07.12.2017r.
Ostatnie fragmenty zapisane wcześniej na żywca 😄
Korekta: 👌Prawda o Lokim z Asgardu
Kolacja nadeszła zdecydowanie za szybko. Przyjaciele Thora i on sam przebrali się w szaty, które im przygotowano w komnatach, po czym udali się za uśmiechniętym życzliwie Miritem do jadalni. Van albo strasznie lubił oprowadzać ludzi gdzie tylko się dało, albo miał mieć na nich oko. U szczytu stołu siedziała Sigyn, u jej boku zaś Loki, bawiący dwa maleństwa latającymi w powietrzu magicznymi motylkami delikatnie emanującymi zielonkawym światłem. Był tak zaabsorbowany tym zajęciem, że nie zauważył ich przybycia póki Thor nie opadł z ciężkim sapnięciem na jedno z miejsc przy stole; byłoby to tuż obok niego, gdyby na tamtym miejscu nie usiadł przezornie Clint. Poderwał wtedy głowę, a niewielka dawka magii więcej zamieniła motylki w ptaki o mocnych dziobach i pazurach, świergoczące zdradliwie słodką i niewinną pioseneczkę, ale nie odrywające oczu jak paciorków od Gromowładnego.
- Loki - Sigyn wyciągnęła dłoń, kładąc ją na ręce bruneta. - Może już dosyć tych sztuczek na dzisiaj? - zasugerowała łagodnie.
Westchnął głęboko, przymykając na moment powieki. Magia rozproszyła się. Po prostu rozpłynęła we wszystkie strony, zanikając.
- Podoba wam się pałac? - błękitne spojrzenie przesunęło się po twarzach wszystkich po kolei.
- Jeszcze nie zwiedziliśmy - przyznała Natasha, zerkając dosyć niepewnie na twarz Sigyn, ale kobieta najwyraźniej nie miała nic przeciwko takiemu stopniowi poufałości.
- A komnaty?
- Są śliczne - zapewnił profesor Banner. - zadziwiająco zaciszne i wygodne. Szaty także - dodał, przesuwając palcami po fioletowym materiale staromodnej koszuli, gładkiej, dosyć luźnej i nie przesadnie zdobionej. Ta prostota wyraźnie mu odpowiadała, wręcz cieszyła.
- Projektowanie strojów dla was sprawiło Lokiemu dużo rozrywki - przyznała, a mężczyzna udał, że nie usłyszał tego, głaszcząc palcami dziecięcą buzię. Jadalnie wypełniło wesołe gaworzenie, a chwilę później ładnie ubrane służki wniosły tace z potrawami i dzbany z napojami. Stawiając naczynia na stole uśmiechały się i pytały, czy komuś coś donieść do tego ogromu smakołyków, piwa nalać, miodu...
- Rozpocznijmy kolację - poleciła Sigyn, uśmiechając się delikatnie. - Na pewno jesteście głodni po podróży z Mitgardu - dodała.
- Nigdy wcześniej nie latałem w przestrzeni z użyciem dziwnych, świecących drzwi - przyznał Kapitan, przeczesując palcami włosy. Do twarzy było mu w białym wdzianku z długimi rękawami, przepasanym niebiesko-czerwonym materiałem ze srebrną gwiazdą na boku, w okolicy lewego biodra, wyglądającą tak, jakby wszystko spinała i utrzymywała na odpowiednim miejscu.
- Portale są dla takich jak wy z reguły dosyć osobliwe - dłoń Lokiego przesunęła się na brodę drugiego dziecka. Wyglądał aż nieprzyzwoicie dobrze z tymi małymi przy sobie, ale - aby zjeść - w końcu z westchnieniem rozdzielił się od swoich potomków, układając dzieci w lewitującym w powietrzu, dużym wyplatanym koszu, wyglądającym na kołyskę. Ze środka wystawał kawałek bławatkowo-błękitnego materiału.
- Vanaheim to piękne miejsce wieczorem. Jeśli chcecie poproszę kogoś, aby się z wami wybrał na mały spacer - Loki uniósł do ust szklankę wypełnioną pachnącym aromatycznie ziołami napojem, nad który wznosiła się srebrzysta chmurka pary. Wyglądał tak, jakby absolutnie nic nie mogło go wytrącić z równowagi. A na głowie wciąż miał ten diadem z wywiniętymi różkami, mniejszy i nadal bardziej podkreślający jego urodę od tej wielkiej korony, którą miał na sobie gdy przybył do Mitgardu.
- Ty nie możesz się z nami wybrać, bracie? - zapytał strapiony Thor, spoglądając na niego. Jeszcze nie przetrawił do końca wieści z wcześniej, ale starał się zachowywać normalnie.
- Muszę uśpić dzieci - wskazał kołyszący się lekko koszyk, odkładając naczynie, aby sięgnąć do stojącej na przeciw miski i nałożyć na talerz potrawy wyglądającej na sałatkę.
- Może pomożemy ci z tym zamiast wybierać się na spacer - zaproponował Thor energicznie, spoglądając z zainteresowaniem na potrawy, które były najbliżej i zastanawiając się, czego powinien spróbować. - Umiemy zajmować się dziećmi - zapewnił.
- Poprawka, wszyscy poza Starkiem mamy w tym trochę sprawy - wtrąciła się Natasha, wkładając do ust kawałek miękkiej bułki z nasionami.
- M-mógłbym skrzywdzić dziecko gdybym miał się jakimś zaopiekować - stwierdził nerwowo Banner, wyraźnie przeciwny wizji niańczenia jakiejkolwiek kruchej, malutkiej pociechy, niezależnie od tego czy byłaby normalna, boska albo nawet od olbrzymów.
- Dzieci są słodkie - stwierdził Kapitan, uśmiechając się jak zawodowa niania, co wyglądało dość dziwnie przy jego wielkich mięśniach i przyciętych na krótko, włosach. - Bardzo chętnie trochę pomożemy - pokiwał głową energicznie, wiedząc jak bardzo Thorowi zależy, żeby chociaż chwilę porozmawiać z bratem.
Loki nie był przekonany do pomysłu przyjęcia pomocy przy swoich małych skarbach. Jego dzieci były absolutnie najważniejsze i wizja powierzenia ich choćby na chwilę w ręce Thora lub/oraz przyjaciół była dla niego co najmniej porażająca. Odruchowo zajrzał do koszyka, spoglądając na swoje szkraby, zamotane w bławatkowy kocyk i zajęte ciamkaniem w buziach łapek szmacianego smoka.
- To nie jest dobry pomysł - zaczął.
- A może wcale niezły? - Sigyn uśmiechnęła się do niego łagodnie.
Loki spojrzał na nią tymi pięknymi, zielonymi oczami, a ona odpowiedziała na to:
- Cały czas będziesz przy nich. Małe ucieszy poznanie kogoś nowego, a twój brat na pewno będzie dla nich bardziej troskliwy niż dla Mjolnira.
- Oczywiście! - zadeklarował się natychmiast Gromowładny, zdeterminowany spędzić z bratem chociaż trochę czasu. A jeśli przy okazji pozna swoje "brataństwo"... Chciał zobaczyć dzieci, których matką był jego Loki. Musiał... Bo potrzebował zrozumieć dlaczego on, Loki z Asgardu, taki uparty, dumny, poważny, zawsze sięgający po to, czego pragnie... Uległ kobiecie-Królowi z Vanaheimu i został jej Królową.
- A jeśli coś się stanie?
- Rozmawialiśmy o tym - powiedziała miękko. - Nie zamartwiaj się na zapas. No... A gdyby cokolwiek się jednak wydarzyło to zadbam o to, żeby Thor z Asgardu błagał o wysłanie go do Helheimu jak na wyjazd do wakacyjnego kurortu.
Jej słodki, melodyjny głos posłał wzdłuż kręgosłupa Gromowładnego ciarki.
Loki odetchnął
- Wydasz ostatnie dyspozycję?
- Gdy wrócę do komnat wszystko ci powtórzę i natychmiast pójdę skorygować, jeśli uznasz, że coś będzie nie tak - obiecała.
Zgodził się, a godzinę później po rozmowie na tematy, których nawet Thor tak do końca nie rozumiał, wstał z miejsca. Nachylił się, całując Sigyn delikatnie w policzek, po czym ruszył do drzwi jadalni - kosz lewitował przy nim.
- Idźcie - kobieta spojrzała zachęcająco na Thora. Bóg zerwał się, niepewnie posyłając jej wdzięczne spojrzenie i biegnąc za bratem. Steven Rogers też poszedł, bo chciał zobaczyć dzieci, a zrezygnowany Stark z nim. Pozostali wymigali się zmęczeniem, dziękując z góry Miritowi za propozycje, że znów ich poprowadzi przez labirynt korytarzy do gościnnej części.
CZYTASZ
Vanaheim
FanfictionVanaheim to coś więcej niż jeden ze światów na Yggdrasilu. To prawdziwy stan umysłu... a Loki wie to z własnych doświadczeń. Praca bierze udział w konkursie literackim "Splątane Nici"