Walka trwała już jakiś czas, kiedy zobaczyłam w oddali, jak Thorin, Dwalin, Fili i Kili jadą na kozicach na szczyt kruczego wzgórza, gdzie urzędował Azog. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć co dzieje się wokół mnie i ujrzałam czarodzieja, który ewidentnie potrzebował pomocy. Nie bacząc na nic, ruszyłam w jego stronę, przepychając się między walczącymi. Kiedy byłam już blisko, wyciągnęłam sztylet i rzuciłam się na olbrzyma, atakującego czarodzieja. Wbiłam mu ostrze w kark i przekręciłam. Bestia upadła na ziemię, przygniatając przy okazji mnie.
Nie mogłam złapać oddechu, czułam, jak wszystko mnie boli. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Szczerze? Nie sądziłam, że tak umrę, że stanie się to dzisiaj. Kiedy już jedną nogą byłam na tamtym świecie, poczułam, że ktoś zdjął ze mnie ciężar stwora i zaczerpnęłam powietrza. Nie mogłam się podnieść z ziemi, nie miałam w ogóle sił. Czułam się jakby ktoś przywiązał mnie do podłoża.
- Vanyel! - usłyszałam znajomy głos. - Ocknij się, nie umieraj! - powoli uchyliłam powieki i pierwsze co zobaczyłam to lodowo-błękitne oczy pewnego elfa.
- Legolas... - szepnęłam i spróbowałam podnieść dłoń do jego twarzy, ale nie miałam tyle siły.
- Gandalfie! Ona jest cała połamana, musisz jej pomóc! - odezwał się młody książę. Czarodziej pochylił się nade mną że swoją laską i pocierając jej czubek, począł wymawiać zaklęcia uzdrawiające. Po chwili poczułam się dużo lepiej, ciało nie bolało mnie aż tak bardzo jak jeszcze przed momentem. Wiedziałam, że działanie tych czarów niedługo się skończy i będę wręcz umierać z bólu, jeśli teraz nie odpocznę, ale musiałam wrócić do walki, nie mogłam zostawić moich towarzyszy w potrzebie. Spróbowałam się podnieść, ale coś mi to uniemożliwiło, coś czyli ramiona pewnego przystojnego elfa.
- Nie możesz teraz wstawać, zaraz cię stąd zabiorę. Pojedziemy do Mrocznej Puszczy, tam odpoczniesz. - powiedział blondyn i razem ze mną w ramionach wstal szybko i zbliżył się do konia.
- Puść mnie natychmiast! - zwróciłam się do elfa. - Nie widzisz, że oni potrzebują mojej pomocy?
- Nie możesz walczyć, jesteś ranna.
- Nic mnie nie boli, a rannych bardziej ode mnie jest tutaj dużo więcej. - odrzekłam. - Zresztą, ty nie masz żadnych praw, żeby za mnie decydować czy, tym bardziej, rozkazywać mi. Puść mnie w tej chwili, albo zrobię Ci krzywdę. - zagroziłam, ale mężczyzna w ogóle się tym nie przejął. Stwierdziłam, że muszę wprowadzić słowa w czyn. Owinęłam się wokół jego torsu tak, że znalazłam się na jego plecach, a wtedy zeskoczyłam z nich i opierając ręce na jego ramionach, kopnęłam go kolanem w tylek. Odwrócił się momentalnie, a w jego spojrzeniu złość mieszała się ze zdumieniem. - No co? Ostrzegałam, a i tak nie dostałeś prawie w ogóle. - chciał się do mnie odezwać, ale pokręciłam szybko głową i odbiegłam od nich. Moim celem było Kurcze Wzgórze.
Biegnąc wzdłuż murów, wyczułam obecność magii. Rozejrzałam się, ale nie zauważyłam niczego. Wtedy do mnie dotarło, hobbit. Odezwałam się do niego w myślach i czekałam, rozglądając się na boki. Wtem, przede mną pojawił się niziołek, zdążyłam tylko zauważyć jak szybko schował do kieszeni swój skarb. Stwierdziłam, że później z nim o tym porozmawiam, teraz były ważniejsze rzeczy do zrobienia.
- Bilbo, powiedz mi, gdzie ty idziesz? Uciekasz? - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Nie! W życiu bym nie uciekł! - zapeszył się. - Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć?
- Cóż, ukrywasz się, idziesz w odwrotnym kierunku od pola bitwy, co mam sobie myśleć?
- Gandalf kazał mi ostrzec krasnoludy, które są na Kruczym Wzgórzu, ponieważ zbliża się druga armia z Gundabadu. Właśnie od strony Kruczego Wzgórza. - wyjaśnił na prędce.
- Czyli to wszystko, to pułapka. - spojrzałam przerażona na wzgórze, gdzie znajdowali się moi przyjaciele. - Szybko Bilbo, musimy ich ostrzec! - krzyknęłam i rzuciłam się biegiem pod górę. Kiedy dotarliśmy na szczyt, zauważyłam tylko dwóch z czterech krasnoludów, którzy mieli tu być. - Gdzie są Kili i Fili? - odezwałam się, kiedy strach coraz bardziej ogarniał moje ciało.
- Vanyel? Co ty tutaj robisz? - zdziwiony król krasnoludów odwrócił się w moją stronę.
- Z Gundabadu nadciąga druga armia. - tym razem dało się słyszeć głos hobbita. - Przyszliśmy was ostrzec, więc jak najszybciej zawołajcie Killiego i Filliego, gdziekolwiek są i wracajmy na dół.
- Czyli to była pułapka... - mruknął Thorin. - Chłopcy! - nagle wykrzyknął. - Dwalin, sprowadź ich jak najszybciej! - rozkazał krasnoludów, stojącemu obok niego.
Lecz, gdy tylko to powiedział, wieża naprzeciwko nas rozbłysła ognistymi płomieniami i dało się słyszeć odgłos marszu. Wtem, na szczycie wieży pojawił się Azog Plugawy razem z orkami, niosacymi Fili'ego. Krasnolud był już na wyczerpaniu, szeptał do nas, żebyśmy uciekali.
- On będzie pierwszy! - odezwał się dowódca orków. - Potem jego brat, a następnie ty, Dębowa Tarczo! - zaśmiał się gorzko. - Ród Durina dzisiaj zginie!
W tym samym momencie miecz przebił pierś blondwłosego krasnoluda. Jego ciało bezwładnie spadło, upuszczone na lód. Z przerażeniem patrzyłam na jasne oczy przyjaciela, nagle stały się całkiem puste. Poczułam, jak niewidzialna strzała przeszywa moje serce, bowiem to on pierwszy z krasnoludów nawiązał że mną jakąś więź. Stał się moim przyjacielem, a teraz go straciłam. Najgorsze było to, że nijak nie mogłam mu pomóc, mogłam tylko stać i patrzeć na to, jak ulatuje z niego życie. Patrzeć, jak jego bezwładne ciało upada na lód.
Mimo, że starałam się powstrzymać łzy, kilka kropel spłynęło po moim policzku. Spojrzałam powoli po towarzyszach, którzy zamarli. Ostatni raz odwróciłam wzrok w stronę zmarłego i kiedy miałam wypowiedzieć słowa pożegnania, znikąd wyskoczył Kili z głośnym okrzykiem na ustach. Za nami zaś, poczęli pojawiać się orkowie i gobliny. Rozpoczęła się kolejna walka. Żałobę musiałam odłożyć na później, przetarłam szybko oczy i zaczęłam odpierać ataki stworów.
Myślałam, że już wydobrzałam, i że nie było że mną aż tak źle, ale dopiero podczas walki poczułam w jak złym stanie jestem. Gandalf starał się mnie uleczyć, ale jego moce nie są az takie silne, biorąc też pod uwagę fakt, że nie używa on swojej laski. W każdym bądź razie musiałam jak najszybciej odpocząć, bo słabłam z każdą sekundą coraz bardziej, czułam jak kręci mi się w głowie. Nie byłam też zbyt dokładną w walce przez swój stan, co doprowadziło do kilku ran, jednych mniejszych i płytszych, a drugich większych i głębszych. Uczucie upływu krwi z mojego ciała wzmagało się z minuty na minutę.
W pewnym momencie upadłam i nie dałam rady wstać. Wtedy ruszył na mnie jeden z orków. Próbowałam podnieść miecz, ale jednak nie miałam wystarczająco siły. Jednak nie poddałam się i starałam się cały czas, żeby jakoś obronić się przed śmiercią z rąk stwora. Kiedy już myślałam, że zruci na moją głowę swój topór, zatrzymał się i wyłupił oczy. Przeraziłam się nie na żarty. A wtedy ork upadł i zza niego wybiegł mój wybawiciel.
CZYTASZ
Vanyel- Córka Elronda
RandomMoje ff na podstawie "Hobbita" i "Władcy Pierścieni". Okladkę wykonała @Ilovemyhypnos za co jestem jej bardzo wdzięczna.