2.

444 39 39
                                    

07.12.2017r.
Korekta: 👌

Thor [Zaproszenie]

Od upadku Lokiego prawie dwa lata temu atmosfera w rodzinie była... specyficzna. Każde z ich czwórki radziło sobie z życiem inaczej. Matka posmutniała i chociaż nie ubyło jej piękna, przybyło wieku i troski w błękitnych oczach, a złotą barwę sukni zastąpiły granaty i szarości uzupełniane tylko skromnie, głównie rzemiennymi dodatkami. Ojciec stał się jeszcze bardziej zasępiony i mnóstwo czasu spędzał w skarbcu, patrząc na szkatułę z Jotunheimu, pełen wyrzutów sumienia, goryczy... Dziwnej obcości dla wszystkich i wszystkiego. Baldur zaczął bardziej przykładać się do nauki magii i częściej opuszczać mury Asgardu, aby włóczyć się bez celu po rozdrożach Yggdrasila, zaowocowało to już kilkoma przypadkowymi sojuszami i jedną misją ratunkową, kiedy został wzięty w niewolę. Thor czuł się winny osobiście - bardziej nawet niż ojciec - tego, co się stało.
Czy mógł Lokiego powstrzymać? Czy gdyby nie był dwa lata wcześniej takim zadufanym głupkiem... Coś potoczyłoby się inaczej, lepiej?
Nie mogąc zdzierżyć Asgardu, jego murów, jego nagłej ciszy, przeniósł się do Mitgardu, pod dach swoich przyjaciół... I obwiniał się nadal, ale rozpaczliwie próbując żyć. Przyjaciele powtarzali mu, że Loki na pewno byłby dumny, gdyby udało mu się pozbierać i jakoś radzić sobie dalej. Stracili wielu bliskich ludzi, na pewno wiedzieli o czym mówili... Ale to nie oni śniąc nocami dostrzegali gdzieś w oddali smutny, zagubiony cień osnuty przypominającą opary, zieloną szatą. Taki był Loki, dokładnie kropka w kropkę, gdy Thor widział go po raz ostatni... Zanim spadł.
- Wszystko w porządku? - smukła dłoń Nataszy Romanoff spadła na jego ramię tak nagle, że niemal podskoczył, wyrywając się z dziwnego stanu między świadomością i totalnym zamyśleniem, który kiedyś w przeszłości był dla niego czymś obcym, typowo związanym z matką lub bratem, ale w ostatnich miesiącach nabrał na znaczeniu tak bardzo, że gdyby tylko był jakimś bytem żywym i materialnym, z pewnością nosiłby tytuł jego najlepszego przyjaciela.
- Nie bardzo - przyznał, podnosząc kufel piwa i wypijając kilka solidnych łyków. - Co mam zrobić?
- Wyjdź na spacer.
- Dopiero wróciłem! - zaprotestował.
- Kiedy? - zapytała natarczywie, siadając tuż przed nim i opierając lekko trójkątny podbródek na dłoniach.
- Rano... - mruknął, patrząc na nią podejrzliwie.
- Jest środek nocy - poinformowała go łaskawie. - Lada moment zejdzie tu Stark, też będzie zapijał jakieś tam swoje smutki... I co? Obaj będziecie się upijać na smutno?
- To... - zaczął.
- Oh tak - parsknęła ironicznie. - "To nie tak" - przedrzeźniła go. - Raz wypijecie w rozpaczy, potem drugi, trzeci, dwieście piętnasty... Ty jesteś z Asgardu, przetrzymasz to jakoś, pewnie więcej masz alkoholu czy tam miodu w żyłach niż krwi, a jemu w końcu coś przestanie działać jak trzeba. Nerki, wątroba, cholera w sumie wie co. W każdym razie jak nic go zabije. Podnieś się z tej cholernej kanapy i idź spać jak człowiek, a rano zejdź wyspany na śniadanie. Zjemy wszyscy razem coś ciepłego i pożywnego, może jajecznicę, może naleśniki, zależy czy gotować będzie Steve czy Bruce... A potem pojedziemy na plażę. Jasne? Zrobimy sobie wszyscy wolne od życia, które nas dręczy i będzie pięknie.
Mówiąc to wszystko wyglądała tak poważnie i patrzyła na niego tak przeszywająco, że potrafił tylko kiwnąć powoli głową, przełykając ciężko ślinę, a potem wycofać się grzecznie z salonu w wieżowcu, aby jakimś cudem znaleźć drogę do pokoju, który zajmował. Z Nataszą się nie zadzierało gdy wyglądała w ten sposób. Prawdopodobnie dopiero co wróciła z misji i była czymś mocno poruszona. Thor wolał, aby to coś pozostało w centrum jej uwagi zanim przyjaciółka postanowi zorganizować szlaban całkowity na alkohol dla każdego mieszkańca i bywalca wieżowca Starka; stałej bazy wypadowej dla nieludzkich żołnierzy, płatnych zabójców, zmutowanych ludzi i różnych nieszczęśników oskarżonych o jakieś przestępstwa podobne do bycia niebezpiecznym, ściganym i jeszcze raz niebezpiecznym, którzy to od kilku miesięcy pracowali razem pod nazwą Avengers... Której w sumie nikt nie  rozumiał, ale nadal brzmiało to lepiej niż "pieski od S.H.I.E.L.D." albo "agenci specjalni".

VanaheimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz