Gdy tylko srebrnowłosy wybiegł z pomieszczenia, w nerwowym geście targając sobie czuprynę, John spojrzał niepewnie na zamyślonego przyjaciela. Bo mógł go już nazywać przyjacielem, prawda?
- Wspaniały – oświadczył z uznaniem, dopiero potem łapiąc się na tym, jakiej formy słowa „wspaniałe" użył.
- Kto taki? - spytał detektyw, wyrwany nagle ze swoich rozmyślań.
- Ty – wypalił blondyn, nim zdążył ugryźć się w język. Obaj mężczyźni odwrócili głowy w przeciwne strony, próbując ukryć czerwone rumieńce, równocześnie napływające na ich twarze.
- Lepiej chodźmy zobaczyć nowe odkrycie – Sherlock odchrząknął i poprawił szalik, jako pierwszy opuszczając pomieszczenie. Watson z cichym westchnięciem ruszył za nim, nie chcąc przegapić niczego z niesamowitych poczynań bruneta.
Mężczyzna zbiegł po schodach, a zaraz za nim powoli zszedł doktor. W tej chwili przeklinał swoją nogę i tą piekielną laskę. Chciałby, żeby ten ból w końcu odpuścił i pozwolił mu na dalsze prowadzenie normalnego życia przeciętnego londyńczyka. Chociaż, z drugiej strony, miał wrażenie, że ono nigdy takie nie będzie. Ten nietypowy detektyw, za którym właśnie podążał, szukając policjantów zebranych wokół drugiego trupa, zdawał się być tym elementem, który nie pozwoli mu na normalne życie.
Znaleźli się w końcu w długim korytarzu. Pod jedną ze ścian zebrał się półkrąg funkcjonariuszy. Jedni kręcili głowami z niedowierzaniem, inni patrzyli z dezaprobatą na to, co sobą zasłaniali, a pozostali z obrzydzeniem odwracali się i siadali po drugiej stronie. Sherlock przepchnął się przez wianuszek ludzi i natychmiast wykrzywił twarz w grymasie złości i zaskoczenia.
Pod zakrwawioną ścianą półleżał mały, na oko ośmioletni chłopiec, wątłej budowy. Co niektóre kosmyki jego blond włosów przybrały teraz ciemnoczerwony kolor. Jego szczupła twarz była podrapana, a wielkie, szare oczy zaszklone i otwarte w przerażeniu. Z rozchylonych ust wypływała – zaschnięta już – cienka strużka krwi, a blade kończyny spoczywały bezwładnie, rozrzucone na wszystkie strony. Jednak najbardziej porażającym widokiem była wielka, krwawa plama na brzuchu dziecka. Jej odcień był mocniej wyeksponowany przez nieskazitelnie biały odcień koszulki, którą miał na sobie.
- Biedne dziecko – usłyszał za sobą łamiący się głos Johna. Jak z automatu, i jemu zachciało się płakać. Zacisnął z całej siły zęby i przystąpił do powierzchownych oględzin. Nie minęły dwie minuty, a z jego ust posypały się pierwsze słowa dedukcji.
- Morderca zabijał go na szybko. Dziecko nakryło go podczas poprzedniego morderstwa i zaczęło uciekać. Dogonił je dopiero tutaj. Złapał je, chciał również jemu podać tabletkę, ale chłopiec wyrywał się, co tłumaczy tyle zadrapań na jego twarzy. Zabójca był zdenerwowany, wiedział, że musi uciekać. Wbił mu nóż w brzuch i rzucił nim o ścianę, a następnie uciekł – powiedział. Skrócił swoją wypowiedź do minimum, bo nagle udzielił mu się żałobny nastrój panujący wokół. Z trudem powstrzymywał się od płaczu, ale już czuł, że pieką go oczy. W akcie desperacji obrócił dziecko na brzuch i nagle jego źrenice powiększyły się.
Do pleców maluch miał przyklejoną niewielką, białą kopertę, miejscami splamioną krwią. Detektyw zerwał ją i otworzył, starając się z całych sił ukryć drżenie rąk, a uprzednio przyjrzał się włóknom papieru i nietypowej pieczęci. Przedstawiała głowę tygrysa z sześcioma pajęczymi odnóżami po bokach.
Miałem rację – pomyślał. - Pająk i tygrysy, to podpis zabójcy.
Ze środka wyciągnął złożoną na pół, jasnoróżową kartkę. Na jednej stronie prostym, aczkolwiek mocno poskręcanym pismem napisano „Sherlock Holmes". Zbity z tropu brunet obejrzał kartkę pod światło, dostrzegając znak wodny w kształcie czaszki z różą w zębach. Wzdrygnął się niezauważalnie, po czym wstał i rozłożył list.„Szokujące, prawda, kochanie?
JM"Mężczyzna zmrużył oczy, a następnie oddał kartkę oniemiałemu srebrnowłosemu inspektorowi i odwrócił się, wychodząc. John stał jeszcze kilka sekund w miejscu, patrząc za przyjacielem i nie do końca wiedząc, co ma robić, jednak ostatecznie ruszył za nim. Jednak po opuszczeniu korytarza nigdzie nie dostrzegł detektywa. Z rezygnacją opuścił budynek. Nadal był przerażony czynem, do którego posunął się morderca. Codziennie ginie mnóstwo nastolatków, ale żeby z zimną krwią wbić Bogu winnemu ośmiolatkowi nóż w brzuch i rzucić nim o ścianę? To już szczyt okrucieństwa.
Watson nie był pewien, jak dotrzeć do głównej ulicy, a wszyscy policjanci zostali w środku, toteż nie mając innego wyjścia, doktor kulejąc ruszył wąską uliczką z mnóstwem bocznych odnóg. Cisza wokół niego napawała go nieuzasadnionym, a może i wręcz przeciwnie, strachem. Na domiar złego o tej porze wszędzie było ciemno, a mrugające ciągle latarnie dawały tylko nikłą ilość światła, która starczała blondynowi zaledwie do rozróżnienia drogi, ale na pewno nie dawała poczucia bezpieczeństwa, o jakie byłoby łatwiej wędrując wzdłuż głównej ulicy. Albo siedząc w ciepłej taksówce.
Nagle gdzieś po lewej usłyszał cichy szloch. Zatrzymał się, marszcząc brwi, a następnie spojrzał z powątpiewaniem w boczny zaułek. Pod ścianą, częściowo schowana w mroku, siedziała skulona postać. Jedną rękę miała opartą na zgiętych prawie przy brodzie kolanach, drugą zaś trzymała przy twarzy. Doktor od razu rozpoznał burzę niedbale ułożonych loków, która skrywała w cieniu twarz mężczyzny.
- Ben? - zapytał głośno, robiąc krok w kierunku zaułka. Postać podniosła na niego wzrok zapłakanych oczu i błyskawicznym ruchem ręki otarła wilgotną twarz.
- John, co tu robisz o tej porze? - zapytał słabym głosem miedzianowłosy, chwiejnie podnosząc się z ziemi.
Doktor zaniemówił. Spodziewałby się wszystkiego, ale nie spotkania dawno niewidzianego przyjaciela po zmroku, w ciemnym zaułku odbiegającym od przypadkowej uliczki, którą chciał dostać się do jakiegoś konkretnego miejsca, które posłużyłoby mu za punkt orientacyjny i ułatwiłoby powrót do domu.
~
Zaskok, prawda? :D
Dziś pewnie jeszcze jeden rozdział, liczę na to, że dam radę go napisać i wstawić, bo mam mnóstwo pomysłów, ale rozprasza mnie myśl, że jutro idę na Thora do kina i BĘDZIE BEN NA WIELKIM EKRANIE!!! 😍😍😍😍To ten, do następnego rozdziału! ;D
CZYTASZ
✔Mój Leniwy Aniele || Johnlock✔
FanfictionZamyślił się za bardzo. Nie zareagował. Nie stanął kuli na drodze; nie zrobił nic, by ją zablokować. Najbardziej rozleniwiony i niesforny ze wszystkich posłańców. Pod jego opiekę trafił człowiek o wielkim sercu, który od zawsze działał jak żywy magn...