20.01.2018r.
Na samym początku pobytu w Vanaheimie Loki często spędzał całe noce płacząc, skulony na łożu, z twarzą wtuloną w poduszkę i zaciśniętymi na niej kurczowo palcami. Jak mały, bezbronny chłopiec. Wtedy Sigyn opiekowała się nim jako swoim podopiecznym, którego ocaliła przed śmiercią w głębi dzikszych terenów Vanaheimu, gdzie nawet Vanowie nie bywali zbyt często uznając, że natura także musi posiadać teren, który należy tylko do niej i jej kochanych zwierzęcych dzieci. Wiedziała, że nie może mieszać się i na siłę walczyć z jego demonami, więc siedziała obok, głaszcząc ciemne włosy albo drżące plecy. Nie mówiła takich rzeczy jak będzie dobrze, bo nie znosiła robić tak jeśli nie była pewna, że mówi prawdę. A nie mogła być pewna, że w sprawie przeszłości jej kochanego naprawdę wszystko się ułoży.
Cztery lata po ich ślubie, Loki był już kimś innym. Pewnym siebie, troskliwym, uwielbianym wręcz przez Vanów, pogodnym, lubiącym poleniuchować z nią i dziećmi w ogrodzie albo odwiedzić czasami Thora w Mitgardzie, aby uniknąć jego odwiedzin w Vanaheimie... Sigyn była z niego dumna. Nie dlatego, że się zmienił, bo patrząc na szczęśliwą twarz wiedziała, że to wciąż ta sama, na której dawniej widniały wyrazy kapitulacji i rozpaczy. I którą ciągle obmywały łzy. Sigyn była dumna bo Loki wziął się w garść i dał sobie drugą szansę nie jako potworowi, a prostemu, kochanemu mężczyźnie z pasjami, śmiałymi marzeniami i pewnymi obawami, których istnienie dodawało mu więcej realności oraz stabilności.
Cztery lata po ich ślubie Loki sypiał spokojnie... Ale nie zawsze. Czasami koszmary powracały do niego, a wtedy wpadał w pułapkę swojej przeszłości. Różnie z tym postępował. Bywało, że starał się jej nie obudzić i opuszczał cicho łóżko, spędzając całą długą noc stojąc przy oknie i patrząc w dal, albo zwijając się ciasno na drugiej stronie łoża, poza jej zasięgiem i cicho płacząc... Ale bywało też, że nie widział szansy na samodzielne zniesienie swojego bólu i wtedy przylegał do niej, jeszcze bardziej zachłannie niż zazwyczaj, ukrywając twarz w zagłębieniu szyi albo budził ją. To drugie robił nieśmiało, zaczerwieniony z zażenowania i jednocześnie cały zapłakany. A potem siedzieli razem i trzymając go za drżącą dłoń powtarzała raz po raz, że nie jest złą osobą, ani tym bardziej potworem.Bywało różnie.
Czas mijał.
Wszystko się zmieniało.
Ale nawet wtedy, gdy już wszystkie winy mu przebaczono, wiele lat później, Loki budził się czasem z nagłego koszmaru... I chociaż najczęściej pragnął wtedy czasu, aby samemu poukładać sobie wszystko w głowie... Bywało, że zwracał się do niej.
Sigyn była dumna, że miał dosyć siły i odwagi, aby ją budzić albo przynajmniej mówić później, że coś było nie tak.
Sigyn była też rozczulona, bo wtedy gdy noce Lokiego były spokojne, mogła siedzieć długo tuż obok, głaskać go delikatnie po głowie i przypatrywać się z troską jak słodko śpi. To rekompensowało jej wszystkie te chwile, gdy partner wolał trochę ciszy i samotności niż jej oparcia.
CZYTASZ
Vanaheim
FanfictionVanaheim to coś więcej niż jeden ze światów na Yggdrasilu. To prawdziwy stan umysłu... a Loki wie to z własnych doświadczeń. Praca bierze udział w konkursie literackim "Splątane Nici"