5.

367 33 84
                                    

13.12.2017r
Korekta: 👌

Świętowanie

Kiedy Loki się obudził od razu zauważył, że coś jest nie tak. W komnacie panowała cisza. Słońce już dawno wzeszło, a jednak bliźniaki nie dawały żadnego znaku, że już nie śpią i chcą rozpocząć dzień. Zerwał się z łóżka na tyle szybko, na ile mógł to zrobić - musiał się wpierw wyplątać z kołdry. Łóżeczko było puste. Jego małe skarby zniknęły.
-Sigyn! - dopadł do kobiety oplatającej jedną ręką jego poduszkę, wybudzając ją ze snu tym rozbrajająco impulsywnym ruchem.
-Co się dzieje, Reniferku? - ziewnęła, przecierając oczy, a potem spojrzała na jego przerażoną twarz.
-Woulfi i Frigherda...
-Spokojnie - ciemnowłosa chwyciła go mocno, przyciągając do siebie i uspokajająco głaszcząc po włosach. - Nie musisz panikować. Pod czujnym okiem Asvor, Thor wyszedł z dziećmi do wewnętrznego ogrodu.
-Mój brat... zabrał ich na spacer? - zapytał pobladły.
-Szszz, znowu za bardzo się nakręciłeś - musnęła wargami jego czoło, przesuwając się niżej, aby po chwili obsypać pocałunkami policzki. - Nic im nie grozi, a Thor kompletnie stracił głowę dla Woulfiego.
-Hę? - uniósł brew, niespecjalnie zadowolony z tego, że coś mu umknęło.
-Obudził się w nocy podczas jego małego koncertu, a potem zasnęli razem przy kołysce. Prawie dwie godziny opowiadał mu o tym, jaki byłeś jako mały chłopiec.
Dla odmiany poczerwieniał.
-Ja... jako mały chłopiec?
-Właśnie tak. Gruchał tak i gruchał. Muszę przyznać, że dowiedziałam się kilkuset interesujących rzeczy - wsunęła smukłą, ciepłą dłoń pod jego nocną koszulę, przesuwając palcami po miękkim udzie. - Chciałbyś się przekonać jakich?
-Chyba nie... - poruszył się niezdecydowany.
-Oj, jestem pewna, że tak.
A potem pocałowała go prosto w usta, tak zaborczo i namiętnie, że w pierwszej chwili kompletnie zapomniał o oddychaniu. Mając cały czas oko na dzieci i pilnując spraw Vanaheimu, nie mieli zbyt wiele dla samych siebie... no ale Thor i dzieci? Loki nie był przekonany, a chwilę później po prostu musiał się przekonać, bo gorące wargi sunące powoli w dół jego szyi były zbyt rozpraszające.
Może Sigyn miała rację? Zachowywał się jak nadopiekuńcza matka, a w całym pałacu było kilkaset osób, które nigdy nie dopuściłyby do tego, aby jego maleństwom choćby włosek spadł z ich ślicznych główek. Westchnął przeciągle, przesuwając rękoma po ramionach Sigyn na jej plecy.
Tylko chwilkę, a potem zajmą się dalej świętowaniem lata i swojej rocznicy, które miało się rozpocząć w południe.

***

Gdy Loki dotarł do ogrodu, Thor razem z przyjaciółmi byli w trakcie rozpieszczania bliźniaków. Po pierwsze, rozciągnęli na pół trawnika wielki kolorowy koc, który z pewnością dostarczyła im Asvor. Po drugie, na tym kocu przebywali wszyscy porozciągani na siedząco i porozsiadani, w pomiętych szatach i wyraźnie bardzo weseli, a z nimi Frigherda i Woulfi. Thor leżał na środku, z bratankiem rozciągniętym na brzuchu, zajętym ciągnięciem za złoty wisior zwieńczony należącą do mężczyzny runą albo za włosy. Obok Steve i Tony; jeden udający, że czyta książkę o biologii obowiązującej w Vanaheimie, ale bardziej skupiony na siedzącym z boku, plotącym wianek z kwiatków blondynie. Natasha miała na kolanach Frigherdę, plotła jej włoski w warkoczyk, pozwalając żeby Clint podawał małej kolorowe kamyki i uczył rzucać nimi do znajdującej się niedaleko fontanny. Dziecinne rzuty nie były mocne, ale samo wykonywanie ich bawiło małą. Profesor Banner leżał w cieniu, częściowo na trawie. Ewidentnie spał. Swoim bystrym wzrokiem, podchodząc do koca, Loki zauważył Mirita, wyglądającego zza krzewów w jednej z bocznych ścieżek wewnętrznego ogrodu. Chyba patrzył na Bannera. Interesujące.
- Widzę, że postanowiliście zorganizować moim dzieciom czas - powiedział cicho, spoglądając z góry na całą gromadę.
- Te maluchy są naprawdę słodkie - stwierdził lekko Rogers, nakładając wianek na głowę Frigherdy.
- Thor - chrząknął, spoglądając na brata wyczekująco, z nadzieją, że mężczyzna nie spojrzy na niego zaraz wzrokiem tak wściekłym i zimnym jak poprzedniej nocy, gdy go schwytał w stalowy uścisk i prawie poraził błyskawicą.
- Loki - blondyn uśmiechnął się szeroko, unosząc pospiesznie głowę. - Zobacz! Woulfi jest takim małym skarbeczkiem kochającym błyskotki jak ty! - zawołał, a gdy światło padające z góry odbiło się od jego wisiora, Woulfi zachichotał, chwytając pewnie runę małymi paluszkami.
- Jak ja?
- Zawsze podobały ci się wszystkie takie ślicznostki czy co to tam jest! Mama nawet oddała ci swój naszyjnik z wisiorkiem w kształcie słońca!
- No tak.. pamiętam - wymamrotał. Jeśli miał być szczery, po twardogłowym Thorze oczekiwał, że mężczyzna nadal będzie patrzył na niego ze złością i warczał jak wściekły pies. Albo udawał niezdarnie, że wszystko mu jedno co się dzieje.
- Hej, Loki - Thor ziewnął szeroko, a potem kontynuował. - Następnym razem już mnie tak nie strasz, dobra, bracie?
Nie strasz...?
Nie rozumiał.
Właśnie miał zapytać, co starszy ma na myśli, gdy ten uśmiechnął się szeroko, wyciągając ku niemu dłoń.
- Maski czy nie, najważniejsze, że wciąż jesteś moim bratem, Loki.
Jego twarz poczerwieniała.
- T-tak? To miło... ja... Przyszedłem zabrać dzieci żeby przygotować je do święta - wyrzucił z siebie na jednym wdechu.
Jak miał zareagować?
Jak miał się zachowywać po usłyszeniu czegoś takiego?!

VanaheimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz