Miałam zjawić się o 18 za domem. Oczywiście nie wiedziałam nawet gdzie są drzwi, ale jakimś cudem dotarłam na to ,,za domem". Na szczęście Loki miał ubranie w komplecie. Ja też, chociaż to co dla mnie wybrał było dosyć... Kuse? Były to jeansy z serii tych, których nie kupiłabym nawet za pieniądze z komunii- tak drogie, że strach założyć, a czerwona koszula firmy o nazwie, której nie umiem nawet przepisać z metki. No styl ma niezły, przyznam. Ogólnie, zauważyłam, że wraca mi humor... Obecność tego człowieka wywołuje we mnie naprawdę dziwne uczucia.
-Wzięłaś to o co cię poprosiłem?- Spytał próbując odpalić zapalniczkę. To było poważne pytanie.
-O nic mnie nie prosiłeś.-Odpowiedziałam równie poważnie,
Kolejne spojrzenie od góry do dołu.
-Właśnie o to, o przebranie się.- Uśmiechnął się i wrócił do prób z zapalniczką. Przebranie się znaczy dla niego to samo co ,,wzięłaś to o co cię poprosiłem"? A może te ubrania mu się w czymś przydadzą? Nie no ja wariuję, że też w ogóle takie scenariusze mi się pojawiają w głowie.
-Tak!- Krzyknął Loki. Podskoczyłam ze strachu. Odruchowo spojrzałam w jego stronę- ogień. I to nie byle jaki. Mogłam jedynie stać i patrzeć jak płonie niemal całe podwórko.- No co? Działaj. Musisz nas uratować, Rose, ratuj nas!- Loki już niemal klęczał.
I co ja niby miałam zrobić? Przenosiłam wzrok z niego na ogień i tak cały czas.
-Dobra, widzę, że coś słabo ci idzie.- Podniósł moje nadgarstki.- Bez mojej pomocy daleko nie zajdziesz, oj nie.- Zrobił dwa kroki w bok i jakby oceniał moją pozę.
Od początku coś było nie tak. Ustawił mnie jak idiotkę, a gdy zaczął się śmiać byłam już niemal pewna, że to co teraz robię w niczym nie przypomina prawidłowej pozy do panowania nad ogniem. W jednej chwili zaplotłam ręce na piersi i spojrzałam z niedowierzaniem na Lokiego. Jak w takim wieku można wymyślać tak idiotyczne rzeczy? Z drugiej strony... Nawet nie wiem ile dokładnie ma tych lat, ale na pewno więcej niż wszyscy ,,dorośli i dojrzali" ludzie, których poznałam.
Wróciłam wzrokiem do ognia, który zdawał się przez tą jedną chwilę pochłonąć drugie tyle podwórza. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam przed siebie ręce. W mojej głowie same pojawiły się słowa, same zaczęły do mnie szeptać.
-Jeszcze trochę po prawej.
Podskoczyłam z wrażenia. Loki szepnął mi do ucha. Jego oddech był wyjątkowo zimny, lodowaty...
-Co taka zdziwiona? Dobrze ci poszło...- Wyprostował się i wrócił do domu. Był... Zaniepokojony? A może smutny?
Faktycznie, ugasiłam ogień. No, oprócz tego po prawej, ale to dogasiłam już po ludzku- butem. Teraz zaczęłam rozumieć istotę tych wszystkich uśmiechów, one ukrywały właśnie takiego Lokiego sprzed chwili. Lokiego, który o czymś nieustannie myśli. Lokiego, który czymś się przejmuje.
Poszłam za nim. Teraz już całkowicie świadomie. Chciałam z nim porozmawiać. Tak, to również było świadome i chyba przemyślane posunięcie. Już po jednym kroku w budynku poczułam chłód.
-Tak tu wcześniej nie było...- Mruknęłam pod nosem idąc dalej.
Loki stał przy otwartym balkonie. Z jednej strony oblewały go ciepłe kolory zachodzącego słońca, a z drugiej... Lód.
Patrzył na swoją rękę, która zaczynała nabierać niebieskich barw i w mgnieniu oka pokryła się dziwnymi kształtami. Wiatr rozwiewał zasłony, słabsze kwiaty z balkonu zaczęły się zrywać i wpadać do pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy nad morzem. Horyzont z prawej strony zamykały góry.
Oprócz tego dopiero teraz zauważyłam też, jak Loki jest piękny. Cholera, to brzmi jak jakieś szczeniackie wyznania na twitterze... Piękny i tajemniczy, jego twarz wyrażała głęboki smutek, zdawałoby się, że krzyknie po pomoc, ale po co? Skoro i tak nikt go nie zrozumie? Nikt nie poczuje nigdy tak jak on, przygarnięte z pola bitwy dziecko potwora.
A jednak czułam z nim dziwną więź... Jakbym to właśnie tylko ja mogła go zrozumieć. Zrobiłam krok w jego stronę. Złość i współczucie walczyły w mojej głowie o to, która tak naprawdę teraz rządzi moim zdaniem o Lokim. Zgadnijcie co wygrało...
Loki spojrzał w moją stronę. Jego skóra wróciła do normalności. Teraz było tylko słońce i jego falujące na wietrze włosy. I kwiaty.
-Czy są jeszcze miejsca balkonowe na obserwowanie dzisiejszego zachodu słońca?- Powiedziałam patrząc w jego oczy. Odwzajemniał spojrzenie z ta samą głębią. Wiedział, że widziałam. Jego spojrzenie było teraz smutno wesołe. Pewnie jest tym z rzadkich...
-Musiałbym się dobrze namyślić, Rose. Jest już trochę za późno na zajmowanie miejsc, a ty jesteś bez opiekuna...-Odgarnął włosy za uszy. W jego dłoniach pojawił się delikatnie różowy kwiat. Spojrzał na niego beznamiętnie i odłożył na miejsce- czyli w swoje włosy. Ich czerń podkreśliła delikatna barwę kwiatu. Wyglądał tak delikatnie...- Ale skoro już tu jesteś.- Złapał mnie za nadgarstek, wkładając jednocześnie w dłoń coś delikatnego.- Jestem twoim nauczycielem życia, więc chyba opiekunem też, co?
Pociągnął mnie za sobą na balkon. Delikatnie otworzyłam dłoń, którą puścił już Loki. Kwiat. Jednak ten był czerwony. Cóż, miejmy nadzieje, że dobrze wygląda na moich włosach. Spojrzałam na Lokiego. Był wpatrzony w zachodzące słońce.
Uśmiechnęłam się do siebie i również spojrzałam w tamta stronę. W tej samej chwili poczułam na sobie spojrzenie Lokiego.
Oboje wiedzieliśmy, że będą kłopoty.
~~Pamiętajcie o gwiazdkach~~
CZYTASZ
Unwanted- Loki Laufeyson
Fanfic[Poprawiam pierwsze rozdziały] Kawałek opowiadania.. Pewnie przeszła bym cały dom kilka razy i nie znalazła tego chorego bożka, ale znowu zdradziła go ta sama rzecz- niezakręcona woda. On nigdy nie nauczy się oszczędzać, a ja nigdy nie nauczę się a...