Śmierć

92 10 0
                                    

Nie wiem czy zauważyłeś, ale bardzo łatwo tobą manipulować. Topisz się w pozornej świadomości, dławiąc się kontrolą, którą łaskawie daje ci życie. Gdzieś głęboko, z tyłu twojego umysłu kołacze się myśl, że to wszystko jest zwykłą iluzją, ale twój zdrowy rozsądek, który nigdy nie był nawet bliski bycia zdrowym, skutecznie go ucisza.

Zauważyłeś, że nauczyłeś się manipulować samym sobą? Powtarzasz nieustannie, że wszystko jest Ci obojętne, choć szala za każdym razem jest przechylona na jedną ze stron. Nie potrafisz zdecydować, którą ścieżką podążać, mówiąc, że obie wydają ci się korzystne. Nie dostrzegasz jednak drugiego dna.

Skoro każdy wybór jest dobry, to co ci zależy? Możesz zdać się na los, przeznaczenie, zbierzność przypadków, czy w cokolwiek innego wierzysz i pójść w dowolnym kierunku. Coś jednak powstrzymuje cię przed rzuceniem się w wir wydarzeń. Istnieje jakiś czynnik, który powoduje, że to nad czym nie masz zamiaru się zastanawiać, tak naprawdę nie jest ci obojętne i posiadasz na ten temat jakieś zdanie, mimo że bronisz się przed jego wyrażeniem.

Nie chcę cię obrażać czy poniżać, ale sam musisz przyznać, że podejmowanie decyzji nigdy nie było twoją mocną stroną. Gdy byłeś młodszy matka wymagała od ciebie stanowczych, męskich decyzji, a ty jej ulegałeś, bo twój niewielki, niedoświadczony umysł nie pojmował jeszcze istoty działania odmowy.

Musisz przyznać, że na przestrzeni lat zmieniły się też podmioty twoich decyzji. Kiedyś kolor zabawki, dziś kolor trumny. Trochę inny kaliber prawda?

Wzdrygasz się na samą myśl, ale tak właśnie było. Gdy jego matka poprosiła by ktoś zajął się wyborem trumny, bo była za bardzo załamana żeby się tego podjąć, nie miałeś problemu żeby na ciebie spadł ten obowiązek. Przechadzając się obok różnych wzorów, nie dostrzegałeś tego co czyni je innymi od pozostałych, a mimo to udawałeś zastanowienie. Twoje myśli dominował obraz człowieka, który się w nich zmieści.

W Twoich wyobrażeniach ten człowiek nie miał twarzy, a mimo wszystko znałeś jego imię. Wiesz co mnie najbardziej dziwi? Żaden z nich nie nosił nazwiska osób, których nienawidzisz. Każdy z nich był Tobą.

Wiesz co jeszcze jest zaskakujące? To, że postrzegasz życie jako pewnego rodzaju metaforę. Rozumiem, że chcesz w ten sposób nadać mu jakiś sens, czy wyższy cel, do którego powinieneś dążyć. Nie potrafię jednak pojąć dlaczego to robisz. Próbuję sobie w jakiś sposób to wyjaśnić, ale czuję, że za każdym razem czegoś brakuje.

Każdy z nich jest Tobą. Każdy z nich ma jednakową historię, a jednak nie mają ze sobą nic wspólnego. Wydaje mi się, że w ten sposób żegnałeś się z kolejnymi etapami swojego życia. Pierwszym złamanym sercem. Pierwszą kłótnią. Pierwszym razem gdy powiedziałeś swojej matce, że jej nienawidzisz, gdy kolejny raz uznała, że jej pseudo-matczyne mądrości są tym czego potrzebujesz, zamiast szukać sposobu, żeby Ci pomóc.  Pierwszym razem gdy postanowiłeś, że bycie zawodem dla rodziców będzie jedynym co potrafisz.

Masz w sobie pełno żalu i poczucia winy. Czujesz się odpowiedzialny za wszystko co się wokół ciebie dzieje. Masz wrażenie, że wszystkie podejmowane przez Ciebie decyzje nie zmieniają twojego życia, a jedynie niszczą wszystko co kiedykolwiek miało dla ciebie znaczenie.

Pamiętasz gdy pierwszy raz nazwałeś samego siebie porażką? Jeśli nie, pozwól, że Ci przypomnę.

Było to krótko po tym, jak zerwała z Tobą Twoja pierwsza dziewczyna, Eloise. Byliście razem naprawdę krótko, jeśli mogę dodać. Zaangażowałeś się w ten związek, a mimo to nie miał on sensu. Znajomi powtarzali Ci, że się śpieszyłeś, że niepotrzebnie się tak przywiązywałeś, ale ty wiedziałeś swoje.

Jak zawsze, gdy musiałeś pomyśleć poszedłeś nad jezioro, nad które zabierali cię rodzice, choć jeszcze nie umiałeś pływać. Swoją drogą, nie uważasz, że w ten sposób ominęła cię cała zabawa? Twoje rodzeństwo świetnie bawiło się w wodzie, a Ty jedynie się na nich patrzałeś, zbyt mały żeby do nich dołączyć, wystarczająco duży, żeby tego pragnąć.

Wracając do tego pamiętnego dnia. Wpatrywałeś się w nieskazitelną taflę jeziora, jakbyś oczekiwał, że zaraz ktoś miałby z niego wyskoczyć. Co chwilę na wodzie pojawiały się dziwne kształty. Wiedziałeś, że prawdopodobnie powstają przez rośliny rosnące na jego dnie, ale i tak dostrzegałeś w nich coś fascynującego.

Usiadłeś nad samym brzegiem pozwalając aby poruszająca się pod wpływem delikatnego wiatru woda obmywała twoje buty. Czułeś obecność tego drugiego chłopaka, chyba Jonathana, ale doceniałeś to, że się do Ciebie nie odzywał. Pozwalał Ci na to abyś przemyślał dokładnie to czym chciałbyś się z nim podzielić. Wypowiedziałeś do niego dokładnie dwa słowa: "Jestem porażką".

Tego samego dnia powtórzyłeś to zdanie jeszcze czterokrotnie, próbując przekonać do tego samego siebie. Gdy miałeś cztery lata zrozumiałeś, że to co się myśli nie ma znaczenia w rzeczywistym świecie i dopiero wypowiedziana na głos myśl nabiera jakiejkolwiek wartości. Od tamtej pory próbowałeś się tego trzymać, ale tylko do momentu, w którym zupełnie przestałeś rozmawiać z innymi ludźmi.

Wypowiedziałeś te zdanie w obecności swojej matki. Wiesz, że zawsze chciała dla Ciebie dobrze, co tylko pogłębia Twoje poczucie winy. Kazała Ci wtedy wziąć się w garść i nie zawracać jej głowy. Powiedziała, żebyś przychodził do niej w takim stanie, jedynie kiedy masz wielki problem, z którym nie potrafisz sobie poradzić. Ale to był Twój problem, prawda?

Otoczony przez samych dorosłych, których życie już wielokrotnie już doświadczyło. Ile razy usłyszałeś zdanie "Już to przerabialiśmy." i ile razy chciałeś im powiedzieć, że ich doświadczenia, nie są Twoimi. Mówiłeś im, że narzekanie Twojego brata, nie powinno odbierać Ci prawa do narzekania na ten sam temat, a jednak tak właśnie było.

Gdy spróbowałeś im to wytłumaczyć usłyszałeś jedynie, że dramatyzujesz. Czy możesz powiedzieć w takim razie, że odebrali Ci dzieciństwo? Nie wiem. Nikt pewnie nie wie. Doceniam jednak to, że dostrzegasz tą niesprawiedliwość. Nie urodziłeś się po to by od samego początku zajmować się dorosłymi sprawami, odsuwając na bok to co inni uważali za błahe marudzenie niedojrzałego dziecka. Dzieciństwo jest po to by robić dziecinne rzeczy, ale musisz zrozumieć, że nie zawsze ma się ku temu okazje. Niektórzy z nas muszą dorastać zbyt szybko, lub są zostawieni sami sobie mierząc się z przerażającą wizją dorosłości.

Jakkolwiek byś tego nie nazywał i jakkolwiek nie próbowałbyś tego zdefiniować tak się dzieje. Egoizm rządzi tym światem i nawet żyjąc dla innych jesteśmy samolubni sądząc, że potrafimy zrobić tyle w pojedynkę.

Muszę jednak Ci przyznać, że jesteś odważny. Nie każdy decyduje się zrobić ruch na środku planszy. To skrajne pionki wydają się bezpiecznym wyborem. Rozumiem jednak, że od zawsze taki był Twój plan na życie. Niczym się nie wyróżniać i trzymać się średniej.

Wiem, że zabrzmi to bezczelnie, ale przyznaję, udaje ci się to.

O samobójcy, który chciał żyć.Where stories live. Discover now