8

668 52 8
                                    

Minęło kilka dni, a Jeon dalej nie mógł oswoić się z myślą, że przed całą szkołą musi się ośmieszyć, a przynajmniej tak mu się zdawało. Do przedstawienia zostało cztery miesiące, zaś próby już miały trwać. Spektakl był okropnie kontrowersyjny na każdym kroku. Już od samego poniedziałku próby męczyły wszystkich uczestników sztuki. Cała historia głównie obejmowała zagadnienia z zakresu społecznej nienawiści i sposobów złagodzenia odrzucenia mniejszości społecznych.

Zdezorientowana grupa ludzi w szkolnym wieku stała na środku dużej, pustej sceny i słuchała małowartościowych wskazówek opiekunki grupy, ściskającej w dłoniach obszerny plik kartek wypełnionych po brzegi tekstem. Sceny mijały, uczniowie wymieniali się bezcelowo tekstem, a Jungkook miał ochotę rzucić wszystko i po prostu wyjść. Nie miał najmniejszego celu w tym, żeby tu siedzieć i czekać na Taehyunga, który raczej już się nie zjawi. Miał dziś do załatwienia kilka zamówień i nie uśmiechało mu się siedzieć na schodkach i wysłuchiwać, że musi poczuć atmosferę teatru i jego malowniczego wnętrza.

Po prawie czterech godzinach znużony nastolatek opuścił wielką salę i niemal biegiem skierował się do wyjścia. Zamaszyście otworzył ruchomą część konstrukcji umieszczoną w ścianie i wyszedł stukając podeszwami sportowych butów w posadzkę na dziedzińcu placówki edukacyjnej. W amoku w jakim szedł potrącił kilkoro przechodniów i parę przydrożnych roślinek ozdobnych.

Szedł ulicami w poszukiwaniu ewentualnego środka komunikacji, który zawiezie go na jedną ze starszych ulic Seulu, przy której stał interesujący go dom. Szczerze to nie wiedział kogo ma się spodziewać i czego potencjalny klient oczekuje. Podobno tajemniczym kupcem był stary znajomy Choia. Wsiadając w odjeżdżający autobus nastolatek w szybszym czasie dotrze do celu. Zajął miejsce obok okna na końcu pojazdu. Wpatrywał się w okno i odciął od świata. Obserwował jak świat wokoło niego przemija. Z zamyślenia wyrwał go głos sygnalizujący, że na następnym przystanku musi wysiąść.

Wszedł do starego budynku przez stare, skrzypiące drzwi. Smutno powitał go mężczyzna w średnim wieku z kilkudniowym zarostem. Odziany był w staromodny garnitur i buty jak nie z tej epoki. W posiadłości przebywało jeszcze kilka osób ubranych w podobny sposób. Grzecznie ukłonił się i było dla niego zaskoczeniem, że tak specyficzne osoby chcą od niego kupić narkotyki. Mężczyzna, który go przyjął położył na ramieniu nastolatka rękę i dał jakby rozkaz, aby młodszy usiadł. Siedział u ciszy bawiąc się troczkami od bluzy i czekał na odpowiedni moment, aby dokonać transakcji. Usłyszał jak ktoś schodzi po schodach szurając stopami cicho w materiał, który pokrywał środkową część miejsca, które służyło do przemieszczania się między piętrami. Młodzieniec wychylił się i zapytał niskim głosem czy osoba, której oczekiwał, a potem zganił najwidoczniej ojca za to w jaki sposób przyjęty został Jungkook. Gość w raz z młodszym gospodarzem udał się na piętro wyżej. Młodzieniec o wzroście Jeona przybliżył się do wspomnianego i wyszeptał owe mieszanki, które zamierzał dnia tego zakupić. Pogniecione 10 000 won trafiło w ręce Jungkooka, który schował bezpiecznie banknot do kieszeni czarnych spodni. Pożegnał się z chłopakiem w podobnym do jego wieku i wyszedł kłaniając się starszemu towarzystwu.

Stawiał kolejne kroki na coraz to wyższym schodku w jego klatce. Zatrzymał się niepewnie przed mieszkaniem nasłuchując uważnie. Nie usłyszał ani szmeru, ani szeptu i ani najmniejszego oddechu. Nasłuchiwał i sięgnął do kieszeni kurtki po klucze. Łokieć Jungkooka napotkał inne, niezidentyfikowane ciało. Młodzieniec głośno przełknął ślinę, a jego oddech zaczął się robić bardzo płytki i niespokojny. Do jego wyczulonych na alkohol nozdrzy dotarła woń trunku. Mocny, charakterystyczny zapach. Dla młodszego Jeona wręcz smród. Zacisnął powieki marząc tylko o tym, aby cały ten dzień okazał się snem. Jebać 10 000 won, jebać próbę, jebać wszystko. Jungkook chciał jedynie bezpieczeństwa, spokoju i nietykalności. Chociaż przez jeden dzień. Małe, nic nieznaczące dwadzieścia cztery godziny. Znaczące tylko tyle, że uczeń publicznego liceum mógłby znaleźć swój malutki, ciemniutki, spokojniutki azyl, w którym byłby panem samego siebie. Szkoda, że jak na chwilę obecną musi siedzieć w mieszkaniu, a raczej przed jego drzwiami, czując czyiś oddech na karku i ręce wędrujące wzdłuż jego ramienia. Szkoda, że czuję się jak najtańsza dziwka, jak szmata, jak nic, kompletne zero.

Jungkook odwrócił się zamaszyście odpychając od siebie napastnika, którym był nie kto inny jak jego ojciec we własnej osobie. Starszy otarł się plecami i rozkojarzonymi oczami ledwo pomrugując spojrzał na syna. Wyszeptał kilka słów tak cicho, że aż niesłyszalnie. Momentalnie mężczyzna zrobił się siny na twarzy i zaniósł głośnym, mokrym kaszlem. Przerażony Jungkook wyjął trzęsącą się ręką telefon z kieszeni i używając numeru alarmowego wezwał odpowiednie służby.

Poszkodowany wraz z synem nie musieli długo czekać na pomoc. Pan Jeon powoli odzyskiwał oddech, a Jungkook dalej nie pojmował czemu pomógł osobie, która go tak samo nienawidziła jaki i w pewien sposób pewnie też kochała. No w końcu to jego ojciec. Ratownicy medyczni powiedzieli, że mężczyzna musi natychmiastowo trafić do szpitala i niezwłocznie przejść operację. Zdezorientowany nastolatek złapał najbliższy autobus i pojechał do miejsca, gdzie hospitalizowany był jego ojciec. Poinformował również o wszystkim matkę, która chociaż chciała nie mogła przyjechać. Oczywistym było zatajenie przez Kooka przed mamą istotniejszych faktów całego zajścia. Nie chciał jej zbędnie denerwować. Skoro zaraz święta wszyscy powinni żyć w zgodzie. Nieważne jak bardzo się nie lubią. I właśnie to Jungkook zrozumiał w jednym z ostatnich dni grudnia tego roku.

The past || TaeKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz