Oto jest! Jeśli mi nic głupiego nie strzeli do głowy to jest to przedostatni rozdział tego opowiadania.
Miłego czytania :D
_____________________
Victor od trzech dni błądził po lesie, szukając Bramy. Nie zamierzał odchodzić bez pożegnania, ale nie chciał też nikogo prosić o wskazanie drogi, bo ci ludzie, zamiast faktycznie pomóc, namawialiby go tylko do zostania tutaj. Oczywiście podczas tych godzin wędrówek, czy to samotnych, czy z Makkachinem, Victor miał czas, by sporo spraw przemyśleć. Nie miał wątpliwości, że tutaj, nawet jeśli nie miał z kim porozmawiać, czuł się lepiej, niż w którymkolwiek z poprzednich światów. Wreszcie nie było mu gorąco i mógł swobodnie oddychać. Śnieg był dosłownie wszędzie, a te białe stworki, które znał jeszcze ze swojego ulubionego miejsca w świecie, w którym się wychował, kręciły się między drzewami, mamrocząc coś w swoim języku.
Drugi wniosek był taki, że, choć Victor nie zamierzał poddawać się temu, co wszyscy próbują mu wmówić odkąd się tu znalazł, powinien porozmawiać z Yuurim. Chociażby po to, żeby przekonać się ostatecznie, iż nie ma powodu, by tu zostawać. Tylko do rozmowy potrzebna jest druga osoba, a on nie miał zielonego pojęcia, jak i gdzie szukać tego chłopaka.
No i była jeszcze rodzina Nishigorich. Było, nie było, jego rodzina. Obiecał przecież kontaktować się z nimi w miarę możliwości. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że tych możliwości za bardzo nie było, ale jednak z pewnością się martwili. Powinien jakoś wysłać im wiadomość, a najlepiej w ogóle wrócić i opowiedzieć wszystko po kolei. Z resztą, czy on czegoś takiego nie obiecał? Właśnie, obiecał! Nie mógł nie spełnić przyrzeczenia!
Victor szedł przed siebie, układając w głowie kolejne argumenty, by jak najszybciej stąd zniknąć, gdy nagle, pod wpływem dziwnego impulsu zatrzymał się i podniósł głowę. Miał wrażenie, że na chwilę czas się zatrzymał i nawet śnieg stanął w powietrzu.
Kilka metrów przed Victorem stał chłopak ubrany w dopasowany, nieskazitelnie czarny strój, z jasnymi akcentami w postaci lodowo-błękitnych kryształów. Zaczesane do tyłu włosy, miały równie czarny odcień, a ciemnobrązowe, duże oczy błyszczały determinacją. Zdecydowanie nie znalazł się tu przypadkiem, choć nie wyglądał na zdenerwowanego, lub gotowego do jakiejś wojny, czy to na czyny czy słowa. Stał w luźnej pozie, z opuszczonymi rękami i miną niewyrażającą dosłownie niczego. Tylko te oczy psuły wrażenie, wciąż przepełnione uczuciami.
Victor wiedział, że się bezczelnie na niego gapi, ale nie potrafił nic z tym zrobić. Nie mógł oderwać oczu. Zaraz jednak otrząsnął się z tego paraliżującego uczucia.
- Ty jesteś Yuuri, prawda? – zapytał tak dla formalności. W odpowiedzi otrzymał skinienie głową. – Chyba powinniśmy porozmawiać – kolejne przytaknięcie nie było tym, czego się spodziewał, ale na co innego mógł liczyć? Widocznie na mniej niż by chciał.
Chłopak odwrócił się i zaczął powoli iść w głąb lasu, a gdy zirytowany Victor zawołał go, obejrzał się tylko przez ramię, uśmiechając się blado. Wędrowiec uznał to za zaproszenie, by poszedł za nim, co też zrobił. Szybko dogonił Yuuriego, ale gdy tylko wyciągnął rękę, by go złapać, przypomniał sobie o tym, co mu mówiono i cofnął się. Chłopak zerknął na niego kątem oka i uśmiechnął się przy tym tak wdzięcznie, że Victorowi serce na chwilę stanęło. Kilka długich minut marszu zajęło mu doprowadzenie się do porządku.
Przez ten czas zwolnił, a Yuuri zdążył znacznie go wyprzedzić i znikał już za jakąś zaspą. Srebrnowłosy pobiegł za nim, nie chcąc stracić jedynej okazji, choć z tego co już zauważył ciężko będzie przeprowadzić z Yuurim jakąkolwiek rozmowę. Za zaspą teren wznosił się nieznacznie, a w świeżym śniegu wyraźnie odznaczały się niewielkie ślady Lodowego Ducha. Dziwne, Victor był pewny, że wcześniej ich nie widział. Czyżby chłopak potrafił chodzić nie uginając nawet śniegu, jeśli nie chciał być znaleziony? Właściwie nie byłoby to szczególnie dziwne.
CZYTASZ
Bramy
FanfictionVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...