8. G. Schlierenzauer x M. Fettner

796 47 21
                                    

Od najmłodszych lat interesowałem się futbolem amerykańskim. Pasją zaraził mnie mój ojciec, który w czasie studiów przebywał w Stanach kilka miesięcy i w ramach rozrywki chodził na mecze miejscowej drużyny. Szybko go to pochłonęło i zamiast grać ze mną w piłkę nożną, uczył mnie podstaw futbolu. W końcu zapragnąłem zostać profesjonalnym zawodnikiem, lecz w mojej rodzinnej Austrii nie miałem możliwości rozwoju w tym kierunku. Na całe szczęście tata otrzymał niezłą propozycję pracy w Nowym Jorku, którą przyjął bez wahania. Nawet pomógł mi wybrać szkołę z najlepszą drużyną.

Pierwszego dnia w nowej placówce od razu go zauważyłem. Nie dało się przejść obojętnie obok tego wysokiego bruneta z tatuażami i tunelem w lewym uchu. Przyciągał nie tylko wyglądem, ale także pewnością siebie, no bo hej, był najpopularniejszym chłopakiem w szkole, kapitanem szkolnej drużyny, a co tydzień miał inną dziewczynę. Zapewne kiedyś został zraniony przez dziewczynę, przez co preferował przygody na jedną noc. Wydawał mi się być strasznym bucem, a ja nie lubię takich ludzi. A nazywał się Manuel Fettner.

Przyjęto mnie do drużyny, więc zacząłem spędzać z Manuelem więcej czasu. Moje pierwsze wrażenie z każdym dniem potwierdzało się coraz bardziej. Jeśli chodzi o grę, to byłem dobry, nawet śmiem twierdzić, że lepszy od niego, przez co brunet czuł się zagrożony. Nie chciał dopuścić do straty swojej pozycji. W dodatku dziewczyny zaczęły się mną interesować, co jeszcze bardziej go denerwowało.

Na moje nieszczęście, znalazłem coś pociągającego w jego zazdrości. W szatni jeszcze bardziej prężył swój tors, żeby mi przypomnieć, że to on jest tu najważniejszy. Gdy tylko się zbliżał, mogłem dokładnie przyjrzeć się jego tatuażom. Matko, w życiu żaden facet nie podobał mi się tak samo, jak Fettner. Myśli w stylu „Gregor, ogarnij się. Wolisz dziewczyny." nie pomagały. Po pewnym czasie dałem sobie z nimi spokój, bo chciałem go mieć. Tu i teraz. Boże, daj mi tę szansę.

Kapitanka drużyny cheerleaderek, Samantha, co roku organizuje u siebie imprezę sylwestrową. Jest to najgorętsza impreza w roku szkolnym. Jeśli cię na niej nie ma, jesteś zerem. Jednak musiałem być kimś w tej szkole, skoro dostałem zaproszenie. Do Manu oczywiście kleiły się wszystkie dziewczyny, a on tańczył tylko z tymi ładniejszymi. Wszystko wyglądało jak w typowym amerykańskim filmie o nastolatkach. Można było przewidzieć wiele rzeczy, ale jednego się nie spodziewałem.

W drodze do łazienki z pokoju wyszedł jakiś blondyn, a za nim on - Manuel. Tak, ten Manuel Fettner. Zamarłem.

- Zamknij buźkę, młody, bo ci mucha wleci. - powiedział niewzruszony, przypalając papierosa.

- A-Ale... - zacząłem się jąkać - To ty...

- Wiesz jak to mówią: „Żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek". - puścił mi oczko i odszedł.

W łazience spędziłem sporo czasu. Doznałem wielkiego szoku, choć powinienem się cieszyć - przecież to oznaczało, że mam u niego szansę. Ale to i tak było dla mnie dziwne. Dopiero, gdy przemyłem twarz lodowatą wodą, mogłem wrócić do towarzystwa. A przynajmniej chciałem. Ledwo otworzyłem drzwi, a Manuel rzucił mi mój płaszcz i kazał wyjść na taras. Tam rozłożyliśmy na ziemi koc, który zabrał brunet. Na nim mogliśmy spokojnie usiąść i nie martwić się, że złapiemy wilka.

Nie od razu zaczęliśmy rozmawiać. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i skierował ją w moją stronę wraz ze spojrzeniem, które pytało „Poczęstujesz się?", ale tylko potrząsnąłem głową, bo przecież nie palę. Zresztą, sportowcowi nie wypada. Kiedy płomień zapalniczki objął czubek tego trującego przedmiotu, a następnie chłopak wypalił go do połowy, postanowił się odezwać:

Chore serce otwieram - ski jumping shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz