przestraszyć.

- Legolasie... - westchnęła. - Czy daleko jeszcze do waszego królestwa? - spytała, widać było po niej, że nie czuje się zbyt dobrze, była wręcz wykończona. - Nie chciałabym być niewdzięczna, ale podróż powozem, mimo że jest ogromnie wygodny, nie jest najmilsza dla mojego ciała.

- Już niedługo kochanie, a może czujesz się na siłach, żeby pojechać ze mną w siodle? - spytałem, wiedząc, że przez całe życie moja elfka wolała jazdę konną od wszelkiego rodzaju powozów.

- O tak, proszę cię, to cudowny pomysł. - w jej oczach zabłysła iskierka radości.

Nie mogąc się powstrzymać uśmiechnąłem się szeroko i nie czekając dłużej, otworzyłem drzwiczki, a następnie złapałem Vanyel w pasie i posadziłem przed sobą na koniu. Moja księżniczka usadowiła się między moimi ramionami, plecy opierając na moim torsie, zaś głowę na moim ramieniu.

Vanyel- Córka ElrondaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz