13.12.2017r
Korekta: 👌Świętowanie
Kiedy Loki się obudził od razu zauważył, że coś jest nie tak. W komnacie panowała cisza. Słońce już dawno wzeszło, a jednak bliźniaki nie dawały żadnego znaku, że już nie śpią i chcą rozpocząć dzień. Zerwał się z łóżka na tyle szybko, na ile mógł to zrobić - musiał się wpierw wyplątać z kołdry. Łóżeczko było puste. Jego małe skarby zniknęły.
-Sigyn! - dopadł do kobiety oplatającej jedną ręką jego poduszkę, wybudzając ją ze snu tym rozbrajająco impulsywnym ruchem.
-Co się dzieje, Reniferku? - ziewnęła, przecierając oczy, a potem spojrzała na jego przerażoną twarz.
-Woulfi i Frigherda...
-Spokojnie - ciemnowłosa chwyciła go mocno, przyciągając do siebie i uspokajająco głaszcząc po włosach. - Nie musisz panikować. Pod czujnym okiem Asvor, Thor wyszedł z dziećmi do wewnętrznego ogrodu.
-Mój brat... zabrał ich na spacer? - zapytał pobladły.
-Szszz, znowu za bardzo się nakręciłeś - musnęła wargami jego czoło, przesuwając się niżej, aby po chwili obsypać pocałunkami policzki. - Nic im nie grozi, a Thor kompletnie stracił głowę dla Woulfiego.
-Hę? - uniósł brew, niespecjalnie zadowolony z tego, że coś mu umknęło.
-Obudził się w nocy podczas jego małego koncertu, a potem zasnęli razem przy kołysce. Prawie dwie godziny opowiadał mu o tym, jaki byłeś jako mały chłopiec.
Dla odmiany poczerwieniał.
-Ja... jako mały chłopiec?
-Właśnie tak. Gruchał tak i gruchał. Muszę przyznać, że dowiedziałam się kilkuset interesujących rzeczy - wsunęła smukłą, ciepłą dłoń pod jego nocną koszulę, przesuwając palcami po miękkim udzie. - Chciałbyś się przekonać jakich?
-Chyba nie... - poruszył się niezdecydowany.
-Oj, jestem pewna, że tak.
A potem pocałowała go prosto w usta, tak zaborczo i namiętnie, że w pierwszej chwili kompletnie zapomniał o oddychaniu. Mając cały czas oko na dzieci i pilnując spraw Vanaheimu, nie mieli zbyt wiele dla samych siebie... no ale Thor i dzieci? Loki nie był przekonany, a chwilę później po prostu musiał się przekonać, bo gorące wargi sunące powoli w dół jego szyi były zbyt rozpraszające.
Może Sigyn miała rację? Zachowywał się jak nadopiekuńcza matka, a w całym pałacu było kilkaset osób, które nigdy nie dopuściłyby do tego, aby jego maleństwom choćby włosek spadł z ich ślicznych główek. Westchnął przeciągle, przesuwając rękoma po ramionach Sigyn na jej plecy.
Tylko chwilkę, a potem zajmą się dalej świętowaniem lata i swojej rocznicy, które miało się rozpocząć w południe.***
Gdy Loki dotarł do ogrodu, Thor razem z przyjaciółmi byli w trakcie rozpieszczania bliźniaków. Po pierwsze, rozciągnęli na pół trawnika wielki kolorowy koc, który z pewnością dostarczyła im Asvor. Po drugie, na tym kocu przebywali wszyscy porozciągani na siedząco i porozsiadani, w pomiętych szatach i wyraźnie bardzo weseli, a z nimi Frigherda i Woulfi. Thor leżał na środku, z bratankiem rozciągniętym na brzuchu, zajętym ciągnięciem za złoty wisior zwieńczony należącą do mężczyzny runą albo za włosy. Obok Steve i Tony; jeden udający, że czyta książkę o biologii obowiązującej w Vanaheimie, ale bardziej skupiony na siedzącym z boku, plotącym wianek z kwiatków blondynie. Natasha miała na kolanach Frigherdę, plotła jej włoski w warkoczyk, pozwalając żeby Clint podawał małej kolorowe kamyki i uczył rzucać nimi do znajdującej się niedaleko fontanny. Dziecinne rzuty nie były mocne, ale samo wykonywanie ich bawiło małą. Profesor Banner leżał w cieniu, częściowo na trawie. Ewidentnie spał. Swoim bystrym wzrokiem, podchodząc do koca, Loki zauważył Mirita, wyglądającego zza krzewów w jednej z bocznych ścieżek wewnętrznego ogrodu. Chyba patrzył na Bannera. Interesujące.
- Widzę, że postanowiliście zorganizować moim dzieciom czas - powiedział cicho, spoglądając z góry na całą gromadę.
- Te maluchy są naprawdę słodkie - stwierdził lekko Rogers, nakładając wianek na głowę Frigherdy.
- Thor - chrząknął, spoglądając na brata wyczekująco, z nadzieją, że mężczyzna nie spojrzy na niego zaraz wzrokiem tak wściekłym i zimnym jak poprzedniej nocy, gdy go schwytał w stalowy uścisk i prawie poraził błyskawicą.
- Loki - blondyn uśmiechnął się szeroko, unosząc pospiesznie głowę. - Zobacz! Woulfi jest takim małym skarbeczkiem kochającym błyskotki jak ty! - zawołał, a gdy światło padające z góry odbiło się od jego wisiora, Woulfi zachichotał, chwytając pewnie runę małymi paluszkami.
- Jak ja?
- Zawsze podobały ci się wszystkie takie ślicznostki czy co to tam jest! Mama nawet oddała ci swój naszyjnik z wisiorkiem w kształcie słońca!
- No tak.. pamiętam - wymamrotał. Jeśli miał być szczery, po twardogłowym Thorze oczekiwał, że mężczyzna nadal będzie patrzył na niego ze złością i warczał jak wściekły pies. Albo udawał niezdarnie, że wszystko mu jedno co się dzieje.
- Hej, Loki - Thor ziewnął szeroko, a potem kontynuował. - Następnym razem już mnie tak nie strasz, dobra, bracie?
Nie strasz...?
Nie rozumiał.
Właśnie miał zapytać, co starszy ma na myśli, gdy ten uśmiechnął się szeroko, wyciągając ku niemu dłoń.
- Maski czy nie, najważniejsze, że wciąż jesteś moim bratem, Loki.
Jego twarz poczerwieniała.
- T-tak? To miło... ja... Przyszedłem zabrać dzieci żeby przygotować je do święta - wyrzucił z siebie na jednym wdechu.
Jak miał zareagować?
Jak miał się zachowywać po usłyszeniu czegoś takiego?!
CZYTASZ
Vanaheim
FanfictionVanaheim to coś więcej niż jeden ze światów na Yggdrasilu. To prawdziwy stan umysłu... a Loki wie to z własnych doświadczeń. Praca bierze udział w konkursie literackim "Splątane Nici"