Życie

60 8 0
                                        

Pamiętasz, kiedy pierwszy raz powiedziałeś dziękuję? Nie dlatego, że wymagało to od ciebie środowisko, a z czystej wdzięczności płynącej z twojego serca? Szczerze wątpię.

Jeśli podjąłbyś się odpowiedzi na to pytanie prawdopodobnie wskazałbyś dzień swoich piątych urodzin, gdy rodzice pozwolili ci zaprosić kilku znajomych.W tym czasie nie miałeś zbyt wielu przyjaciół, bo zdecydowali, że do przedszkola pójdziesz dopiero wtedy gdy będzie to obowiązkowe i tak naprawdę znałeś tylko dzieci swoich sąsiadów, za którymi nie przepadałeś.

Uśmiechałeś się cały dzień i powtarzałeś, że dziękujesz za ich przyjście choć od samego początku odliczałeś czas, który pozostał do tego żeby pierwszy z rodziców stwierdził, że już najwyższa pora aby pójść do domu. Próbowałeś ich przekonać, że to za wcześnie jednocześnie mając nadzieję, że wcale nie uwierzą, że aż tak Ci zależy.

Nie lubisz kontaktu z innymi ludźmi, prawda? Od dzieciństwa wolałeś samotność i wszystkie aspekty, które się z nią wiążą. Cisza przerażała każdego kogo znałeś, a dla ciebie oznaczała spokój. Nigdy nie uważałeś jej za coś złego, czegoś czego powinieneś się bać, a wręcz przeciwnie była dla ciebie ukojeniem i pozwalała na zatracenie się w myślach.

Tego dnia nie miałeś ochoty na żadną zabawę, ani na to, żeby cokolwiek świętować. Patrzyłeś jak wszystkie dzieci biegały w salonie twojego rodzinnego domu, ignorując wołania rodziców desperacko proszących o ich uspokojenie się. Nie chciałeś się do nich przyłączyć. Wydawało ci się to zbyt banalne i infantylne.

Twoja matka ciągle śmiała się, że jesteś dorosłym człowiekiem zamkniętym w ciele pięciolatka, ale ty nie dostrzegałeś w tym nic zabawnego.  Wręcz przeciwnie, sądziłeś, że to inni są zbyt dziecinni jak na swój wiek.

Rozejrzałeś się wtedy po pokoju. Jedno dziecko nie dołączyło do zabawy, siedząc grzecznie przy stoliku. Chłopiec udawał, że rysował, podczas gdy tak naprawdę obserwował wszystko co się dookoła niego działo. Skupiał swoje bystre oczy na kartce papieru, która przed nim leżała, ale co chwila podnosił wzrok by sprawdzić co robią inni.

Zaciekawiony chciałeś do niego podejść, ale zatrzymała Cię Judy, namolna sąsiadka z naprzeciwka, która nie rozumiała słowa "nie". Dziewczyna ciągnęła Cię w stronę pozostałych dzieci chcąc, żebyś dołączył do zabawy. Czułeś na siebie wzrok rodziców. Wiedziałeś, że jeśli po prostu byś jej odmówił oni i tak zmusiliby cię, żebyś dołączył do pozostałych.

Uważali, że powinieneś mieć przyjaciół w swoim wieku. Sądzili, że prowokując sytuację, w której musiałbyś spędzić dużo czasu ze swoimi rówieśnikami musiałbyś nauczyć się z nimi rozmawiać i czerpać radość z przebywania z nimi.

Problem jest taki, że nigdy tego nie chciałeś. Wolałeś się nie udzielać. Wolałeś być obserwatorem, tak samo jak chłopiec, który siedział przy stole. Dlatego ci zaimponował. Widziałeś, że jego matka patrzyła się na niego rozczarowana tym, że jej syn izoluje się od pozostałych, ale on się tym nie przejmował. Cieszył się własnym towarzystwem.

Z drugiej strony wiesz, że ty byś tak nie potrafił. Zdobyłbyś się na to, żeby się sprzeciwić, ale szybko przeprosiłbyś za swoją niesubordynację.

Nie wiesz czemu taki jesteś. Najgorszą konsekwencją jaka by na ciebie czekała, byłoby to, że rodzice by się na ciebie zdenerwowali i musiałbyś ich przeprosić. Nigdy cię nie uderzyli. Może kilka razy dostałeś klapsa, ale nie zakwalifikowałbyś tego jako znęcanie się nad dzieckiem. Czasami byli bezradni i nic innego nie pomagało.

Dopiero po ponad piętnastu latach swojego życia zrozumiałeś, że to nie czyny sprawiały, że bałeś się ich reakcji. Gdy wchodziłeś w dorosłe życie zrozumiałeś, że to nie fizyczność jest aspektem decydującym, ale psychika. Nigdy nie sądziłeś, że źle cię wychowali, wręcz przeciwnie, wychowali cię za dobrze. Przez wiele lat wysłuchiwałeś pochwał nauczycieli, znajomych, rodziny i właśnie to cię zniszczyło.

Z upływem czasu pochwały się skończyły i to, że jesteś najlepszy stało się dla wszystkich oczywiste. Dlaczego więc miałbyś o to walczyć? Powiedziałbyś, że dla własnej satysfakcji, ale z drugiej strony nie wierzysz, że kiedykolwiek byłbyś w stanie ją osiągnąć. Gdy się poddałeś, szybko przypomnieli ci, że nie do tego są przyzwyczajeni. Nie potrafiłeś ich zadowolić.

Rodzice przyzwyczaili cię też do jeszcze jednej rzeczy. Siedzenia cicho. Nie byłeś do tego zmuszany, wręcz przeciwnie chcieli abyś mówił jak najwięcej, ale trik psychologiczny polegał na tym, że wcale nie chcieli słuchać.

Od kiedy pamiętasz byli zamknięci w swoim niewielkim świecie podatków, opłat i dorosłych zmartwień i nigdy tak naprawdę nie przejmowali się twoją opinią. Zadawali ci błahe pytania, prosili, żebyś opowiedział im o tym jak minął twój dzień, ale konwersacje przez większość czasu były jednostronne. Był taki moment w twoim życiu kiedy prosiłeś o kontakt wzrokowy, nic więcej, ale ich oczy przyczepione były do ekranów.

Oczywistym jest, że nie dostałeś tego o co prosiłeś i z każdym dniem mówiłeś coraz mniej i mniej. Rozumiałeś, że nie jesteś najważniejszy. Wiedziałeś czym jest równość i sprawiedliwość, ale gdy obserwowałeś jak rozmawiają z twoim o wiele starszym rodzeństwem dotarło do ciebie, że te pojęcia niekoniecznie dotyczą twojej rodziny. Zrozumiałeś wtedy żart o tym, że są równi i równiejsi.

Nie miałeś im tego za złe. Próbowałeś ułatwić im całą sytuację i gdy tylko odpowiadałeś na ich pytania starałeś się streszczać w jak najmniejszej ilości słów, żeby mogli jak najszybciej wrócić do swoich zajęć. Zauważyłeś wtedy jeszcze jedną zależność. Im mniej informacji im dawałeś, tym mniejszą wagę do nich przywiązywali.

Gdy nie pamiętali imienia żadnej osoby, o której im opowiadałeś poczułeś niesamowitą złość i rozgoryczenie. Chciałeś poczuć się ważny i potrzebny. Nie chciałeś być tylko elementem ich rzeczywistości, pragnąłeś stać się integralną częścią tej rodziny. Nie wiedziałeś niczego o "dorosłych" sprawach, więc nie wypowiadałeś się na ich temat. Nie walczyłeś, po porostu się temu wszystkiemu poddałeś. Skoro i tak traktowali cię jako stażystę na scenie ich życia to po prostu się nim stałeś. Nie mówiłeś więcej niż to konieczne.

Gdy wtedy stałeś w salonie sowich rodziców zastanawiając się co powinieneś zrobić, poczułeś na swoim ramieniu niewielką dłoń, lekko wilgotną od potu. Odwróciłeś się w stronę tej osoby i spojrzałeś jej w twarz. Chłopiec, który siedział wcześniej przy stole wpatrywał się w ciebie szeroko otwartymi oczami i poprosił, żebyś do niego dołączyć.

Po dłuższej chwili Judy zrezygnowała i pozwoliła ci odejść. Wtedy byłeś po raz pierwszy naprawdę wdzięczny za czyjąś obecność. Za to, że przyszedł na twoje urodziny. Za to, że zdecydował się do ciebie podejść. Za to, że cię uratował.

Pierwszy raz szczerze powiedziałeś "dziękuję."

Jeszcze wtedy nie wiedziałeś, że tego chłopca będziesz spotykał w przedszkolu, później w szkole, aż stanie się integralną częścią twojego życia, która w pewnym momencie zostanie ci odebrana.

O samobójcy, który chciał żyć.Where stories live. Discover now