Victor spodziewał się uderzenia wiatru, albo, tak jak to miało miejsce poprzednim razem, nagłej ciszy i następujących po niej odgłosów następnego świata, ale, choć był stu procentowo pewny, że przekroczył już Bramę, wciąż czuł na twarzy zimne kropelki i słyszał łoskot wody uderzającej z ogromną siłą w skałę.
Otworzył oczy, by przekonać się, że rzeczywiście nic się nie zmieniło. Wciąż był w Upalnym Świecie. Zrobił coś źle? To nie to miejsce? Dlaczego nie zadziałało?
- Teraz musisz się cofnąć! – usłyszał nawoływanie Phichita. – Przejdź przez Bramę jeszcze raz, tylko że z drugiej strony! – wyjaśnił chłopak widząc jego nic nie rozumiejące spojrzenie. Więc tak właśnie Victor zrobił.
Tym razem nie zamykając oczu cofnął się ze dwa kroki i nagle rozbłysło wokół niego jasne światło. Kształty i kolory rozmazały się, by zaraz złożyć w coś zupełnie innego. Przed mężczyzną rozpościerała się piękna, pełna kwiatów i zielonej trawy polana, z której gdzieniegdzie wyrastały niskie, krępe drzewka o poskręcanych gałęziach. Grunt obniżał się dość ostro, co pozwoliło Victorowi wywnioskować, że znalazł się na szczycie jakiegoś wzniesienia. A pozostałe widoki mówiły jasno, że to wzniesienie było szczytem góry. Bo słońce świecące z jego lewej strony nie docierało jeszcze do przykrytych mgłą dolin, a tutaj, choć powietrze było niezwykle rześkie, przemykały gdzieniegdzie strzępy białych chmur. Oczarowany widokiem mężczyzna odwrócił się, by spojrzeć również za siebie i o mało nie wrzasnął, padając na plecy. Szybko zsunął się kilka metrów, zaciskając dłoń na koszulce, jakby miał tym gestem powstrzymać swoje serce przed wyrwaniem się na wolność. Chwilę temu znalazł się bowiem na krawędzi urwiska.
Kilka minut Victor się jeszcze uspokajał, po czym podpełznął do granicy i spojrzał w dół. Od wysokości zakręciło mu się w głowie, ale odczuł też pewien rodzaj ulgi. Jakby jakiś ciężar spadł mu z klatki piersiowej w tę przepaść, w którą patrzył.
- Wow... – Teraz, gdy nie obawiał się już spadnięcia, przyszło mu do głowy, że to ciekawe. Z jednej strony łagodne, pełne roślin wzniesienie, na którym z pewnością żyło całe mnóstwo słodkich, futerkowych zwierzątek, a z drugiej wręcz pionowa, gładka ściana nagiej skały. Zimna i groźna. Góry są jednak niesamowite.
Victor jeszcze raz spojrzał w dół urwiska, po czym wstał i zwrócił się w stronę lasu. Tu wciąż było dla niego zdecydowanie za gorąco, ale przynajmniej zimny wiatr przenikał jego ciało, sprawiając, że dało się oddychać. Srebrnowłosy odetchnął głęboko po czym raźno ruszył przed siebie. Tak jak powiedział mu Emil, liście drzew faktycznie miały dziwne kolory. Od żółtych, przez pomarańcz i czerwień, do ciemnobrązowych. Niektóre miały nawet białe żyłki i plamki. Mężczyzna powoli zagłębiał się w las, z zachwytem obserwując liście wirujące w powietrzu niczym deszcz i szeleszczące pod nogami. Gdzieś z daleka słychać było ryk jakiegoś zwierzęcia, ale Victor nie przejął się tym, zakładając, że tego pierwszego dnia w nowym świecie nie może mu się nic stać. Z resztą dźwięk dochodził naprawdę z dużej odległości.
Im dalej Victor szedł tym gęstszy las go otaczał. Ze szczytu widział przecież, że drzewa w pewnym miejscu się kończyły, ustępując pastwiskom i wysokiej trawie, jednak teraz zdawało mu się, że idzie zdecydowanie za długo, a otwartej przestrzeni nie było widać. W dodatku, choć nie widział tego przez liściastą kopułę, był pewien, że chmury zasłoniły niebo. Normalnie uznałby, że to tylko lepiej, ale wraz z chłodem zrobiło się również nieco ciemniej. Nie, żeby bał się ciemności, jak jakaś mała dziewczynka, ale jeśli dodać do niej zabłądzenie w jakiejś głuszy, w obcym miejscu, pełnym nieznanych mu niebezpieczeństw i ryczących potworów... To chyba oczywiste, że odczuwał pewien niepokój. Nawet kogoś tak odważnego jak Victor przeszył zimny dreszcz, gdy wiatr zaczął zupełnie nagle i bardzo upiornie zawodzić w konarach otaczających go drzew. Chłopak rozejrzał się dookoła, w desperackiej próbie znalezienia na szybko jakiejś kryjówki przed nadciągającą ulewą. Sam nigdy nie mieszkał w górach, ale słyszał kiedyś, że nawałnice w takich miejscach są wyjątkowo niebezpieczne. Co powinien zrobić? Skulić się gdzieś i przeczekać? Taa... Nie. Zbiec na dół? A jak skręci kostkę? Wrócić na górę...? Głupi pomysł. Po rozważeniu wszystkich opcji, Victor po prostu wzruszył ramionami i wznowił niespieszną wędrówkę obraną wcześniej drogą. Jak sytuacja się zmieni, będzie zwyczajnie improwizował. Miał w tym wprawę. Z resztą co innego miałby zrobić?
CZYTASZ
Bramy
FanfictionVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...