7.

279 31 66
                                    

20.12.2017r.
Korekta: 👌
Dla WandersmokLight i jej sadyzmu oraz TobiMilobi, która nadal nie zaczęła czytać, ale obiecała kiedyś to zrobić. 🤓 //Sakuja

Powrót do Mitgardu

Gdy Anthony wytrzeźwiał nadeszła pora, aby Avengers wrócili z Thorem do Mitgardu. Zanim jednak nadeszła chwila, gdy opuścili dziedziniec i przeszli przepisowy gościnny dystans w głąb lasu do otworzonego przez strażników portalu, miało miejsce kilka ważnych rzeczy.

Najpierw była rozmowa Lokiego z Thorem. Bardzo emocjonalna, intensywna, pełna tkli...

- Thor, już ci powiedziałem, że na razie nie chce pokazywać się matce na oczy!
Zielony promień przeciął powietrze, mknąc w stronę jasnowłosego mężczyzny. Thor w ostatniej chwili zasłonił się młotem, nadal jednak szczerząc szeroko zęby.
- Proszę cię, braciszku! Jesteś tam bardzo potrzebny! Wszyscy są smutni! - próbował go przekonać.
- Thor, ja wciąż jeszcze potrzebuje czasu! Jest za wcześnie!
Następny promień trafił i mężczyzna krzyknął zdumiony, gdy jego fantastyczne złote loki spadły w dół, ścięte.
- J... Jak ja teraz wyglądam? - załkał żałośnie, sięgając do lewej strony głowy i macając krótkie, sterczące kosmyki. - Jak mogłeś?
- Miało ci wykuć oko - wymamrotał niechętnie brunet. - Proszę cię. Zostaw mnie w spokoju.
- Ale...
- Odwiedzę rodziców, naprawdę. Ale jeszcze nie teraz.
- Obiecujesz, że wrócisz do Asgardu? - zapytał z nadzieją mężczyzna, przybliżając się do niego.
- Nie w taki sposób jakbyś tego chciał - Loki w końcu przełamał się i dotknął policzka brata dłonią tak jak robił to gdy był małym chłopcem i czuł, że musi mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Ostatecznie strzelanie i tak nic nie dawało. - Thor. Teraz tutaj jest mój dom. Mam tutaj Sigyn, dzieci, przyjaciół... Spokój, którego tak bardzo kiedyś potrzebowałem i nigdy nie mogłem odnaleźć. Kocham was, naprawdę, ale wiem, że gdybym nawet mógł i wrócił na stałe... Wszystko zaczęłoby się od nowa. Rozumiesz? Nie poradziłbym sobie. Maska! Potem druga. Dziesiąta... Nawet bym nie zauważył chwili, w której mur pojawiłby się znowu i to chore pragnienie udowodnienia, że jestem wart bycia synem Odyna... Nie zniósł bym tego.
Thor zrozumiał, że przesadził ze swoimi optymistycznymi zapędami, gdy dłoń brata zaczęła drżeć, a po jego policzkach pociekły łzy.
Znowu skrewił.
Chwycił jego mniejsze ciało ostrożnie, obejmując go opiekuńczo. Tak jakby znów byli chłopcami, a mały braciszek przyszedł do niego skarżąc się na okropne sny. Czuł się źle z tym, że nie potrafił postępować z nim we właściwy sposób.
Czy ta Sigyn naprawdę potrafiła? Potrafiła sprawić, że Loki czuł się bezpieczny i chciany, że nie bał się swoich masek albo przeszłości, że znał swoją wartość i nie czuł potrzeby udowadniania jej? Czy ona naprawdę była w stanie pomóc mu pozostać takim jakim był dawniej i nie odczuwać dyskomfortu z powodu pokazywania się innym z tej prawdziwej strony?
- Przepraszam - westchnął gorzko. - Już nie będę naciskać, Loki. Rozumiem.. ja chcę być w Mitgardzie, a ty czujesz się dobrze tutaj... Rozumiem, naprawdę. Nie płacz już...
Loki nabrał ciężko tchu, a potem odsunął się od niego. Rękawem szaty otarł oczy. Jeszcze chwilę milczał, oddychając płytko, ale w końcu się uspokoił. 
- Thor, idź już - poprosił. - Po prostu sobie idź.
- Ale...
- Gdy pójdę do Asgardu spotkać się z rodzicami, obiecuje uprzedzić cię - stwierdził, wyraźnie zakłopotany tym, że znów się rozkleił przed nim, swoim starszym bratem.

Gdy Thor wyszedł z komnaty, Loki miał ochotę przekląć tę swoją słabość do panowania nad sobą w obecności brata, ale dokładnie wtedy nadeszła Sigyn, dzierżąc kilka grubych ksiąg i woreczek magicznych kamieni szlachetnych.
- Reniferku, możesz mi pomóc? Za chwilę Mirit i pan Banner przyjdą na umówioną rozmowę do gabinetu -
Gdy podszedł wziąć dwa grubsze tomidła, kobieta wychyliła się do przodu i pocałowała go w policzek delikatnie. - Wyglądasz prześlicznie.
- Yhm.. cały od płaczu - westchnął.
- Słodki - sprostowała lekko, uśmiechając się do niego ciepło. - Każdy ma chwilę, gdy po prostu płacze, tego się nie da tak po prostu pozbyć z życia i zapomnieć.
- Wiem, ale kiedyś...
- Kiedyś były maski, a teraz jest twoja twarz. Piękna, przystojna twarz. Nie możesz jej ukrywać zawsze, gdy poniosą cię emocje.
Westchnął.
- Dawniej pouczałem tak Thora - powiedział cicho, a potem uśmiechnął się mimowolnie odrobinę. - Masz rację... Myślę, że kiedy chwilę popłaczę jest mi później lżej.. - dodał, czerwieniąc się mimowolnie.
Sigyn rozpromieniła się bardziej. Zawsze była dumna, gdy udawało mu się zrobić jakiś kolejny krok ku normalności i stabilności. Tego dnia czuł się tak, jakby ta stabilność była na wyciągnięcie ręki.
- Dzieci śpią? - zapytał, zmieniając powoli temat, aby wyciągnąć od męża więcej informacji o trwającej sytuacji. Najbardziej interesujące było dla niego to, gdzie są jego kochane skarby, gdy oni idą do gabinetu na spotkanie.
- Tak. Zasnęły słodko ze zmęczenia po kolejnym poranku z Thorem i jego przyjaciółmi w ogrodzie. 
- Postawiłaś strażników?
- Oczywiście - potwierdziła poważnie. - przy oknie strażnik, przy drzwiach dwoje i jeszcze Asvor przy łóżeczku.
Odetchnął uspokojony, a potem razem ruszyli, dalej już w przyjemnej ciszy, do gabinetu.
Bruce Banner i Mirit czekali przy drzwiach. Obaj mieli na sobie stroje z Mitgardu. Banner koszulę i jeansy, a młody Van luźną bluzkę z niebieskim nadrukiem w kształcie gołębia do kompletu z prostymi luźnymi spodniami. Prawdopodobnie obie rzeczy pochodziły z torby Natashy. Nikt inny wśród przyjaciół Thora nie był wystarczająco drobny.
- Wejdźcie, sprawa jest ważna - Sigyn starała się zachowywać naturalnie, ale wyraźnie coś zaczynało ją niepokoić. To nie było częste. Loki wiedział najlepiej jako ten, którego to ona uspokajała. Rzadko sama traciła nerwy - była oazą spokoju. Jednym z filarów jego właśnie stabilności. Gdy siadali na wygodnej kanapie, dotknął jej ramienia oswobodzoną z ksiąg dłonią.
- Co będzie teraz? - zapytał Mirit cicho.
- Widzisz, wybierasz się do całkiem innego, nieznanego świata - zaczęła Sigyn i Loki pojął w mig, że Króla Vanaheimu najzwyczajniej w świecie zaczął dręczyć strach o podopiecznego. Uśmiechnął się nieznacznie, ściskając jej ramię lekko. - Między Vanheimem i Asgardem jest ogromna różnica, ale w Asgardzie chociaż trochę o nas uczą jak i na odwrót, ale Mitgard... Tam nic o nas nie wiedzą i my właściwie o nich też niewiele...
- Zaopiekuje się nim - Doktor Banner wyprostował się pewnie, najwyraźniej już zdążył pogodzić się z rolą męża i nawet przystosować do niej częściowo.
- Jestem tego pewna. Co do pana uczciwości i odpowiedzialności nie mam wątpliwości, ale mówimy o zmianie świata. Musicie się przygotować na szok... Mirit, przede wszystkim to ty musisz się przygotować. To dla ciebie to będzie obce.
- Jak mam to zrobić, Wasza Wysokość? - rudzielec spojrzał na nią niepewnie.
- Właśnie dlatego się tu spotkaliśmy. Jest taki rytuał. Magia połączy wasze umysły na krótką chwilę, a w tym czasie wymieniacie się doświadczeniami.
- To zły pomysł - zaczął pobladły Banner. - Moje życie to...
- Bez obaw, panie Banner - Sigyn uniosła nieznacznie dłoń. - Rytuał uwzględni tylko pana własną świadomość.
- Wiecie... - wyszeptał, wyglądał na dosłownie przerażonego.
- Tylko tyle, że jest w panu coś jeszcze.  Nie mamy jednak zamiaru dociekać. Chcemy tylko uniknąć skrzywdzenia Mirita nagłym przeskokiem na Mitgard, prosto w ocean obcych doświadczeń i rzeczy. Mógłby oszaleć.
- Rozumiem - przyznał z westchnieniem Banner. Pamiętał, że Hulk nie potrafił sobie poradzić z cywilizacją i był w jej otoczeniu jeszcze bardziej wściekły niż wtedy, gdy przebywał w takich miejscach jak las, jakaś dzicz czy okolice Portugalii. Hulk był stworzeniem, tożsamością - czymś co zostało stworzone w jego umyśle i zyskało własną odrębność. Na dobrą sprawę nie pochodził z cywilizacji i nowoczesnego świata. Mirit też. Mógł podobnie zacząć okazywać wrogość i opierać się na instynkcie w obcym świecie, jeśli tylko coś wyda mu się groźne, a skoro był z Vanaheimu, gdzie każdy chociaż trochę potrafił czarować.
Rytuał wydawał się sensowny.
Upiorny w samym opisie działania  dla człowieka nauki jako coś... Z pewnością niebezpiecznego i podejrzanego. Ale Mirit naprawdę tego potrzebował, więc...
- Co robić? - zapytał ostrożnie, zaciskając mimowolnie drżącą dłoń na dłoni Mirita, który  spojrzał na niego, rumieniąc się delikatnie.
- Zaraz wszystko wam wyjaśnimy.
- To prosty rytuał - dodał Loki. - Ja także przystąpiłem do niego przed ślubem z Sigyn - oznajmił pokrzepiająco. - Wiedziałem o Vanaheimie tylko tyle, aby powitać ją królewskim tytułem jak należy i pamiętać, że Vanowie to w dużej mierze silni empaci i opiekuni natury.
Pokrzepiony nieznacznie Banner odetchnął kilka razy głęboko dla uspokojenia swoich nerwów.
- Twoja skóra robi się czasem zielona - zauważyła Sigyn.
- I to właśnie mój problem - stwierdził ponuro. - Ale wolałbym... Wolałbym wyjaśnić to tylko później Miritowi. To bardzo osobiste.
Kobieta uniosła dłonie nieznacznie w górę na znak, że nie będzie wypytywać.
- Weźcie to - Loki wyjął z woreczka dwa szlachetne kamienie. Szmaragd i rubin. Podał je im ostrożnie. - Rytuał składa się z dwóch etapów.
- Pierwszy - siedząc na przeciwko siebie opieracie się czołami - wtrąciła Sigyn poważnie. - Trzymając się swoich rąk. Prawych.
- Drugi - lewymi rękoma przykładacie kamienie do serc, a potem łączycie je między sobą.
- Formuła, którą musicie powtórzyć trzy razy to "Zawierzam ci".
- Tak po prostu? - zapytał zdziwiony Bruce.
- Tak. Dokładnie tak - brunet zaśmiał się cicho, patrząc na jego twarz. - Dziwnie proste jak na magię, co?
- Um... Tak?
- Będzie dobrze - Mirit zacisnął delikatnie palce na rubinie. - Gdzie możemy wykonać ten rytuał?
- Tutaj, w tej chwili - Sigyn podniosła się z kanapy, biorąc wszystkie księgi ze stolika obok i wycofując się pod ścianę, gdzie stał duży, mocny regał.
- Musimy być pewni, że nie zrobicie sobie krzywdy, dlatego będziemy czuwać z boku jakbyście jednak jakoś zabrnęli zbyt daleko. Zgoda?
Mirit kiwnął głową, podnosząc się i przesiadając na kanapie tak, aby mieć Bannera na przeciwko siebie. Bruce wyciągnął drżącą prawą rękę i chwycił tę jego, powoli nachylając się do przodu.
Loki obserwował z boku jak stremowana para realizuje starannie każdy krok, który wymienili z Sigyn.
Rubin i szmaragd złączyły się, migocząc jasnym światłem, a potem pojawiła się energetyczna, wibrująca bańka, która zamknęła mitgardczyka i Vana w środku.

VanaheimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz