Powietrze wokół Bramy zafalowało, jak tafla idealnie gładkiej wody, do której wrzucono kamień. Nie było żadnego błysku, dźwięku, wyjątkowej ciszy, nic, oprócz tego drgnięcia rzeczywistości. Victor przyglądał się temu zaciekawiony, oczekując Czegoś. Jakiegoś jeszcze bardziej wyjątkowego sygnału, że oto jedna dusza opuściła ten świat, z zamiarem powrotu do niego w niedalekiej przyszłości. Nigdy wcześniej nie widział, jak zachowuje się Brama, gdy ktoś przez nią przechodzi. No dobrze, widział raz, ale był wtedy małym dzieckiem, a sytuacja wydawała się na tyle straszna, że nie zwracał uwagi na takie szczegóły jak zachwiania rzeczywistości. Myślał, że całe wydarzenie będzie bardziej widowiskowe.
- Huh? Spodziewałem się jakichś fajerwerków – poskarżył się dziecinnie, obejmując Yuuriego w pasie. Chłopak dyskretnie wtulił się w jego ramię, uśmiechając się rozczulająco.
- Więc jednak zostajesz z nami? – upewnił się Georgij. Gdyby mógł, uwieczniłby tę parę i pokazywał potomnym jako przykład miłości, która wygrała z całym światem. A nawet czterema Światami. Ta poza i te miny byłyby idealnym zwieńczeniem historii, które Istoty i Ludzie będą o nich opowiadać jeszcze przez wiele lat.
- Zostaję – przytaknął Victor. Tak naprawdę pakując się dziś rano, wiedział już, że nie odejdzie. Po tych kilku dniach spędzonych z chłopakiem był już absolutnie pewien, że nie może zostawić Yuuriego samego. Nie po tym, jak wreszcie go odnalazł i ponownie się w nim zakochał. Co prawda wielu rzeczy będzie się musiał jeszcze nauczyć, ale przecież ukochany mu w tym pomoże, a z nim żadne obowiązki nie mogą zostać uznane za uciążliwe. No i istniała możliwość, że razem z Yuurim wyruszą w kolejną podróż i jakimś cudem znajdą rodziców Victora. To byłoby zakończenie niczym z baśni. Takie typowe „i żyli długo i szczęśliwie". Jak najpiękniejsze marzenie.
- Makkachin ma już wprawę w podróżowaniu przez Światy – wtrącił się Yuuri. – dostarczy wiadomości komu trzeba, kto wie, może nawet dostanie na nie odpowiedzi, a potem do nas wróci.
- Z pewnością wróci z wieściami z domu, a ja mogę zostać tu spokojnie, bo przybrana rodzina nie będzie musiała się o mnie martwić – dodał Victor.
O tak, to było naprawdę szczęśliwe zakończenie. Choć może „zakończenie" to złe słowo, bo przecież wszystko dopiero się zaczynało. Kto wie jakie sekrety skrywa Lodowy Świat, który będzie mógł odkrywać przez długie lata...
________________________________
Dear Princess Celestia...
Pisząc to opowiadanie nauczyłam się wielu ciekawych rzeczy. Chociażby tego, ze pisanie na bieżąco oznacza zawalanie terminów, albo niesprawdzone teksty (Przy mojej ilości błędów muszę zawsze sprawdzić co najmniej trzy razy, więc no...). Albo tego, że pisanie prologu zdradzającego część zakończenia nie jest dobrym pomysłem, kiedy już zamierzam pisać na bieżąco. Po drodze zmieniła mi się koncepcja, ale musiałam się kosmicznie gimnastykować, żeby dopasować zakończenie do prologu. Serio, gdyby nie on, Victuuri pewnie właśnie jadąc na niedźwiedziu polarnymzdobywałoby biegun, albo robiło jeszcze inną głupotę!
Powiem wam też, że wiele rzeczy wymyślałam dosłownie w trakcie pisania o nich. Np. niedotykalność Yuuriego powstała dosłownie zdanie wcześniej niż została wprowadzona. A przecież zabierając się do rozdziału byłam przekonana, że wiem o nim wszystko i każde słowo mam zaplanowane. Także mi samej opowiadanie też przyniosło kilka zaskoczeń.
Uważam też, że wszystkie cztery światy przedstawiłam tak bardzo powierzchownie, że bardziej się nie da, ale gdybym miała opowiadać wszystko tak jakbym chciała, na każdy musiałabym poświęcić osobną książkę. Może powinnam kiedyś do tego wrócić, jak myślicie? Ale to nie teraz ani w najbliższym czasie. Za długą mam kolejkę pomysłów. Tak czy tak, następne opowiadanie zaczną wrzucać, kiedy już będę miała napisane co najmniej dwie trzecie.
Papaa~ :D
PS.: Macie może jakieś uwagi, pomysły, albo zamówienia?
CZYTASZ
Bramy
FanfictionVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...