Od bitwy o Erebor minął już tydzień, moja babka postanowiła zostać w Mroczne Puszczy, aż nie odzyskam pełni sił. Wszyscy tutaj bardzo się o mnie troszczą, a Legolas po prostu przechodzi samego siebie. Z jego rozkazu nie wolno mi nigdzie chodzić samej, zawsze ma być przy mnie ktoś, kto mógłby się mną zająć w razie gdybym zemdlała albo osłabła. Powoli staje się to denerwujące, ale cały czas powtarzam sobie, że on to robi z troski i staram się go zrozumieć. Wiem, że to co się ze mną działo musiało być dla niego ciężkie i dlatego nie kłócę się z nim w sprawie opieki nade mną. Gdyby nie to, że w głowie wciąż mam śmierć przyjaciół, mogłabym być tutaj w pełni szczęśliwa. Pokochałam Mroczną Puszczę równie mocno jak jej księcia i skrycie mam nadzieję, że kiedyś stanie się ona moim domem. Nie wyobrażam sobie bowiem, abym miała spędzić życie z kimś innym niż mój blondwłosy elf.
Dzisiejszy poranek był wprost przepiękny, obudziłam się przed świtaniem i zanim ktokolwiek zdążył zauważyć poszłam na taras od strony wschodu słońca i czekałam. A kiedy w końcu poczułam pierwsze promienie światła na swojej twarzy, uśmiechnęłam się szeroko i całą sobą chłonęłam otaczające mnie piękno. Na domiar szczęścia poczułam przy sobie obecność kogoś bliskiego memu sercu. Odwróciłam się i wyciągnęłam dłoń do osoby stojącej we framudze drzwi.
- Spójrz babciu, czyż to nie jest najpiękniejszy widok, jaki w życiu widziałaś? - spytałam pokazując ręką na pejzaż przed nami. Elfka podeszła do mnie powoli i uśmiechnęła się.
- Tak myślałam, że cię tu znajdę Vanyel.- odrzekła, nie zwracając uwagi na moje słowa.
- Szukałaś mnie? - zapytałam zdziwiona. - O tak wczesnej porze? Coś się stało?
- Nic wielkiego moja droga, po prostu poczułam, że muszę z tobą o czymś porozmawiać. - ścisnęła moją dłoń.
- Tak? - zaczęłam, kiedy elfka nie odezwała się od dłuższej chwili.
- Kiedy twoja matka odeszła, czułam, że to ja muszę zapewnić ci odpowiednie wychowanie i miłość matczyną. Właściwie już w dniu, w którym się urodziłaś wiedziałam, że kiedyś będziesz pobierać ode mnie nauki, ponieważ jesteś Poranną Gwiazdą naszego świata i to po mnie odziedziczyłaś swoje moce i dary. - Galadriela zatrzymała się na chwilę i położyła dłoń na moim policzku. - Przez te kilkaset lat patrzyłam jak z małej dziewczynki stajesz się dorosłą elfką i czarodziejką. Cieszę się, że mogłam brać w tym czynny udział. - w oczach babci pojawiły się szklane przebłyski. - Vanyel, jesteś najdzielniejszą osobą jaką znam. Jesteś dobra, sprawiedliwa i wierna, dlatego chcę ci powiedzieć, że jestem z ciebie ogromnie dumna. Ja i twój dziadek kochamy cię całym sercem i pragnę ci powiedzieć, że niezależnie co zrobisz zawsze będziesz w naszych sercach.
- Babciu, dziękuję, ale nie do końca rozumiem dlaczego mi to mówisz. - powiedziałam zmieszana. - Czy coś się stało? - zmartwiłam się.
- Nic się nie stało moje dziecko. - zamyśliła się. - Nic, oprócz tego, że w ostatnich dniach uświadomiłam sobie, że już nie jesteś moją małą elfką, a dorosłą kobietą, która podejmuje własne, niezależne decyzje. - w głosie Galadrieli zaczęło rozbrzmiewać wzruszenie. - Kiedy poczułam, że ty ... że on mi ciebie ... że ciemne moce cię zabierają, chciałam umrzeć, chciałam, żeby zabrali mnie zamiast ciebie. - z oczu elfki poleciały pierwsze łzy, moje policzki także nie były suche. - Wołałam cię, próbowałam cię wyrwać z jego szponów, ale na darmo. Nie mogłam nic zrobić, byłam całkowicie bezsilna. - przerwała na moment i wzięła głęboki oddech. - Wtedy w oddali ujrzałam mężczyznę o blond włosach i spojrzeniu jasnym niczym błękit nieba i zrozumiałam, że ty już nie należysz do mnie. Tylko on mógł cię uratować i zrobił to.
Popatrzyłam na moją babcię z szerokim uśmiechem, a po chwili przytuliłam ją z całej siły. Jej słowa bardzo mnie wzruszyły i czułam, że obie potrzebowałyśmy tego uścisku.
- Zawsze będę twoją Vanyel i na zawsze będę należeć do ciebie. Nie martw się babciu. - wyszeptałam do jej ucha, a czarodziejka delikatnie odsunęła mnie od siebie na długość ramion i pogładziła po włosach.
- Tak, zawsze będziesz moją Vanyel, ale teraz należysz już tylko do niego, tak samo jak on należy do ciebie. - pocałowała mnie w czoło i powoli odeszła ode mnie, znikając za drzwiami.
W mojej głowie zaczęły kłębić się przeróżne myśli. Kochałam Legolasa, jak również kochałam swoją rodzinę - ojca, Arwenę i dziadków, ale babcia miała rację, to przy jego boku jest moje miejsce, ponieważ nasze ścieżki życia złączyły się w jedną w momencie, kiedy pierwszy raz znalazłam się w jego ramionach. Już wtedy moje serce i dusza wiedziały, że to jest ten, który nimi zawładnie. Co najlepsze, wcale nie czułam teraz melancholii, czułam spokój, ponieważ wiedziałam, że cokolwiek by się nie stało, mam obok siebie kogoś, na kim zawsze się wesprę.
pov. Legolas
Bitwa o Erebor miała miejsce ponad tydzień temu. Od tego czasu z dnia na dzień obserwuję Vanyel, a raczej to jak w ciągu tych kilku dni się zmieniła. Mianowicie, moja kochana elfka stała się bardzo cicha i spokojna, nie kłóci się ze mną nawet o to, że zawsze ma mieć ze sobą jakiegoś opiekuna. Śmierć przyjaciół bardzo mocno się na niej odbiła. Dlatego też cały czas staram się jakoś zajmowac jej czas i wymyślam coraz to nowsze zajęcia. Teraz, na przykład, wysłałem mego ojca, żeby zabrał księżniczkę na spacer po ogrodach mojej matki. Czuje, że im obojgu to się przyda. Thranduil naprawdę lubi moją Vanyel, a ona jego. Ona sprawia, że ojciec staje się weselszy i bardziej rozmowny, nie zamyka się w sobie, tak jak robił to kiedyś.
- Legolasie, podobno chciałeś z nami porozmawiać. - usłyszałem za sobą.
- Tak, wasze wysokości, muszę wam coś powiedzieć. Coś związanego z waszą wnuczką. - odwróciłem się przodem do wejścia do wielkiej sali i popatrzyłem z uwagą na dwójkę najważniejszych istot w życiu mojej ukochanej. - Usiądźcie, proszę. - wskazałem im miejsca przy drewnianym stole, a sam dalej stałem na środku pomieszczenia. - Chciałbym was o coś poprosić, a raczej zapytać o radę. - zacząłem.
- Pytaj mój drogi, z chęcią ci pomożemy. - odezwał się z pokrzepiającym uśmiechem Lord Celeborn.
- Wasza wnuczka jest dla mnie wszystkim. Kocham ją nad życie i jestem pewnien tego, że to z nią u boku chcę spędzić wieczność. - zatrzymałem się, żeby wziąć oddech. - Już jakiś czas temu posłałem po Lorda Elronda i jego drugą córkę, powinni zjawić się tutaj lada dzień. Lecz poczułem, że muszę porozmawiać z wami, w końcu to wy byliście najbliżej Vanyel przez ostatnie lata. - popatrzyłem na parę elfów z powagą. - W najbliższych dniach mam zamiar oświadczyć się waszej wnuczce. Czy mam wasze błogosławieństwo?
- Och, Legolasie. - westchnęła pani Lorien. - Oczywiście, że masz. Tylko ty możesz zapewnić jej szczęście, bezpieczeństwo i miłość.
- Cóż, nie powiem, że się tego nie spodziewałem. - zaczął zachrypniętym głosem Celeborn. - Nie sądziłem jednak, że tak szybko podejmiesz decyzję, jednakoż uważam, że Vanyel nie mogłaby znaleźć lepszego towarzysza życia. - uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję wam za te słowa, wasze wysokości. Naprawdę miałem wielką nadzieję, że tak zareagujecie. - posłałem im wdzięczne i szczęśliwe spojrzenie.
- Ale pamiętaj mój drogi elfie, że wziąłeś pod swoje barki największy skarb tego świata i musisz o niego dbać, bo wielu będzie pragnęło ci go odebrać. - zastrzegła czarodziejka.
- Jestem tego świadom całym sobą, Pani. - mruknąłem, patrząc przez okno na Vanyel i mojego ojca wśród kwiatów. Oboje śmiali się do rozpuku. Sam się uśmiechnąłem na tn widok, bowiem pokochałem jej śmiech równie mocno jak ją samą. - Każdego dnia odkąd ją poznałem zadaje sobie pytanie "czym sobie na nią zasłużyłem?" i jeszcze nie znalazłem odpowiedzi i wątpię, że kiedykolwiek odnajdę albo zrozumiem, ale możecie być pewni, że każdego dnia będę ją celebrował jak największy skarb, którym notabene jest.
CZYTASZ
Vanyel- Córka Elronda
RandomMoje ff na podstawie "Hobbita" i "Władcy Pierścieni". Okladkę wykonała @Ilovemyhypnos za co jestem jej bardzo wdzięczna.