8.

282 31 84
                                    

24.12.2017r.
Korekta: 👌

Mężem być

Bruce wiedział, że to nie będzie łatwe. Wyszedł z łazienki po godzinie, którą spędził pod prysznicem, gdzie pod strumieniem ciepłej wody najłatwiej się myślało i mimowolnie wygiął wargi w delikatnym uśmiechu. Mirit spał skulony na brzegu łóżka, owinięty kołdrą po czubek nosa.
Znów wyglądał jak niewinne dziecko. Bruce ostrożnie położył się obok, bardzo niepewnie obejmując go ramieniem. Nie wiedział czy to nie jest zbyt śmiałe... Albo może przytłaczające dla Vana? Ale Mirit spał... Odetchnął głęboko, uspokajając się trochę na siłę, bo od kilku dni bycie zawsze wściekłym jakoś nie pomagało i zamknął oczy, zdecydowany po prostu iść spać.

Gdy Mirit obudził się z głową na ramieniu Doktora, wcale nie był zły ani zakłopotany. No, może trochę zarumieniony. Nie spieszyło mu się wstawać, więc przymykając powieki leżał dalej otulony ciepłą kołdrą, opleciony w pasie silną ręką i przyjemnie rozleniwiony. W Vanaheimie z reguły nie miał kiedy tak się czuć, leżenie samemu w łóżku i patrzenie w sufit było raczej przygnębiające, więc szybko się zrywał, szykował do dnia, a potem robił różne rzeczy, aby się czymś zająć. Pomagał sympatycznym pokojówką w sprzątaniu; bawił się z Woulfim i Friggherdą; przesiadywał nad grubymi księgami o magii należącymi do rodu królewskiego, udostępnionymi mu przez Sigyn, bo zostając sierotą, której krewni rodziców nie chcieli, został pozbawiony prawa do rodzinnego dziedzictwa; pomagając Lokiemu w zapisywaniu w wolnym dzienniku informacji o magii Asgardu i Jotunheimu, co z kolei zaliczało się do dziedzictwa magicznego Królowej; uczył się gotować w kuchni od sympatycznych kucharzy i kucharek, którzy lubili sobie poplotkować; pomagał ogrodnikom... Po prostu szukał sposobów żeby nie myśleć o tym jak bardzo doskwiera mu to, że jest sam. Zawsze ciągnęło go do towarzystwa, do rodziny (wszystkie wspomnienia jakie miał z czasu, gdy rodzice jeszcze żyli były pełne ciepła i bliskości!), do bycia w miejscach, w których coś się działo... A jednak nikt (poza Sigyn, która dała mu nowy dom) nigdy go nie chciał jako kogoś więcej niż przyjaciela, a tymczasem wokół najwięksi mrukowie i dupkowie znajdywali sobie partnerów albo partnerki, zakładali rodziny...
Pogrążając się coraz bardziej w swoich smutnych przemyśleniach o przeszłości, młody Van nie zauważył otwierających się oczu Bannera, którego zbudził ciasny, niemal rozpaczliwy chwyt smukłych, delikatnych dłoni wokół ręki. Mężczyzna ostrożnie przesunął palcami po prostych plecach Mirita.
- Czy coś się stało? - zapytał zaniepokojony, próbując się podnieść, aby móc lepiej na niego spojrzeć. - Mirit... Mirit - potrząsnął delikatnie smukłym ramieniem. - Powiesz mi, co się dzieje?
Lśniące od łez zielone oczy spojrzały wprost na niego wypełnione bezbrzeżnym zaskoczeniem.
- Panie Banner... Przepraszam - Van zerwał się, puszczając go i odsuwając się tak nieporadnie, że dosłownie padł na materac.
- Spokojnie, głuptasie. Zwolnij - Bruce zaśmiał się mimowolnie, patrząc na jego rozciągniętą na pościeli postać. Usiadł i wyciągnął dłoń, odgarniając mu rudy lok z twarzy. - Wyglądałeś na bardzo smutnego, chciałem tylko żebyś powiedział mi co się stało. Może jakoś pomogę?
Van przez chwilę patrzył na niego zagubiony i wyraźnie zaskoczony propozycją, a potem jakimś cudem zdołał usiąść i przytulić się do niego całym sobą. Z najwyższą ufnością.
- To tylko.. złe wspomnienia - powiedział po chwili milczenia cicho. - Nie chciałem pana zmartwić.
- Jesteśmy razem. Nie da się tak żebym się nie martwił - Bruce pogłaskał go po głowie.
- Ja... Czuję się taki szczęśliwy kiedy mówi pan w ten sposób, panie Banner... - wydusił z siebie płaczliwie. - Że jesteśmy razem...
- Dwie rzeczy, Mirit - brunet chwycił go delikatnie za podbródek, zmuszając do uniesienia głowy. - Jesteśmy razem. Absolutnie. Nie ważne jak do tego doszło, stało się i mam zamiar dopilnować, żebyś był szczęśliwy, rozumiesz? Zwłaszcza, że to przede wszystkim moja wina. I naprawdę mi się podobasz - chrząknął cicho, rumieniąc się. - A dalej... Nie mów do mnie Panie Banner. Dobrze? W świetle ziemskich zasad moje nazwisko jest też twoje. No i będąc w związku wypadałoby używać imienia drugiej oso...
- Naprawdę? - Mirit wyglądał na kompletnie zaskoczonego. - Tak po prostu Bruce?
- Tak - brunet odetchnął z ulgą. - Spróbuj.
Van zaczerwienił się po same czubeczki uszu. - B-Bruce - powiedział powoli. - Bruce... - coś w nim jakby pękło. - Bruce. Bruce. Bruce - zaczął powtarzać jak zaczarowany, z każdą chwilą uśmiechając się coraz szczęśliwiej.
Banner miał w tamtej chwili jedna myśl. I to nawet nie było to, że patrzy na zachwyconego małego chłopca, który właśnie otrzymał prezent.
Mirit był po prostu uroczy.
Cholera.
Był w związku z kimś tak niesamowicie uroczym i niewinnym, że nigdy by sobie czegoś takiego nawet nie wyobraził - chociażby ze względu na obawy związane z zielonym problemem.
- Mirit - powiedział rozbawiony. - Mirit. Mirit. Podoba ci się?

VanaheimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz