Ja wiem, przepraszam, nie bijcie! Naprawdę starałam się być tą dobrą autorką, która wrzuca rozdziały zawsze punktualnie, w wyznaczonym terminie. Nie wyszło, przepraszam.
Ale zostały już tylko 3-4 rozdziały do końca i epilog, więc nie planuję kolejnej obsuwy (tak jakby poprzednie były planowane...). Wszystko będzie pojawiało się ładnie, w swoim czasie i odpowiedniej kolejności.
Tak, czy tak, zapraszam... :)
_________________________
– No przecież mówię ci cały czas, że teleportacja, jakiej używa Mila nie jest tak fajna jak wam się zdaje! – marudził cały czas Jurij – Tak naprawdę to nie wiadomo gdzie was rzuci, ani kto to zobaczy. Już widzę jak radzisz sobie z bandą wściekłych wieśniaków, uzbrojonych w widły i pochodnie.
– Chyba nie będę miał innego wyboru, jak sobie poradzić – odparł Victor, uparcie pakując swoje rzeczy do wysłużonego już plecaka. – Z resztą nie będę tam przecież sam. Ten Celestino... Dobrze mówię? No. To on będzie wiedział jak rozmawiać z miejscowymi. Ponoć już tam był.
– Ponoć – skrzywił się blondyn. – Właśnie! – zawołał nagle, jakby doznał olśnienia. – Narazisz przypadkowego nie-człowieka, byle dostać się do Bramy, nie? Jesteś draniem bez serca!
– Przecież Ciao Ciao się zgodził. Zna tamte tereny i ludzi – wtrącił się Otabek, który dotąd z boku obserwował pakującego się Wędrowcę i wkurzonego Jurija.
– Aż tak się o niego martwisz? – dodała uradowana Mila, wskazując palcem na Victora.
Jurij był osobą, która bardzo szybko przywiązuje się do innych i ma tendencje do niepotrzebnego zamartwiania się, ale za żadne skarby świata nie przyznałby tego głośno. Pozorował na nieprzyjemnego, wiecznie obrażonego chłopaka, starając się w ten sposób zminimalizować ryzyko posądzenia go o jakiekolwiek pozytywne emocje. Mila natomiast uwielbiała drażnić go na tym polu. Dlatego gdy chłopak zaczął otwarcie przyznawać się do swojego związku z człowiekiem i troski o niego, dziewczyna straciła cały arsenał przytyków i odzywek, mogących wpędzić blondyna w zakłopotanie. A teraz wykorzystywała jak mogła pojawienie się kolejnej osoby, dzięki której zobaczenie zawstydzonego Jurija znów mogło cieszyć jej oczy.
I rzeczywiście niemal natychmiast po tym tekście, policzki Plisetsky'ego zabarwiły się rumieńcem.
– Zwariowałaś babo jedna?! Niby czemu miałbym się martwić o tego debila? Chce się zabić, to proszę bardzo, byle bym ja nie musiał po tym sprzątać! – krzyczał, starając się uderzyć Milę, która zręcznie unikała każdego ciosu. Pewnie „bawiliby się" tak jeszcze długo, gdyby drzwi do domu Jurija nagle się nie otworzyły. Do wnętrza jak burza wparował gość, na którego od jakiegoś czasu czekali.
– Ciao ciao, przyjaciele! – zawołał gromkim głosem.
– Ou... – wyrwało się Victorowi, gdy zobaczył przybysza.
Nie chodziło o to, że wygląd mężczyzny był jakoś szczególnie dziwny czy paskudny. Problemem było pewne podobieństwo do samego Victora. Przy pierwszym spojrzeniu, w oczy rzucały się długie, szare włosy, związane w wysoki kucyk. Nie dosyć, że kolor prawie się zgadzał, to jeszcze fryzura była jedną z ulubionych Wędrowca. W dodatku swoboda z jaką w kilka sekund mężczyzna rozgościł się w domu Plisetsky'ego, przypominała Victorowi jego własną pozę, którą przyjmował przez prawie całe życie, zanim wyruszył w tę podróż. Na tym na szczęście podobieństwa się kończyły. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, nie trudno było zauważyć, że obaj mężczyźni znacząco różnią się sylwetką, rysami twarzy, wszystkim właściwie. Tylko włosy wiążą w podobny sposób.
CZYTASZ
Bramy
Hayran KurguVictor szukał swojego miejsca. Najpierw w świecie pełnym zieleni, kwiatów i młodych zwierzątek. Potem w miejscu zbyt gorącym, by mógł w nim żyć. Następnie wśród gór, na których rosły drzewa o niesamowitych, ognistych kolorach liści. Ostatecznie nawe...