Ponoć w święta wszyscy mają więcej wolnego czasu, a ja go miałam o wiele mniej. Choć pewnie nie bez znaczenia był fakt, że ze trzy dni przespałam z wysoką gorączką... Ale przeżyłam i mam już nawet napisany fragment kolejnego rozdziału :)
Tak se myślę, że Vitya jest biedny. Jak takie chowane pod kloszem dziecko, które nie ma pojęcia o świecie, dopóki się z nim nie zderzy z prędkością nadświetlną...
________________________
Słońce stało już wysoko na niebie, przez co nawet w cieniu drzew zrobiło się niemożliwie gorąco, a mózg Victora nieco wolniej przetwarzał informacje. Mężczyzna stał się jeszcze bardziej nieostrożny. W tej chwili prowadzący go Jurij nie miał by żadnych trudności, żeby wyciągnąć z Wędrowca jakiekolwiek informacje.
Po dwóch godzinach marszu, dotarli wreszcie do niewielkiego drewnianego domku, zbudowanego w miejscu, gdzie zbocze zdawało się łagodniejsze. Jurij wprowadził Victora do kuchni i warknięciem kazał mu zająć miejsce przy stole, a sam zajął się szukaniem czegoś w szafkach.
- Więc z jakiego arcyważnego powodu postanowiłeś opuścić swój świat? – zapytał z kpiną w głosie.
- Właściwie to ja swój świat opuściłem przypadkiem, dawno temu i teraz do niego wracam – oznajmił srebrnowłosy niefrasobliwie. Jakby zupełnie zapomniał, że powinien być ostrożny. Jurij, słysząc jego infantylny ton, walnął czołem o szafkę.
- Czy ty słyszałeś o czymś takim jak ostrożność?! – warknął. – Nikt ci nie mówił, jak tu się traktuje wędrowców? Z resztą kto normalny przechodzi przez Bramę PRZYPADKIEM?!!!
- Tak właściwie to nie wiem, czy przypadkiem, czy przed czymś uciekałem, czy może coś mnie przez Bramę przerzuciło – odparł beztrosko Victor. Blondyn na te słowa prychnął tylko, starając się nie okazywać zaciekawienia. Na pytania jeszcze przyjdzie czas, przecież nie będzie słuchać tych głupot po kilka razy.
- Więc jesteś większym debilem niż mi się wydawało.
- Nie każdy może być geniuszem - Victor wzruszył ramionami.
Jurij chwilę jeszcze krzątał się po pomieszczeniu, aż postawił na stole dwa talerze i dużą miskę pełną czegoś, co wyglądało jak niewielkie nadziewane bułeczki. Co dziwne, Victor nie widział, żeby blondyn rozpalał ogień, a potrawa była gorąca.
- Dobłe, szo to?
Może gdyby mężczyzna był małym, uroczym dzieckiem, wyglądałby słodko z policzkami napchanymi jedzeniem i błyszczącymi oczami, ale niestety. Nie było w nim ani trochę słodyczy. Dlatego gospodarz nie omieszkał uświadomić mu tego, uderzeniem w głowę.
- Jedz jak człowiek! – zawołał zirytowany.
- Spoko, grzeczny jestem. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Niby które?
- Co to jest – Wędrowiec uniósł jedną bułeczkę na wysokość oczu, po czym całą wpakował sobie do ust.
- Pirożki nadziewane mięsem. Autorski przepis mojego dziadka – usłyszał w odpowiedzi.
- Mieszkasz z dziadkiem?
- Nie! On nie żyje od bardzo dawna.
- Och... - Tym razem nawet on wiedział, że nie powinien drążyć tematu. Póki co
Plisetsky wstał od stołu i wyjrzał przez okno, trochę z nostalgią, trochę jakby kogoś oczekiwał.
- A z kim mieszkasz? Dzieci chyba nie powinny same zaszywać się w górach - ciekawość jednak okazała się silniejsza.
CZYTASZ
Bramy
FanficVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...