3.

418 37 36
                                    

06.12.2017r.
Ten rozdział jest już dlatego, że udało mi się napisać dosyć szybkich kawałków na messengerze, aby złożyć je w jedną sensowną całość.

Korekta: 👌 (po kilku godzinach szkoły)

Vanaheim

Loki zaprosił ich na świętowanie z okazji rocznicy ślubu i nadejścia lata. Nie powiedział jaki strój obowiązuje, czy wypada przynieść jakieś kwiatki albo coś takiego... wobec czego Natasha i Pepper dręczyły Thora pytaniami tak długo aż przypomniał sobie co wiedział o tym jak Vanowie świętują ważne wydarzenia. Co nieco się znalazło, w końcu jeden z jego przyjaciół pochodził z tamtego świata.
Ostatecznie kobiety dowiedziały się, że ta impreza to nie byle jakie party, a coś w rodzaju wielkiego balu. I zadecydowały, że wszyscy koniecznie powinni się ubrać w jakiś przyzwoity sposób. Pepper nie zamierzała opuszczać Ziemi, zadbała o to, aby Stark zrozumiał, że on także tego nie zrobi jeśli nie znajdzie sobie stroju, który ona uzna za przynajmniej dobry.
Właściwie w ten właśnie sposób zaczęło się poszukiwanie ubrań, co oznaczało przede wszystkim zakupy i ogołocenie Anthony'ego z kilku stówek. Mężczyzna nie miał nic przeciwko tylko dlatego, że nareszcie znalazło się coś, co był gotów nosić Steven. Osobiście Stark nie mógł już znieść monotonnych trzech opcji jakie składały się na wszystko, co blondyn miał w szafie; munduru, uniformu Kapitana, kompletu złożonego z koszulki i szarych dresów. I tak w kółko, w kółko, w kółko.
- Pepper, czy to może być?
- No nie wiem - kobieta uśmiechnęła się zadowolona, obserwując jak jej szef poprawia granatową koszulę i przegląda się bez większego przekonania w lustrze. Już tylko on nie miał nic odpowiedniego. Banner, Thor (który szedł w swojej zbroi jako wojownik z Asgardu), Clint i Natasha zaczynali już przysypiać na siedząco, oparci o ścianę przebieralni. A Pepper, trochę z przekory, nadal nie stwierdzała, że jest wystarczająco zadowolona. Pogłębiająca się rozpacz na twarzy szefa naprawdę ją bawiła.
- Pepper, proszę cię - ciemne spojrzenie wbiło się w nią zrozpaczone, a opalone ręce żałośnie zacisnęły się na materiale koszuli. - Jest elegancka, pasuje mi do oczu, włosów, kurde, nawet przy tych białych spodniach podkreśla kształt mojego tyłka!
Nie wytrzymała i parsknęła cicho, zasłaniając usta dłonią.
- Niech będzie, Anthony - uśmiechnęła się do niego słodko. - Tak możesz jechać na ten bal.
- No nareszcie - wymamrotała Natasha, podnosząc się z ulgą z ziemi, a potem kopiąc Clinta w goleń. Przed upływem pięciu minut wszyscy stali, trzymając kolorowe torebki z własnymi zakupami.

***

Tak jak zapowiedział Loki, eskorta przybyła do wieżowca Starka przez migoczący szafirowym blaskiem portal. Składała się z ośmiu przystojnych, odzianych w lśniące pancerze, wojowników uzbrojonych we włócznie.
- Thorze z Asgardu, czy udasz się do Vanaheimu, aby świętować wśród Vanów nadejście lata i rocznicę ślubu Króla i Królowej? - zapytał oficjalnie jeden z nich, patrząc na Gromowładnego złocistymi, trochę jakby gadzimi, oczami.
- Ale ci się brat ustawił - wymamrotał Stark, poprawiając tę koszulę, na którą łaskawie zgodziła się Pepper.
- Tak, wyruszam tam - potwierdził, tym razem puszczając uwagę mężczyzny mimo uszu. - Wraz z moimi towarzyszami.
Wkroczyli w portal jeden po drugim, tylko Natasha rozglądając się nieufnie, w parze z Clintem, który tak naprawdę leciał tylko dlatego, że martwił się wysoką nieodpowiedzialnością przyjaciół. Ogarnęło ich wrażenie jakby cały świat zanikał albo tak jak po alkoholu - rozpływał się, wirował, w każdym najmniejszym kawałku był jak najbardziej świadomy i właśnie zrzucał ich z siebie, jak czasem dla psikusa chwyta się za koc i zrzuca z niego siedzącego przyjaciela.
Kiedy Stark już myślał, że ten "zjazd z koca" dla jego towarzyszy i koszmarnie dezorientujący dla niego przejazd na rollercoasterze w przyprawiającej o dreszcze, zatrzaśniętej z każdej strony kapsule zamiast wagonika będzie trwał po prostu wiecznie... Wylądowali w jakiejś pieprzonej, zielonej Nibylandii ozdobionej wszędzie dookoła wszystkimi kolorami tęczy wypełniającymi wielki, pięknie rozświetlony przez padające z góry promienie słńca, las. Na gałęziach drzew dookoła rozwieszono papierowe (albo materiałowe...?) serpentyny, lampiony i inne cuda, sprawiając, że otoczenie wydawało mu się jeszcze groźniejsze.

VanaheimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz