Paradę sztuczności czas zacząć.

118 12 0
                                    

Stojąc oparty o jedną z szyb samochodu siostry wpatrywał się w tłum mijających go ludzi. Z ich twarzy aż bił brak szczerości i żałosna chęć pokazania tego, że to oni najbardziej cierpią.

Patrick czuł, że zjawił się na złej uroczystości. On przyszedł pożegnać swojego najlepszego przyjaciela, a oni chcieli być fałszywą widownią podstawioną jedynie po to aby widz wiedział w jaki sposób się zachować.

- Nie denerwuje cię to?- zapytał nagle zaskakując tym pytaniem nawet samego siebie.

- Że sama muszę to wszystko dźwigać? Tak.- odparła ironicznie jego siostra, wyciągając z tylnego siedzenia samochodu pokaźny wieniec poprzeplatany białą wstęgą, na której napis jedynie przypominał mu po co tu przyszedł. Zdenerwowany zabrał go od Amy.- Co masz na myśli?

- Ci wszyscy ludzie... oni...- zaczął ściskając ze złością pięść.- Żadne z nich nie wie, jaki naprawdę był Jonathan, nie obchodził ich, a mimo to mieli czelność przyjść tu i opłakiwać jego śmierć. Co o nim wiedzą? Pewnie połowa z nich nawet nie wie jakie było jego drugie imię. Chodzą dookoła obnosząc się z tym swoim udawanym współczuciem jakby liczyli, że w ten sposób coś wygrają.

- To tylko ludzie, odpuść im.- stwierdziła jego siostra poprawiając kosmyk włosów, który uciekł z jej wysoko upiętego kucyka. "To tylko ludzie". Ile razy słyszał już tą wymówkę? Jego matka stanowczo jej nadużywała, ale on nie potrafił jej wytłumaczyć, że niczego to nie zmienia. Co z tego, że ktoś jest człowiekiem? Wszyscy nimi jesteśmy, a mimo to, na takie wytłumaczenie zasługują nieliczni.

Z drugiej strony, co to udowadnia? Że jako gatunek jesteśmy beznadziejni, czy wręcz przeciwnie, że nasza niedoskonałość sprawia, że jesteśmy perfekcyjni?

- Ale nie wkurza cie to, że oni wszyscy... Udają?- drążył temat Patrick bezmyślnie idąc za Amy, która upewniając się, że zamknęła drzwi w samochodzie ruszyła w stronę pozostałych żałobników.

- Nie.- odpowiedziała po bardzo długiej chwili rzucając to słowo z taką nonszalancją, że jeszcze bardziej zezłościła swojego brata.

- Ale to niesprawiedliwe.- stwierdził oskarżającym tonem.

-Ale tak jest. - kontynuowała wzruszając ramionami.- Ludzie przestali przychodzić na pogrzeby żeby kogoś pożegnać. Teraz to głównie rewia mody i udawana żałoba. Świat poszedł do przodu, nikt nie ma na to czasu. Takie jest życie.- tłumaczyła widocznie pragnąc, aby dał jej spokój. Nie potrafiła z nim rozmawiać, bo zawsze kończyło się w podobny sposób. Patrick się denerwował, a ona chciała powiedzieć mu jedynie żeby się zamknął.

- "Takie jest życie".- mruknął kpiąco powtarzając jej słowa. Kolejna wymówka, którą nadużywają wszyscy, których lista argumentów kończy się na "bo tak". Nienawidził tego z całego serca, gdy ludzie zamiast udzielić mu konkretnej odpowiedzi rzucali teksty, które były jedynie ogólnym opisem dla sytuacji.

Skoro "takie jest życie" to czemu nikt nie wie jakie ono jest? Każdy chodzi na ślepo, udając, że wie co robi myśląc, że choć trochę będzie mu łatwiej. 

- Dziękuję za przyjście.- usłyszał głos matki Jonathana, która w tym czasie ściskała dłoń jego siostry. Gdy spojrzał na twarz tej kobiety oddech ugrzązł mu w gardle. Doskonale wiedział, że przez kilka ostatnich dni w ogóle nie spała, ale sińce pod jej oczami sprawiały, że wydawała się o wiele starsza niż była w rzeczywistości.

Patrick od zawsze uwielbiał z nią rozmawiać. Gdy tylko zaprzyjaźnił się z jej synem, posiłki na które go zapraszano były najlepszą częścią jego nudnej codzienności. W tej kobiecie było coś takiego, że nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Znał jej historię. Sama wychowała Jonathana, brała po kilka zmian w pracy, żeby niczego mu nie zabrakło, a mimo wszystko nigdy nie była tak zmęczona, żeby odmówić mu towarzystwa. Zawsze ją podziwiał, a z drugiej strony nie rozumiał.

Za każdym razem gdy wracał do domu patrzył na swoją matkę i zastanawiał się czy ona kocha go równie mocno. Nigdy nie wątpił w to, że są rodziną. Nigdy nawet się nie zawahał, żeby nazwać ją najlepszą matką na świecie. Ale czy na pewno go kochała?

Stojąc na wprost pani Martin nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Wiedział, że nie zobaczyłby tam niczego poza cierpieniem, ale nie był gotowy, żeby się o tym przekonać.

- Współczuję pani straty.- wyszeptał starając się brzmieć jak najbardziej szczerze. Czuł jednak, że czegokolwiek by nie powiedział nie byłoby to wystarczające.

- Dziękuję. Dziękuję za wszystko.- odpowiedziała mu próbując powstrzymać napływające do jej oczu łzy. Wyciągnęła w jego stronę rękę jakby chciała go przytulić, ale on automatycznie się odsunął. Nienawidził bliskości, a ona jako jedna z niewielu osób to akceptowała. Widząc jego wahanie zrezygnowała i położyła dłoń na jego ramieniu i powtórzyła jeszcze raz "dziękuję".

Patrick rozumiał, że nie była wdzięczna jedynie za to, że przyszedł na pogrzeb Jonathana czy za to, że jej pomagał w przygotowaniach. Dziękowała mu za obecność w życiu jej syna.

Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami nie wiedząc co powinien odpowiedzieć. Po raz pierwszy, od wielu lat, ktoś był zadowolony z jego obecności, a nie cieszył się z niej jedynie z poczucia obowiązku.

Po raz pierwszy,  od wielu lat,  Patrick coś poczuł.

O samobójcy, który chciał żyć.Where stories live. Discover now