Ile razy ja kasowałam ten rozdział to ludzkie pojęcie przechodzi. Chyba ze cztery razy mi się koncepcja zmieniała, choć przecież od dawna mam rozplanowane wszystko do samego końca...
__________________________
Co prawda rana na nodze nie wyleczyła się jeszcze i wciąż dokuczała, ale po jakichś trzech tygodniach Victor czuł się na tyle dobrze, że pozwolono mu nie tylko wyjść z domu, ale również zwiedzić pobliskie miasteczko, do którego zaprowadziła go pani Hiroko.
- Jesteś pewien, że nie jest ci zimno? – zapytała po raz kolejny kobieta, spoglądając na Victora ze zmartwieniem.
- Jestem pewien. Właściwie to nie mam pojęcia jak pani wytrzymuje tak ubrana – odparł mierząc wzrokiem jej gruby szal i płaszcz, pod którym, jak wiedział, miała jeszcze kilka warstw bluz. Jemu zdecydowanie wystarczyły zwykłe spodnie, sweter i niewiarygodnie długi szalik, owinięty parę razy wokół szyi.
Dom Katsukich od miasteczka dzieliło może pół godziny marszu. No, godzina, jeśli ktoś bardzo się wlekł. Victor z zaciekawieniem rozglądał się, gdy drzewa nagle ustąpiły otwartej przestrzeni. Domki, które tam stały nie były specjalnie wielkie. Zbudowane z kamienia, prawdopodobnie z drewnianymi dachami. Prawdopodobnie, bo każda pozioma lub skośna powierzchnia pokryta była dość sporą warstwą świeżego śniegu. A jednak te budynki sprawiały niezwykle ciepłe wrażenie. Niskie, solidne, każdy z przyklejonym do niego składzikiem na drewno i zagrodą dla zwierząt. Były też jeszcze jedne rodzaje budynków, te z kolei całkowicie odśnieżone. Zbudowane tylko ze szkła opartego na drewnianej konstrukcji.
- Co to? – zapytał Vicotr ciekawie, zaglądając przez szklaną szybę.
- Hm? – Hiroko spojrzała we wskazanym kierunku. – Szklarnia – odparła. – Rośliny nie rosną w śniegu i mrozie, dlatego budujemy takie ogrzewane osłony, by wyhodować warzywa i owoce – wyjaśniła. Victor koniecznie chciał wiedzieć, czy to działa, czy starcza im jedzenia z takiej szklarni, czy wszystko można tak wyhodować... Pamiętał wielkie pola uprawne z innych światów, dlatego nie potrafił sobie wyobrazić, by tę sprawę załatwiły takie malutkie poletka.
- Nie zbieramy stąd przecież ziarna – zaśmiała się kobieta. – Ziarno samo się pojawia, nie trzeba go wytwarzać.
- Ale jak to samo?
- Prawdopodobnie za pomocą magii Istot i Lodowych Duchów istnieją jaskinie, które zawsze są pełne ziarna. Nie ważne ile osób przyjdzie, nie ważne ile wezmą, ono się nigdy nie kończy.
Chłopak nie dociekał więcej, choć domyślał się skąd owo ziarno się bierze. Przypomniał sobie, że po zbiorach część zboża znikała. Oddawanie tej części stało się w jego świecie rytuałem, wręcz religią. Z pewnością w innych światach było podobnie. Skoro istniały Bramy, pozwalające przemieszczać się między światami, z pewnością była też magia, pozwalająca na przenoszenie między nimi konkretnych przedmiotów. Ktoś się tej magii nauczył i wykorzystał ją, by ludzie tutaj nie musieli żyć tylko na mięsie i igłach świerkowych.
Uznając to wytłumaczenie za satysfakcjonujące, Victor znów zaczął rozglądać się dookoła, pragnąc zobaczyć jak najwięcej. Mimo zimna i śniegu, nikt nie chował się w domu. Dzieciaki ubrane w wysokie buty i ciepłe kożuchy biegały dosłownie wszędzie, lepiąc śniegowe budowle i ze śmiechem urządzając bitwy na śnieżki. Dorośli natomiast zajmowali się bardziej przyziemnymi sprawami, śpiesząc się gdzieś, sprzedając i kupując różne rzeczy, oprawiając upolowane zwierzęta, czy też odśnieżając swoje obejścia. Z ogólnym gwarem wielu rozmów i odgłosów mieszał się też ostry, korzenny zapach jakiegoś ciasta i czekolady, roznoszący się w powietrzu. Sprawiał takie wrażenie, jakby wszyscy ci ludzie byli jedną wielką rodziną, jakby znali się wszyscy od dziecka i nie mieli przed sobą tajemnic. Wszyscy razem, nawet, jeśli jedna rodzina mieszkała poza obrębem miasta.

CZYTASZ
Bramy
FanfictionVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...