1. Nie moje miejsce

205 25 8
                                    


- Co ja wam mówiłam?! Ile razy mam powtarzać, że NIE WOLNO wam chodzić do klatek?! – krzyki rozwścieczonej kobiety było słychać chyba w sąsiednim miasteczku. A dzieliło je z pół dnia drogi, jak nie więcej. Płacz jej sześcioletnich córek roznosił się jeszcze dalej.

- Wróciłem – oznajmił szarowłosy chłopak, przekraczając próg domu. Nie łudził się jednak, że ktoś go usłyszy. Od razu wszedł do kuchni, sprawdzić, czy gospodyni w swej złości nie zapomniała zdjąć obiadu z pieca, tak jak ostatnim razem. Lecz zastało go rozczarowanie większe, niż lekko przypalona zupa. Obiadu w ogóle nie było. On gotować nie umiał i w ogóle przebywanie przy gorącym piecu bardzo go męczyło, a wręcz przynosiło fizyczny ból, więc zamiast samemu zabrać się za przygotowanie posiłku, postanowił przypomnieć siostrze o jej obowiązkach. Znalezienie kobiety nie było trudne, choć z pewnością szkodliwe dla uszu.

- Co tym razem zrobiły? – zapytał, wystarczająco głośno, by zostać usłyszany, na wszelki wypadek zatrzymując się w progu pokoju, w którym Yuuko prawiła kazania swoim dzieciom. Nie zależało mu, żeby oberwać rykoszetem.

- Pootwierały zagrody myszorożców i najmniejszych chomików! – wrzasnęła kobieta, zwracając się do niego, choć wydawało się, że jego obecność jeszcze do niej nie dotarła. – Wiesz, że jak toto się porozłazi po lesie to w życiu ich nie znajdziemy!

- Więc trzeba już zacząć ich szukać – stwierdził okrutnie rozsądnie, co w pierwszej chwili zamurowało kobietę. Victor wykorzystał chwilę, nim Yuuko ocknie się i swoją złość skieruje na niego, by podyktować jej oczywiste rozwiązanie. – Ja i dziewczynki weźmiemy się za zbieranie gryzoni, a ty idź ugotuj coś dobrego. Jak się pospieszymy, zdążymy zanim Takeshi wróci – imię męża od razu zgasiło w kobiecie chęć do dalszej kłótni. Jej wybranek nie był złym człowiekiem, ani nie wyznawał stosowania żadnej formy przemocy na swojej rodzinie, ale oznajmienie mu na dzień dobry rewelacji o stracie całej hodowli najdroższego gatunku myszorożców nie należało do szczytów jej marzeń. Nawet on musiałby się wkurzyć w takiej sytuacji.

- Macie mi wszystko znaleźć! – warknęła do Victora, a potem znów pochyliła się nad córkami – A jak jeszcze raz przyłapię was przy zwierzętach, to ojciec tak was spierze, że odechce wam się jakichkolwiek numerów na resztę życia – oznajmiła niby spokojnym, ale piekielnie zimnym głosem i wyszła do kuchni.

Dziewczynki westchnęły trochę z ulgą, a trochę z rezygnacją, po czym spojrzały na swojego wybawcę.

- Musicie je znaleźć. Co do sztuki – oznajmił im, nie okazując żadnego współczucia. – Zrobiłem to, bo jestem głodny, a przez was Yuuko nie zrobiła jeszcze obiadu – dodał szczerze, a jednocześnie złośliwie.

- Ale pomożesz nam? – zapytał odważnie jedna z winowajczyń.

- Zastanowię się – westchnął rozglądając się. Od razu dostrzegł pierwsze stworzonko siedzące pod ścianą i przyglądając się tej scenie oczkami czarnymi i lśniącymi jak paciorki. Zapowiadało się dużo roboty.

***

Victor nie miał nazwiska. Miał za to jakieś dwadzieścia pięć lat i wygląd szesnastolatka. Miał błękitne oczy i srebrno-białe włosy, długie do pasa. Jego rysy twarzy wyróżniały się delikatnością, a do tego był wysoki i bardzo szczupły przez co nie raz jacyś przyjezdni mylili go z dziewczyną. Patrząc na wszystkich znajomych w podobnym wieku, już dawno zauważył, że nie dorasta tak jak powinien. Gdyby tego było mało, naturalna temperatura jego ciała okazała się o kilka stopni niższa niż reszty ludzi. Gdy pierwszy raz zachorował na tyle, by wezwać do niego medyka, ten nie mógł się nadziwić, że chłopak w ogóle żyje, przy tak zimnym ciele. Zwłaszcza, że takie rzeczy się nie zdarzały. U chorych przecież temperatura rosła a nie malała. Przez to wszystko Victor zastanawiał się, czy w ogóle jest człowiekiem. Czy nie jest duchem, albo innym dziwnym stworem. Zwłaszcza, że nie wiadomo skąd się tak naprawdę wziął.

BramyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz