8.

227 16 4
                                    

Obudziłam się .

Spojrzałam na ławkę,  niegdyś służąca za legowisko Pietra.

Nie było po nim śladu.

Godzinę później przeszedł Martin podać leki.
-Gdzie on jest ? - zapytałam.
- Nie wrócił od wczoraj.  -westchnął.
-A Wanda?  - zapytałam.
-Wypisała się na własne życzenie. -oznajmił.

Juz nie rozmawialiśmy.

Następny dzień - jaką podjęłam decyzję?

Był wieczór,  o tej porze zazwyczaj oglądam telewizję. Natomiast dzisiaj czekałam na "kolegę z pracy " białowłosego.
Oszklone drzwi ukazały mi tego samego mężczyznę co wtedy. Mężczyznę, który zabrał mi jedynego człowieka,  przy którym czułam się tak swobodnie i dobrze.

-A więc, jakie jest twoje stanowisko ? - zapytał ściągając okulary przeciwsłoneczne,  który były tak paradoksalne,  zwłaszcza o tej porze dnia.
- Pewnie się spodziewasz mojej decyzji. - odparłam.  Towarzysz westchnął,  siadając na krzesełku obok .
-Słuchaj,  nie chciałabyś być zdrowa ? Z nami może się to udać,  nie będzie - rozłożył ręce - tego wszystkiego.  Nie musisz słuchać tego szczuna, on to tylko kolejna jednostka,  która nie chce dla ciebie dobrze ..- klepnął swoje uda.
- Ten 'szczun ' ma imię a decyzję podjęłam sama- nie obdarzyłam go nawet spojrzeniem,  jakby bojąc się co zobaczę na jego opalonej twarzy.
-Jakbyś zmieniła jeszcze zdanie - powiedział dając mi kartkę z numerem telefonu.

Parę tygodni później.

Nie widziałam go od dawna.
Dwa , może cztery tygodnie.
Nie wiem.
Straciłam rachubę czasu.
Z dnia na dzień czułam się gorzej.
Moje serce , przepuszcza znowu coraz mniej krwi.

Teraz oglądam wiadomości.

Mówią o kolejnych atakach i o tym jak Avengers -  światowe legendy - znowu uratowali świat.
Nagle na obrazie pojawił się robot, który powiedział coś w stylu "nic was nie uratuje , ludzie to słaba rasa " i takie tam. Odkąd Avengers ratują ludzkość,  przestałam się przejmować.
Zawsze im się udawało,  czemu by nie miałam teraz.

Do pokoju wszedł Martin.
-List do ciebie - oznajmił dając mi go do ręki , po czym wyszedł.
Zaieckawona przejrzałam się dokładnie kopercie.
Nie ma nadawcy.
Z uniesioną jedną brwią otworzyłam. 
Znalazłam w niej zawiniątko , którego treść bardzo mną wstrząsła.
Było tam zdjęcie wycieńczonego rodzeństwa,  pokrytego krwią .
I krótki list.
" Moje kondolencje"

--Pietro --

Z trudem patrzyłem jak dziewczyna płacze.
Ale taka była misja.
Ciężko było mi przekazać w nocy tą kopertę.  Nie ze względu na ludzi a ze względu na nią.
Patrzyłem na jej rozpacz.  Pewnie myśli, że to przez nią.

Miałem nadzieję,  że to wydarzenie nie wpłynie na jej decyzję.

Tiril,  chora jednostka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz