Śmierć

39 5 0
                                    

Czy na pewno wiesz co masz na myśli mówiąc, że nienawidzisz? Tym uczuciem możesz darzyć praktycznie wszystko co tylko istnieje. Od smaku brukselek, który skutecznie niszczył Ci dzieciństwo, aż po sprzedawczynię osiedlowego sklepu, która doniosła Twoim rodzicom, że wszystko co zarobiłeś, wydawałeś u niej, na produkty niekoniecznie uznawane jako te "pierwszej potrzeby".

Twoja nienawiść, była jednak głównie ukierunkowana wobec samego siebie. Nie mogłeś znieść tego jaki byłeś, nie mogłeś pogodzić się z tym jaki mógłbyś być i nie mogłeś zrozumieć, czemu nigdy się taki nie stałeś.

Nie umiesz wskazać dnia, w którym po raz pierwszy dotarło do ciebie, że coś czujesz. Nie pamiętasz też, kiedy stwierdziłeś, że są to negatywne emocje.

Od zawsze nienawiść była dla ciebie czymś naturalnym. Była łatwiejsza od reszty wyniosłych uczuć, które nigdy nie mogły obejść się bez uzasadnienia. 

Nie umiałeś pojąć tego, że ludzie nie potrafili zadowolić się samym faktem istnienia jakichkolwiek emocji i potrzebowali wyjaśnień, które stanowiłyby dla nich fundament.

Dla ciebie to zawsze było proste. Jeśli mówisz, że kochasz, to znaczy, że przedmiot tego uczucia, jest dla ciebie o wiele więcej warty niż pozostałe i wizja życia bez niego jest dla ciebie przerażająca. Takie umotywowanie miłości nigdy nie było wystarczające. Nieustanne pytania "dlaczego?", "a za co?" ,"a czy na pewno?", powodowały, że szybko wycofywałeś się ze swoich deklaracji.

Nie potrafiłeś rozmawiać o uczuciach i nie przyznawałeś się do ich posiadania nawet przed samym sobą.

Po kilku latach zauważyłeś, że istnieje jedno uczucie, którego posiadania nie trzeba tłumaczyć. Nienawiść.

Jeśli coś cię obrzydzało, musiałeś wyjaśnić dlaczego. Jeśli coś sprawiało, że się śmiałeś, musiałeś uzasadnić w jaki sposób.

Nienawiść tego nie potrzebowała. Ludzie od razu się wycofywali i zostawiali cię w spokoju, pozwalając byś zatracał się w swoich przemyśleniach.

Pierwszy raz od dłuższego czasu, mogłeś być sam. Zadowalało cię to, ale widząc karcące spojrzenia twoich rodziców, którzy nieustannie powtarzali, że tak nie powinno być, nie potrafiłeś w pełni się tym cieszyć.

Znowu zacząłeś udawać. Grałeś syna, przyjaciela, brata, kolegę i nie potrafiłeś wyzwolić się z tego teatru. Tak jak aktor w niekończącym się serialu, który powoli zaczyna mieć dość swojej postaci, tak ty nienawidziłeś tego kim się stałeś.

Oprócz nienawiści, zauważyłeś kolejne uczucie, które spalało cię od środka. Złość.

Gdy zacząłeś szkołę średnią nie funkcjonowałeś na żadnym poziomie, nie angażując w to rozdrażnienia. Nie potrafiłeś inaczej i nie umiałeś przekonać samego siebie do innych reakcji.

Są takie dźwięki na świecie, które irytują praktycznie każdego, szczególnie wtedy, gdy są długotrwałe. Ty doszedłeś do takiego punktu, że drażnił cię nawet dźwięk czyjegoś oddechu.

W tym momencie wiedziałeś, że stałeś się niemalże bombą, która czekała na iskrę, która mogłaby rozpocząć całą reakcję.

Były dni, w których miałeś ochotę po prostu wykrzyczeć ludziom jak bardzo ich nienawidzisz. Zniszczyć wszystkie więzi jakie cię z nimi łączyły, tylko po to, żeby sobie ulżyć. Nigdy się na to nie zdobyłeś, ale ten plan nieustannie kołatał się w twoich myślach.

Wraz z rozpoczęciem nauki poddałeś się. Nie chciałeś być już więcej najlepszy. Przeczekałeś czas, w którym wszyscy wzięli za punkt honoru, żeby uświadomić ci jak bardzo ich w ten sposób zawodzisz i wtopiłeś się w tłum.

Znowu byłeś niewidoczny.

W trakcie jednego semestru dodali ci do planu zajęć dodatkową lekcję- psychologię. Byłeś na kierunku przyrodniczym, ale w żaden sposób się z nim nie wiązałeś. Byłeś praktycznie pełnoletni i zdolny do podejmowania własnych decyzji, ale znowu pokierowałeś się tym co myśleli inni.

Nauczycielka w podstawówce powiedziała ci, że widzi cię w roli lekarza. Nie takiego pierwszego kontaktu, ale takiego, który jest światowej klasy chirurgiem. Nigdy się nie zastanawiałeś nad tym czy ten pomysł w ogóle ci się podoba, ale uczepiłeś się go. W ten sposób rodzice byliby dumni.

Gdy tylko zacząłeś zajęcia na tym profilu, znienawidziłeś go. Nic ci się na nim nie podobało, ale niczego nie zmieniałeś. Znów stworzyłeś sobie wygodny kokon, który pozwalał ci na to, żeby przebrnąć przez kolejne miesiące życia bez opuszczania go.

Zajęcia z psychologii w ogóle ci się nie podobały. Uważałeś, że są jedynie kolejną okazją do zmarnowania czasu. Nie, że miałeś jakieś lepsze zajęcia. Nie chciałeś po prostu znać prawdy.

Jak byłeś młodszy kilkukrotnie odwiedziłeś gabinet psychologa. Musieli ocenić czy byłeś w stanie znieść kilka godzin więcej nauki i zwiększony poziom twoich zadań- cenę za to, że byłeś "ponadprzeciętnie" uzdolniony. Nienawidziłeś tego pojęcia. Dla większości dzieci miałoby to związek z superbohaterami, ale dla ciebie było przekleństwem. Chciałeś być taki jak inni.

Siedząc w tym gabinecie i czekając na kolejne pytania zastanawiałeś się co ty tam w ogóle robisz. Pani psycholog powiedziała ci, że masz odpowiadać na pytania szczerze. Nie chciała żebyś myślał nad tym co miałeś powiedzieć. Pragnęła żebyś niczego nie analizował i wyrażał siebie.

Nawet wtedy nie potrafiłeś przekonać samego siebie do tego żeby nie szukać logicznego wyjścia z sytuacji. Gdy tylko prosiła cię o wykonanie jakiegoś zadania w twojej głowie momentalnie pojawiały się wszystkie możliwe scenariusze.

Pamiętasz jak narysowałeś swoją rodzinę? Poprosiła cię żebyś narysował swój dom i wszystkich kogo kochasz i postawiła przed tobą dwa kubeczki. W jednym z nich znajdowały się kredki, w drugim- ołówki. Wybrałeś to co kolorowe, tylko dlatego, że wiedziałeś, że było dobrą odpowiedzią.

Zapytała jak chciałbyś narysować swoją rodzinę. Nic nie odpowiedziałeś. Spojrzałeś się na nią i zrozumiałeś co miałeś zrobić. Każdy kogo narysowałeś miał przyklejony do ust sztuczny uśmiech i wszyscy trzymali się za ręce. Tego od ciebie oczekiwali.

Pani psycholog powiedziała, że powiesi sobie twój rysunek na ścianie, ale nigdy tego nie zrobiła. Czułeś się wściekły i zdradzony. Oszukała cię. Rozumiałeś jednak, że nie powinieneś reagować w ten sposób. To tylko głupi rysunek. Widziałeś przecież jak twoja matka wyrzucała praktycznie każdy, który jej dałeś. Jeden, nie robił różnicy.

Gdy kilka lat później siedziałeś na zajęciach z psychologii to wspomnienie do ciebie wróciło. Wpatrywałeś się w nauczycielkę, która zaczęła opowiadać o depresji i zacząłeś się mimowolnie zastanawiać, czy ona też wyrzuciłaby twój rysunek. 

Nie słuchałeś jej, ale automatycznie zapisywałeś jej słowa. Mówiła, że podejrzenie posiadania depresji zaczyna się od sprawdzenia tego czy u badanej osoby przez dwa tygodnie utrzymują się pewne objawy,co najmniej po jednym z dwóch grup.

Odwróciłeś się w stronę partnera w ławce, który spojrzał na ciebie pytająco. Nie chciałeś nic mówić, nie chciałeś nic więcej wiedzieć.

Wpadłeś na głupi pomysł, żeby sprawdzić czy którykolwiek objaw będzie pasował do twojego życia. Nie spodziewałeś się tego, że doświadczyłeś wszystkich i to nie w ciągu ostatnich dwóch tygodni, ale w ciągu ostatnich kilku lat.

Wtedy złość znowu do ciebie wróciła. Czułeś, że byłeś wściekły na tego, kto wpadł na pomysł, żeby prowadzić takie zajęcia w szkole, ale przede wszystkim na to, że to mogła być odpowiedź na pytanie co się z tobą działo.

Jak wiele razy wcześniej postanowiłeś zakopać te wnioski głęboko w swojej pamięci. Według ciebie depresja, jest jedynie wymówką dla słabych ludzi, którzy nie potrafią sobie poradzić w życiu. A ty nie byłeś słaby. Dawałeś sobie radę przez tak długi czas, więc czemu miałbyś się teraz poddać.

Nie wiedziałeś jednak co cię czeka.

O samobójcy, który chciał żyć.Where stories live. Discover now