Letter 4

202 28 0
                                    

4 czerwca 2017 r. 

Na zewnątrz z każdym dniem robi się coraz cieplej. Od ostatniego listu minęły dokładnie cztery dni, dokładnie tyle dni ani razu nie padał deszcz. Nie było też wiatru, który w przypadku takiego upału, jaki panuje byłby wręcz zbawienny.

Wszyscy żyją zbliżającymi się wakacjami. Każdy z uśmiechem mija sale, z której nie wychodzę życząc miłego dnia. Gdyby te dni były w przynajmniej pięciu procentach dobre, ale nie są. Moje ciało robi się coraz bardziej osłabione, mimo regularnie spożywanych posiłków zaczynam tracić na wadzę. Powoli żebra zaczynają być widoczne, o rękach nawet nie wspomnę. Wczoraj z bólem w oczach musiałem słuchać maszynki do golenia. Moje włosy były w tak złym stanie, że sam zdecydowałem się, aby je zgolić.

Jedynym pocieszeniem jest dla mnie to, że udało mi się dokończyć piosenkę, którą chłopcy zaśpiewają na koncercie charytatywnym. Dałem jej tytuł 'Stranger', bo tak zaczęła się nasza znajomość. W szkole mijaliśmy się na korytarzach nawet o sobie nie wiedząc, poznaliśmy się na anonimowym forum dla utalentowanej muzycznie młodzieży. Można było tam wstawiać szkice pisanych przez siebie tekstów, linii melodycznych czy całych piosenek, które inni mieli możliwość oceniać. Odnaleźliśmy swoje profile, utworzyliśmy konwersacje na Whatsapp'ie, a dopiero potem zorientowaliśmy się, że chodzimy do jednej szkoły. Od momentu spotkania naszej piątki na żywo byliśmy nierozłączni. Mieliśmy w sobie więcej różnic, ale to tworzyło z nas zgrany zespół.

Dzisiaj była u mnie mama i siostra, przyjechały by zobaczyć jak się czuję i przy okazji przywieść mi jeszcze kilka rzeczy takie jak laptop czy słuchawki. Dzisiaj po raz pierwszy zalogowałem się na Facebook'a i Instagram'a. Na każdym z portali wzrastała ilość zaproszeń do znajomych i obserwujących, zostały nawet utworzone wydarzenia przez ludzi z mojej szkoły 'Pomóż Mikey'emu'. Całe popołudnie odpisywałem znajomym, którzy życzyli mi powodzenia w walce z chorobą. Byłem szczerze wzruszony i nie potrafiłem przestać dziękować ludziom, z którymi nie zamieniłem nawet słowa, ale oni mimo wszystko wierzyli w szczęśliwe zakończenie tej historii.

Niestety, ja miałem odwrotne przeczucia, co do tej historii. Z każdym dniem czułem, że mam coraz mniejsze szanse na podniesienie się. Choć tyle ludzi wyciągało dłoń w moją stronę ja potrzebowałem czegoś więcej by wstać. Wiary w siebie. Ona już dawno uleciała. I już nigdy nie wróci.

Do następnego listu. (Mam nadzieję)

M.

Witam! Przepraszam za taką cisze z mojej strony. Pisałam dodatkowe rozdziały do tego ff i jakoś zabrało mi to tyle czasu żeby poprawić i trochę przerobić aktualny. Dzisiaj tych listów pojawi się trochę więcej ze względu na to, że jutro będę dostępna dopiero wieczorem.

Tak jak mówiłam, następny rozdział do godzinki!

Bye!

Goodbye Mikey. |cobban|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz