2

1.1K 74 21
                                    

Nagle do uszu Jungkooka dobiegł odgłos skrzypiących drzwi. Wszedł przez nie napastnik Kooka sprzed kilkudziesięciu minut. Stał oparty prawym ramieniem o framugę drzwi i patrzył na pochłoniętego łamigłówką siedemnastolatka. Chłopak nieświadomie przygryzł dolną wargę. Zawsze tak robił jak nad czymś intensywnie myślał. Pijany mężczyzna zrobił pierwszy, pozornie niewinny krok w stronę młodzieńca. Potem drugi... trzeci... i tak aż znalazł się przy stanowisku nauki syna. Duża dłoń wsunęła się we włosy chłopca gładząc je powoli i delikatnie tym samym wyrywając młodszego ze skupienia. Przerażenie licealisty było tak bardzo duże, że aż poczuł jak drętwieją mu nogi, ręce, a następnie każda najmniejsza część ciała. Serce biło bardzo mizernie, ledwie utrzymując przy życiu, a mózg wyłączył się z nadmiaru strachu. Dotyk ojca każdego razu paraliżował chłopaka; oczywiście w złym znaczeniu tego słowa.

- Jungkookie, będziesz grzecznym synkiem? - zapytał starszy przybliżając twarz do ucha syna. Dmuchnął u narząd słuchu Jungkooka, czuć było hektolitry wódki w samym oddechu męża mamy licealisty.

- Zostaw mnie. - wysyczał przez zęby szatyn.

- Wydaje mi się, że dziś dostaniesz karę... - szepnął do ucha syna i szorstkimi palcami przejechał po szczęce potomka. - I to taką, której nie zapomnisz! - fuknął i szarpnął czekoladowe, miękkie włosy nastoletniego podopiecznego wywołując ogromny ból. Licealista spadł z miejsca spoczynku pod wpływem silnego uderzenia ojca. Stojący mężczyzna odpiął pas od spodni i powoli go zdejmował szlufka po szlufce. Chłopiec zaś leżał skulony na starej, drewnianej podłodze roniąc łzy. Kiedy starszy miał cały pas w ręku zamachnął się po raz kolejny tego dnia i bez opamiętania zadawał kolejnie ciosy.

Męczarnie Jungkooka przerwała jego mama, która właśnie wróciła z pracy. Słysząc krzyki i łkanie w pokoju syna chciała mu pomóc, uchronić przed atakiem ojca. Przekroczyła próg pomieszczenia. Zastała męża pastwiącego się nad ich pierworodnym i jedynym dzieckiem. Nie ma bardzie bolesnego widoku dla matki niż ten jaki zastała ta biedna, zszokowana i zastraszana wielokrotnie przez tyrana kobieta. W takich chwilach bardzo żałowała, że nie zakończyła tego jak syn był jeszcze szkrabem i nic nie rozumiał.

Pani Jeon szarpała za koszulę męża, ale to nic nie dało. W pewnej chwili złapała za miotłę i z całej siły uderzyła mężczyznę w tył głowy. Ta niepozorna, drobna i niska kobieta miała w sobie wiele odwagi i siły. Pchnęła ciało potężnie zbudowanego męża na bok, aby uwolnić dziecko.

- Już dobrze. - przytuliła zapłakanego syna, głaskała go po włosach i co jakiś czas całowała czubek głowy nastolatka.

- Ostatnio też tak mówiłaś i poprzednim razem też. - załkał.

- Wiem syneczku, wiem...

***

O wchodzie słońca Kook wstał z niewygodnego posłania po ciężkiej, pełnej koszmarów nocy. Usiał na podłodze, oparł głowę na dłoniach i zaczął płakać. Tylko raz w życiu czuł się tak bardzo bezsilny i zagubiony. Z jednej strony chciał już mieć skończone dziewiętnaście lat i być pełnoletnim. Musiał poczekać jeszcze tylko i aż kilka miesięcy, a z drugiej nie chciał zostawiać matki pod jednym dachem z największą kanalią tego narodu.

Bezsilny moment przerwał budzik dzwoniący dzień w dzień. Każdego ranka Jeon jadł w domu śniadanie. Dziś nie było inaczej. W czasie kiedy rodzice spali po cichutku zagotował mleko i nasypał do pustej miseczki płatki. Ciepłym mlekiem zalał zawartość wklęsłego naczynia i wziął się za jedzenie. Posiłek przebiegł w spokoju. Pozmywał i pokierował się do pokoju, aby wybrać coś w czym nie będzie widać siniaków po wczorajszym dniu. Zdecydował założyć czarną koszulkę, rurki w tym samym kolorze i kraciastą, długą koszule sięgającą mu do kolan. Lekko wywinął rękawy, a następnie poszedł ułożyć włosy i umyć twarz.

W łazience umył twarz i zęby, ułożył fryzurę oraz namalował szybko cieniutką, zgrabną kreskę eyelinerem na górnej powiece. Przejrzał się jeszcze kilka razy, aby upewnić się czy nie ma żadnego śladu.

Zakładając kurtkę przypomniało mu się, że zostawił telefon i słuchawki na łóżku. Schował do kieszeni zapomniany przedmiot i wyszedł. Na schodach poprawił torbę, upewniając się, że jego pamiętnik został szczelnie zamknięty w sekretnej kieszeni w podszewce torby. Może pamiętniki są dobre dla dziewczyn, ale Jungkook zapisywał tam najważniejsze wydarzenia z życia. Traktował lepiej niż najlepszego przyjaciela. Nikt o nim nie wiedział i tak miało zostać. Miał go zawsze przy sobie, ale czasem bał się, że ktoś odkryje jego sekrety i tajemnice.

Przy wejściu do szkoły zobaczył roześmianą, pomarańczową czuprynę. Jimin wreszcie zjawił się w szkole. Niby jeden dzień nieobecności, ale Kookowi już go brakowało.

- Cześć Jimin. - szatyn oparł się o ramię niższego kolegi.

- Cześć Kookie, co tam u ciebie? - powiedział nie odrywając wzroku od swojego uprzedniego rozmówcy.

- Normalnie... A wy co tutaj tak romansujecie? Hmmm? Yoongiś czy ja o czymś nie wiem? - zaśmiał się chłopak, który dopiero dołączył do rozmowy.

- Wiecie co chłopaki, ja już muszę iść na lekcje. Do zobaczenia. - powiedział blondyn wyraźnie spłoszony obecnością kolegi z treningu.

Jimin zarumienił się lekko i spuścił głowę w dół. Jungkook zaś poczochrał pomarańczowe włosy przyjaciela i zaczął krzyczeć na całe gardło. - Jimin się zakochał! Jimin się zakochał!


Obydwaj licealiści siedzieli na lekcji języka koreańskiego. Kooka bardzo męczyła wczorajsza nieobecność kolegi.

- Ej... Pst... Jimin. - szepnął najciszej jak mógł.

- Co? - odpowiedział równie cicho.

- Czemu cie wczoraj nie było?

- Nieważne. - próbował zbyć kolegę z ławki.

- Byłeś z Sugą?

- Nawet jeśli byłem to nie twoj-. - nie zdążył dokończyć, ponieważ nauczycielka usłyszała ich rozmowę.

- Nie przeszkadzam wam chłopcy?

- Przepraszamy, już będziemy cicho. - powiedzieli jednocześnie.

- Mam taką nadzieję. Pamiętajcie, że to pierwsze i ostatnie ostrzeżenie ostrzeżenie.


Po lekcjach chłopcy poszli na szkolne boisko pograć w kosza. Dołączył do nich Yoongi, który całkiem przypadkiem też szedł na boisko. Cały czas właściwie rozmawiał z Jiminem i mało obchodziła go gra z Jeonem. Kook widząc to położył piłkę na miękkim boisku, zabrał rzeczy i poszedł do domu. Po drodze napisał Jiminowi, że pogadają jutro. Nie było mu przykro z powodu ewidentnego braku zainteresowania ze strony przyjaciela jego osobą, bo widział, że ten jest naprawdę szczęśliwy mogąc rozmawiać z Yoongim.

Każdy dzień w życiu rodziny Jeon wyglądał tak samo. Każdego dnia Kook rano wychodził jak nie do szkoły to do Parka, żeby się pouczyć, każdego dnia gospodyni gotowała obiad, każdego dnia bez wyjątku chodziła do pracy i każdego dnia musiała być mniejsza lub większa awantura z udziałem najstarszego Jeona. Każdego dnia Jeon Jungkook ronił choć jedną łzę i każdego dnia miał coraz większą ochotę stąd uciec.

The past || TaeKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz