Życie

317 3 0
                                    

Czasami trzeba powiedzieć przepraszam zanim pozna się sens przebaczenia. Nigdy się tego nie nauczyłeś, prawda?

Twoi rodzice uważali przepraszanie za coś naturalnego, ale dla ciebie była to jedynie wymuszona interakcja z innymi ludźmi.

Nie rozumiałeś dlaczego powinieneś prosić o wybaczenie za coś co zrobiłeś. Wiedziałeś, że tak wypada i jeżeli coś przeskrobałeś umiałeś przyznać się do błędu, ale słowo "przepraszam" było w twoim otoczeniu stanowczo nadużywane.

Rodzice zmuszali cię do przeproszenia, nawet jeśli nie wierzyłeś w swoją winę.

Pamiętasz jak kazali ci przeprosić dziewczynę z twojej klasy, bo nazwałeś ją głupią? Zabawna historia, jeśli mogę dodać. Jedna z jej koleżanek powiedziała jej, że obgadywałeś ją za jej plecami. Gdy się o tym dowiedziała przestała się do ciebie odzywać.

Wiesz jaki jest mój ulubiony fragment tej historii? Ten, w którym nawet się tym nie przejąłeś. Przyjąłeś nową sytuację niemalże z ulgą. I tak nie lubiłeś jej towarzystwa i to, że sama zrezygnowała z przyjaźni z tobą naprawdę ułatwiało ci życie. Uniknąłeś całej tej niezręczności związanej z wyjaśnianiem jej dlaczego nie chcesz spędzać z nią więcej czasu.

Bardzo szybko oswoiłeś się z nową sytuacją. Nie przeszkadzało ci, że od teraz samotnie pokonywałeś drogę do szkoły. Nie miałeś nic przeciwko siedzeniu samemu w ławce. Z dnia na dzień wszystko stało się łatwiejsze.

Twoim rodzicom ta sytuacja jednak nie pasowała i postanowili zaaranżować z jej rodzicami spotkanie, na którym wyjaśnilibyście sobie co się stało. Pamiętasz jak bardzo nie chciałeś tam pójść? Twoje prośby jednak na nic się nie stały.

Tego dnia ją przeprosiłeś. Nie wiesz za co. Nigdy nie powiedziałeś o niej złego słowa, a już na pewno nie rozmawiałeś o tym z żadną z jej koleżanek. Ona jednak wymusiła na tobie przyznanie się do winy. Chciałeś jak najszybciej mieć to za sobą.

Powiedziałeś "przepraszam", ale czułeś się urażony. Jeśli tak niewiele wystarczyło jej do zakończenia waszej wieloletniej przyjaźni, to czy był jakikolwiek sens aby próbować to kontynuować?

Szczęśliwie, lub nie, kilka lat później znalazła sobie nowych przyjaciół, z którymi wolała spędzać czas. Zostałeś potraktowany jak stara zabawka, która gdy tylko się znudziła została odłożona na półkę, wraz z innymi rzeczami, które nigdy nie ujrzą ponownie światła dziennego.

Jedyną różnicą było to, że nie odłożyła cię na zawsze. Za każdym razem, gdy nowi przyjaciele zrobili coś nie tak, albo powiedzieli coś złego wracała do ciebie szukając pocieszenia. Nie rozumiała, że w chwili, w której zrezygnowała z waszej znajomości straciła też przywilej wypłakiwania się na twoim ramieniu.

Nigdy jej jednak tego nie powiedziałeś. Nie pokazałeś jej jak bardzo niekomfortowo czułeś się w tej sytuacji i nigdy nie narzekałeś na to, że tak nie powinno być. Nie sprzeciwiałeś się temu. Po prostu ją wysłuchiwałeś.

Angażowałeś się w życiowy śmietnik, który nawet do ciebie nie należał. Chciałeś jej pomóc, ale ci nie pozwoliła. Jedyne czego potrzebowała to iluzja prowadzenia prawdziwej rozmowy. Pragnęła powiedzieć komuś o swoich problemach, mimo, że nigdy nie oczekiwała odpowiedzi.

Gdy próbowałeś wtrącić jakieś słowo wysłuchiwała cię z nieobecnym wyrazem twarzy, a gdy tylko kończyłeś wracała do własnego monologu. Wtedy zrozumiałeś, że jest taka sama jak twoi rodzice. Udawali zainteresowanie twoim życiem, ale gdy tylko wyczerpałeś temat wyrzucali z pamięci niemalże wszystko co powiedziałeś. Jedyną różnicą było to, że ona traktowała cię jak plan awaryjny.

Jeżeli istniałyby na świecie zawody w bezmyślnym przytakiwaniu mistrzostwo miałbyś w kieszeni. Ona niczego więcej nie potrzebowała. Chciała mieć widownię, a ty byłeś do tej roli doskonały. Po latach zacząłeś zastanawiać się czy ta "przyjaźń" przypadkiem cię nie niszczy.

Byłeś świadomy tego, że jesteś bardzo skryty, ale nie sądziłeś, że nowa rola słuchacza, którą wymogła na tobie ta relacja mogłaby pogorszyć twoje podejście do świata. Nie obwiniasz ją o to. Uważasz, że wina leży w całości po twojej stronie.

Twoim problemem jest to, że kompletnie nie potrafisz otworzyć się przed ludźmi. Nie ważne o jak błahą rzecz chodzi. Ktoś zapyta cię czy ci wygodnie, a ty odpowiesz, że tak, nawet jeśli cierpiałbyś najgorsze katusze, tylko po to żeby uniknąć konwersacji i poczucia tego, że jesteś dla kogoś problemem.

Wiesz co jeszcze jest zaskakujące? To, jak bardzo jesteś skryty. Nie potrafisz powiedzieć nikomu o tym co cię trapi, co sądzisz na dany temat, bo zawsze czujesz, że się im narzucasz. Zapewniają cię, że tak nie jest, ale ty wiesz swoje. Nie chcesz z nikim rozmawiać, bo czujesz, że jedynie marnujesz ich czas. Powtarzają ci, że są tu, żeby cię wysłuchać, ale ty wiesz, że robią to jedynie dlatego, że tak wypada.

Nie potrafisz przekonać samego siebie do tego, żeby pozwolić komuś się tobą zaopiekować. Nie rozumiesz tego, że otworzenie się przed kimś nie jest oznaką słabości. Wręcz przeciwnie. To oznaka tego, że jesteś wystarczająco silny, żeby móc się przed kimś przyznać do swoich niedoskonałości.

Nie rozumiem tego, dlaczego się ukrywasz. Nie masz ku temu powodu, ale ukrywasz o sobie wszystkie informacje jakie tylko możesz.

Pamiętasz jak wahałeś się nad odpowiedzią na pytanie, jaki jest twój ulubiony kolor? Jakikolwiek by on nie był, to niczego nie zmienia. Nic od tego nie zależy, a ty i tak bałeś się, żeby ktokolwiek zbliżył się do ciebie na tyle, żeby wiedzieć, że to błękitny.

Pamiętasz jak podczas wakacji spotkałeś się z kolegą z równoległej klasy? Nie pamiętasz o czym rozmawialiście, ale przypadkowo przyznałeś się do tego, że masz rodzeństwo. Twój towarzysz był zdziwiony, bo przez trzy lata waszej znajomości, ani razu o nich nie wspomniałeś. Nie dlatego, że nie warto, ale z irracjonalnego poczucia tego, że się komuś narzucasz podając mu kilka osobistych informacji. Prawdopodobnie nigdy się z nimi nie spotka i zapomniał o ich istnieniu jeszcze tego samego wieczora, ale ty do dzisiaj zadręczasz się tą sytuacją.

Gdy zbliżyłeś się do tego chłopaka, który siedział samotnie na twoich urodzinach, postanowiłeś choć raz spróbować się otworzyć. Przyjaźń między wami była inna. Po raz pierwszy czułeś się naprawdę słuchany. Zapamiętywał praktycznie wszystko o czym mu opowiadałeś, nawet wtedy gdy tobie wyleciało z głowy co mówiłeś. Imponowało ci to. Czułeś, że dzięki niemu poczujesz się lepiej.

Rozczarowanie ma niestety gorzki posmak. Gdy tylko zauważył, że nie potrafisz się przed nim otworzyć przyjął nową taktykę. Spróbował pokazać ci na własnym przykładzie, że mówienie o samym sobie nie jest złe. Nie wiedział jednak, że pogorszy tym sprawę. Znów zdegraduje cię do poziomu słuchacza.

Moje pytanie brzmi, skąd miał o tym wiedzieć? Zacząłeś się na niego wściekać. Irytowało cię, że tak jak wszyscy inni nie interesował się tym co myślisz.

Nigdy nie pokazałeś mu, że można inaczej, więc czemu miałby tak uważać? Zacząłeś się od niego odsuwać. Tak samo jak z każdym kogo znasz. Zacząłeś budować mur, którego przekroczenie jest niemożliwe. Wmawiasz sobie, że zostawiłeś dla niego furtkę, przez którą mógłby się do ciebie zbliżyć, ale zapomniałeś dodać, że jest zamknięta na kłódkę.

O samobójcy, który chciał żyć.Where stories live. Discover now