12. Katsudon

99 17 14
                                    

Hej, jak tam sesja?! Ja już na szczęście po :D

_________________________________

Rzadko kiedy zapuszczał się tak daleko w stronę ludzkich domów. Słyszał o nich różne historie i większości z nich wolał chyba nie sprawdzać, zwłaszcza na własnej skórze. Opowieści o kłusownikach od dawna służyły Istotom do straszenia niegrzecznych dzieci, a że on do specjalnie posłusznych nie należał, to znał ich całe mnóstwo. Tym razem jednak wędrował po lesie, ścigając się z Północnym Wiatrem i zaspokajając swoją dziecięcą ciekawość, aż zorientował się, że nie do końca wie, gdzie jest. Tak jak uczyła go mama, powinien zawrócić i iść do domu tą samą drogą, ale nie, on szedł dalej. Mimo, że przypomniały mu się naraz wszystkie te straszne opowieści, nie zatrzymywał się, aż spomiędzy drzew wyłonił się jakiś budynek.

Drewniany dom wyglądał zupełnie inaczej niż lodowe pałace Istot, czy śniegowe domki Bałwanków i Yeti. Choć co prawda tych ostatnich też jeszcze nie widział na oczy. Ten budynek złożony był z desek i kamieni, które z pewnością z lodem miały niewiele wspólnego. Vicchan wiedział, że nie powinien, ale czym była złość rodziców wobec możliwości pochwalenia się kolegom swoją odwagą? Niczym! Dlatego jedynie z lekkim zawahaniem zbliżył się do ściany budynku. Już miał jej dotknąć i sprawdzić, czy ta przezroczysta rzecz w nią wsadzona jest tym nietopniejącym lodem, o którym słyszał. Jak to się nazywało? Szkło? Nie zdążył jednak wyciągnąć ręki, gdy rozległo się głośne skrzypienie i trzask. Vicchan w sekundę ukrył się za kępą drzew.

Obserwował jak z domu wychodzi Człowiek. Choć wiele razy słyszał, że ludzie są do Istot bardzo podobni, i tak spodziewał się jakiejś istotnej różnicy. Może dziwnego koloru skóry, może ogromnego wzrostu, lub dodatkowej pary kończyn... Nie wiedział co, ale któreś z tych powinno wystąpić. Tymczasem patrzył na dziecko. Dziecko chyba w jego wieku, małe, roześmiane, opatulone ciepłą kurtką i niemożliwie długim szalikiem. Dookoła niego biegało jakieś brązowe, włochate zwierzątko, tak małe, że całe kryło się w zaspie. Z wnętrza budynku dochodził głos typowo matczynej przestrogi, by chłopiec uważał na siebie i się nie zgubił. Tak, jakby można było samemu zdecydować, czy się ktoś zgubi, czy nie.

Chłopiec był mały oraz miał dokładnie dwie ręce i dwie nogi. Co do koloru skóry, ciężko było być pewnym z powodu tylu warstw ubrania, ale nos zdecydowanie miał odpowiednią barwę. Może odrobinę za bardzo zaczerwienioną, ale wciąż mieszczącą się w granicach normy. Zaciekawiony Vicchan najciszej jak mógł podążył za chłopakiem, który bawił się ze swoim zwierzakiem, śmiejąc się radośnie i co chwilę tłumacząc coś temu kłębkowi futra, do którego wołał „Makka".

Srebrnowłosy tak bardzo chciał przyjrzeć się z bliska człowiekowi, że zapomniał o ostrożności i zaraz dopadły go konsekwencje. Radosny śmiech ludzkiego dziecka zamarł, a wielkie, ciemne oczy wlepiły się wprost w sylwetkę Istoty. Podczas gdy Vicchan zachłysnął się, ni to ze strachu przed człowiekiem, ni to z zachwytu nad szczerością tego spojrzenia, chłopiec otworzył usta, oniemiały i zdecydowanie oczarowany.

- Jesteś Lodowym Duchem? – zapytał po kilku chwilach, gdy wreszcie otrząsnął się z szoku.

- Czym? – nie zrozumiał Vicchan.

- Lodowym Duchem – powtórzył chłopiec. – Istotą, która nie jest człowiekiem i panuje nad śniegiem. Tak magicznie – wyjaśnił.

- Nigdy nie zrobiłem nic magicznego – gdy te słowa opuściły usta srebrnowłosego, zorientował się on, że to nie do końca jest prawda. Ale nie miał teraz czasu się tłumaczyć. Przed nim stał Człowiek! Najprawdziwszy człowiek, który w ogóle nie przypominał groźnej postaci ze znanych mu historyjek – Jestem Istotą i mam na imię Vicchan – wyjaśnił z całą dziecięcą stanowczością, na jaką było go stać. – A ty to kto? – zapytał napastliwie.

BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz