Letter 2

295 35 7
                                    

29 maja 2017 r. 

Pogoda wpływa na stan ducha człowieka. Aktualnie jedynym widokiem za oknem są szare chmury i wielkie krople deszczu zalewające okolice. Jest tak od trzech dni. Wszyscy chodzą albo osłabieni i zdołowani albo wręcz przeciwnie.

Dla poprawienia mojego stanu psychicznego zacząłem przeglądać wszystkie zdjęcia, jakie znalazłem w moim telefonie. Wszystkie wspomnienia przelatywały mi przed oczami. Uśmiechałem się szczerze, na każdym zdjęciu świeciły mi się oczy. Byłem szczęśliwy, szczęśliwy i nieświadomy tego, że znowu coś się zmieni.

Chemioterapie zaczynam od następnego tygodnia. Co kilka dni powtarzają lub dokładają nowe badania. Jeżdżę praktycznie od gabinetu do gabinetu na konsultacje, sprawdzanie poziomu cukru i innych pierdół. Jem coraz mniej. To, co podają mi trzy razy dziennie to nie jedzenie, dlatego czasami ze złości rzucam tym, co przyniosła mi pielęgniarka. Coraz bardziej zaczynam odczuwać zmiany, które nastąpiły z dnia na dzień. Brakuje mi dosłownie wszystkiego.

Gry w nogę z chłopakami. Weekendowych wyjazdów nad jezioro, ogniska, dyskoteki szkolne, na które nigdy nikt nie narzekał, bo były po prostu jedyne w swoim rodzaju. Tęsknie za dawaniem krótkich występów, co drugi dzień w pizzerii u Cole'a. Spontaniczny i zwariowany mężczyzna po sześćdziesiątce mający wyczucie smaku jak nikt inny. Każdy go znał, każdy lubił. Mieliśmy u niego spory dług, wynajął nam scenę i instrumenty i jeszcze płacił, co nieco. Śpiewaliśmy w każdy wtorek, czwartek i sobotę wieczorami, kiedy w lokalu było sporo ludzi. Czasami nawet śpiewaliśmy na wieczorach panieńskich czy kawalerskich. Takich wspomnień nie da się zapomnieć.

Dochodzi czternasta. Za pół godziny mają być u mnie chłopcy. Jack był strasznie podekscytowany rozmawiając ze mną przez telefon. Podobno napisali piosenkę, którą rozpoczną koncert charytatywny. Też chciałem dołożyć coś od siebie, dlatego poprosiłem przyjaciela by przywiózł mi moją gitarę i klawisze. Zgodził się od razu, a na moją twarz po raz pierwszy wpłynął szczery uśmiech.

Oho, przyszła pielęgniarka. Kolejna porcja leków. Na tą chwilę nie robią nic pożytecznego. Sprawiają, że czuję się ospały i boli mnie głowa. Mówiłem o tym doktorowi, a ten święcie przekonany odpowiedział, że organizm potrzebuje czasu by się do nich przyzwyczaić. Gadanie.

Deszcz ciągle pada. Słyszę chyba burzę. Nie lubię burzy, wręcz boję się jej. Mam fobie odkąd pamiętam, a teraz, gdy słyszę grzmoty bardzo wyraźnie zaczynam się trząść. Jestem mięczakiem, ale jakie to teraz ma znaczenie. Za niedługo i tak będę leżał głęboko pod ziemią nie zastanawiając się nad tym czy jest deszcz, śnieg czy może burza. Za niedługo nie będzie mi to potrzebne. Ja nie będę już potrzebny.

Niepotrzebny, zostawiony, bez szans na poprawę.

Do następnego listu. (Mam nadzieję)

M.

Tym razem trochę krótszy, ale uprzedzam. Krótkie lub kilku zdaniowe listy też mogą się pojawić. Taki jest zamysł. Kolejny rozdział jutro, zostawcie po sobie ślad jeśli się podobało.

Spokojnego wieczorku i łagodnego poniedziałku wszystkim!

 Bye!

Goodbye Mikey. |cobban|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz