Prolog

317 22 0
                                    

Witam! Wszystkie zażalenia dotyczące stworzenia tego dzieła proszę kierować do Dziabara . To ona ogłosiła challegne.

Pierwszy rozdział już w czwartek :)

______________________

W jednym świecie czasem ciężko się odnaleźć, a on miał do zwiedzenia cztery z nich, zanim mógł uznać „To tu". Przejście przez Bramę było trudne tylko za pierwszym razem i tylko przez stres spowodowany niewiedzą, czy ona rzeczywiście gdzieś prowadzi. Teraz już wiedział, że prowadzi. Wiedział też dokąd.

Światy były cztery. Jeden, pełen kwiatów, deszczu i młodych zwierzątek. Drugi upalny, z gorącym piaskiem i słoną wodą w Oceanach. Trzeci górzysty, w którym jedzenia jest więcej niż da się zjeść, liście mają nienaturalne, jaskrawe kolory, a owce przypominają kule skołtunionej wełny. Czwarty natomiast zimny, przykryty chłodnym, białym puchem, w którym wprawne oko potrafiło rozpoznać pojedyncze, lodowe kryształki, piękne jak najdelikatniejsza koronka i kruche tak, że znikały przy jednym dotknięciu. W każdym świecie była jedna, jedyna Brama, prowadząca do następnego. Gdy przeszło się przez nią, wszystko wokoło się zmieniało, a w następnym świecie można było zostać, lub znaleźć kolejną. Gdy natomiast przekroczyło się wszystkie cztery Bramy, we wszystkich czterech światach, wracało się do tego, z którego się wyruszyło i właśnie to było przedmiotem dylematu pewnego jasnowłosego mężczyzny.

Victor stał przed ostatnią z Bram. Ta miała kształt kamiennego łuku, nie stworzonego jednak rękami ludzi, ale istniejącego tu od zawsze. Tylko jeden krok dzielił mężczyznę od przekroczenia jej i powrotu do miejsca, w którym zaczął tę niezwykłą podróż. A jednak się wahał. Rozejrzał się dookoła, dostrzegając zaśnieżone drzewa i skały, skute lodem niewielkie jezioro, świeże płatki wirujące w powietrzu. Potem skierował wzrok na tych, którzy przyszli pożegnać się z nim ostatni raz. Kobieta, którą przy pierwszym spotkaniu wziął za ludożerną bestię, starsze małżeństwo, rozdające naokoło przyjazne uśmiechy, nawet księcia, który nie wiadomo jakim cudem dowiedział się o jego odejściu i innym cudem uznał to za ważne wydarzenie. Wreszcie spojrzenie błękitnych jak lód oczu padło na czarnowłosego mężczyznę, ubranego niezwykle lekko jak na panującą tu temperaturę. Ten uśmiechnął się tak smutno, że Victor nie potrafił wytrzymać jego spojrzenia. Czy powinien znowu przechodzić przez bramę? Czy może zostać tu, z tymi, do których należał? Czy wolno mu drugi raz złamać serce tak wspaniałej istoty?

Brązowy, puchaty pies szczeknął ponaglająco, jakby chcąc oznajmić, że za długo się namyśla. No tak, nie mają całego dnia, trzeba się ruszyć, zanim ktoś tu zamarznie.

- Już wiem, Makka – powiedział podejmując decyzję i uśmiechając się do zwierzęcia. - Zrobimy to tak...



BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz