- Właściwie, gdyby nie Lilia nawet nie przyszłoby mi do głowy gdziekolwiek wyruszać. Nie byłem może najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ale jednak nie było mi tam aż tak źle – Tłumaczył się jeszcze Victor, po zakończeniu opowieści o swojej podróży do Drzewa-Bramy. Zapadł już wieczór, który przyniósł upragniony chłód, ale dla niego wciąż było o wiele za gorąco. Dlatego za zgodą rozmówców, szarowłosy chłopak nie wychodził z wody.
- Dobrze ci poradziła – odparł Emil. On siedział bez butów na brzegu basenu, trzymając w nim stopy. – Podejrzewam, że jesteś Istotą z Zimnego Świata, albo czymś podobnym.
- Zimnego Świata?
- Mhm. Wiesz, że są cztery światy, prawda? – starszy Wędrowiec musiał najpierw wybadać, jak wiele musi przekazać.
- No wiem. Są cztery światy i w każdym jest jedna Brama, która prowadzi tylko w jedną stronę. Jeśli przekroczy się wszystkie Bramy, to wraca się do świata, z którego się wyruszyło, ale w inne miejsce. U nas miejsce, w którym pojawiają się Wędrowcy nazywane jest Punktem Powrotu, ale tak naprawdę nikt nie wie dokładnie, gdzie to jest. Mieszkałem w miasteczku niedaleko tego Punktu – odpowiedział Victor, starając się przypomnieć sobie wszystko, co nie, co nie wydawało się tylko bezpodstawną plotką.
- Dobrze, więc chociaż tyle. Każdy z czterech światów jest inny. Niektóre rzeczy są oczywiście takie same we wszystkich. Na przykład niebo, ziemia, woda, czy obecność ludzi. Część zwierząt i roślin występuje też we wszystkich światach, ale istnieją stworzenia, które istnieją tylko w jednym Na przykład w twoim świecie były Rożce i te, no... Elfy Kwiatowe?
- Dzieci – poprawił Victor. – Dzieci Kwiatowe. Właśnie miałem zapytać, czemu tu ich jeszcze nie widziałem – przypomniał sobie.
- Bo ich tu nie ma. W tym świecie są Syreny i Elfy. Istoty rozumne, podobne do człowieka. A i jeszcze smoki, ale tych lepiej unikać – wyjaśnił Emil.
- A ja bym chciał takiego smoka wytresować i oswoić – Do rozmowy dołączył zdyszany Phichit, który chwilę wcześniej ganiał razem z Makkachinem po ogrodzie, oblewając psiaka wodą i robiąc wszystko, by nie dać się przewrócić.
Obok bruneta stanął nagle chłopak, który nie wiadomo kiedy dołączył do zabawy. Był nieco niższy od Phichita i miał blond włosy z jednym czerwonym kosmykiem, ale z jakiegoś powodu wydawał się być podobny do bruneta.
- To Minami, mój kuzyn. Mieszka tu od jakiegoś czasu – przedstawił go Chulanont, choć jedyną osobą, która jeszcze chłopaka nie znała był Victor.
- Cześć wszystkim! – zawołał blondyn radośnie. – Ten chomik w kuchni to twój? Skąd wziąłeś takiego? – zwrócił się bezpośrednio do Victora, śladem pozostałych zdejmując buty i siadając na brzegu basenu.
- Z domu – srebrnowłosy wzruszył ramionami. – Nie wiem, czemu wszyscy tak bardzo się nim przejmujecie. Chimikorożec to nic niezwykłego. Są nawet częściej spotykane niż ich bezrogie odpowiedniki – odparł.
- Nie tutaj – przypomniał mu Emil. – Każdy z czterech światów jest na swój sposób wyjątkowy. Wasz wyróżniają rożce. Nie dziw się, że tu stają się atrakcją.
Więc chcąc, nie chcąc, Victor opowiedział wszystko, co wiedział o rożcach, a, że jego wiedza w tej dziedzinie była dość rozległa, opowieść zajęła nieco więcej czasu niż zakładał. Jego własne pytania musiały zaczekać, bo potem mówił też o Kwiatowych Dzieciach, zwanych Calineczkami. Były to stworzonka mniej więcej wielkości pięciu centymetrów, z wyglądu podobne trochę do ludzi, a jednak w jakiś sposób zupełnie od nich inne. Na świat przychodziły wyskakując z kielichów nowo rozkwitłych kwiatów, choć nie wszystkie rośliny zawierały w sobie te niezwykłe istotki. Nie były to owady. Miały swój język, swoje społeczności, budowały sobie domy i łączyły się w rodziny. Nawet szyły sobie ubranka z liści i płatków. Zwykle nie lubiły ludzkiego towarzystwa, choć bywali i tacy, którzy potrafili się z taką Calineczką zaprzyjaźnić.
CZYTASZ
Bramy
FanfictionVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...