Bonus: Ogród

189 24 16
                                    

16.01.2018r.

Dla WandersmokLight

Dom na odludziu (w głębi lasu mieszczącego się na terytorium Anthonyego, gdzie mężczyzna dawniej robił wypady na spanie w dziczy - zanim znalazł bardziej ekscytujące hobby... jakim było bycie super herosem) był cudownym miejscem. Banner wcześniej chował się tam gdy miał gorszy okres co sprowadzało się do połamanych drzew i dosyć ciekawego wyglądu okolicy, a jednak Mirit wyglądał jakby pokochał to miejsce od razu. Pokochał ze zrujnowanym kawałkiem lasu, źródłem, z którego bila chłodna woda i resztką szopy stojącej na uboczu. Dom nie był duży, właściwie można by go nazwać spokojnie domkiem gdyby nie przykuwający oko, imponujący wygląd zewnętrzny, a jednak Van z zachwytem w oczach przemierzył wszystkie, w większości puste i bez wyposażenia, pokoje. A potem czynnie pomagał w malowaniu i/lub reperowaniu ścian, wstawianiu szafek, stolików, krzeseł oraz innych drewnianych mebli, wybieraniu naczyń do kuchni, firanek, zasłonek, dywanów i pościeli do sypialni... A potem gdy Stark pomagał w detalach związanych z wodą, prądem i ogrzewaniem, Van zniknął w lesie na prawie trzy godziny, aby potem przynieść i wsadzić do wazonów bukiety kolorowych kwiatów.

Dom własny i oddzielony od świata zewnętrznego zapewniał poczucie bezpieczeństwa Bannerowi, który nie czuł się nigdy do końca swobodny i spokojny w wieżowcu - nie ważne czy Starka, czy Avengers - zbyt mocno przeżywając, że w którejś chwili może nad sobą nie zapanować i zmienić się w Hulka. Dom własny i w głębi lasu, otoczony z każdej strony pięknymi (trochę pokrzywdzonymi) drzewami, krzewami, łąkami, kryjówkami zwierząt.
Czego chcieć więcej?

Otóż...

- Bruce? - ziewając cicho, Mirit wyszedł na ganek, otulając ramiona szlafrokiem mężczyzny. Dopiero rozpoczynał się dzień, słońce prześlizgiwało się między drzewami, gładząc łagodnie ściany z mocnego drewna i muskając okna, przez których okiennice nie mogły się jednak dostać do miejsc takich jak sypialnia i wspólna garderoba lokatorów. - Co robisz tak wcześnie?
Banner podniósł się z miejsca gdzie siedział, odwracając do niego przodem. Miał na sobie pomiętą koszulkę i spodnie od dresu.
Mirit podszedł bliżej, spoglądając we wskazanym kierunku.
- Cebulki tulipanów? - zapytał, wyciągając dłoń i dotykając jednej z nich. Zachwiał się, gdy osunęło się pod jego nogą trochę przekopanej ziemi, ale brunet chwycił go mocno, przyciągając bliżej do siebie i utrzymując w miarę w pionie.
- Pomyślałem, że zrobię nam ogród - wyjaśnił, rumieniąc się nieznacznie. - To może być trochę trudne, bo zwierzęta i tak dalej, ale...
Van uśmiechnął się nieznacznie, nachylając w jego stronę.
- To doskonały pomysł, Bruce - zapewnił miękko. - Ale jak skończysz sadzić cebulki... Wróć do łóżka jeszcze - dodał, całując go w policzek, a potem wracając do domu. - Będę czekać.
- Za kilka minut przyjdę - obiecał Banner, wracając do pracy przy swoich tulipanach. Miał nadzieję, że zwierzęta nie spałaszują wszystkich i chociaż dwa będzie mógł dać Miritowi w prezencie. Do wazonu w jego pracowni.

Gdy wrócił z dworu, Van spał połowicznie na kołdrze, przykryty jego szlafrokiem, przytulając policzek do pluszowego misia.
Rozbawiony Banner ostrożnie usiadł, a potem położył się obok. Nie było mu zimno, więc wyciągnął rękę, przyciągając partnera do siebie. Mirit niemal od razu przytulił się do niego, mrucząc cicho jak zadowolony kot.

VanaheimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz