Obudziły mnie kroki na korytarzu. Personel zaczynał zmianę dzienną, co znaczy, że jest około 8 rano. Wstałem, zwinąłem koc i podszedłem do recepcji.
-Bardzo dziękuję za koc i poduszkę -powiedziałem do recepcjonistki z uśmiechem a ona tylko odwzajemniła .Wanda leży nadal w tej samej pozycji co wczoraj, a kobieta z sali obok śpi więc nie za bardzo miałem co robić.
Zobaczyłem jak jakiś mężczyzna po czterdziestce idzie w kierunku sali, gdzie leży nieznajoma.
Kupiłem kawę i usiadłem na ławce obserwując poczynania mężczyzny.
Usiadł na krześle obok, starając się nie obudzić pacjentki , pewnie kogoś ze swojej rodziny.
Postanowiłem obserwować, po prostu z nudy.
Kobieta odwróciła się w stronę mężczyzny i bez uśmiechu, zaczęła z nim rozmawiać. Miałem wrażenie jakby unikała z nim większego kontaktu. Rozmawiała z nim swobodnie.
W pewnym momencie zamilkła i spojrzała w moją stronę. Czyli rozmowa na kierowała się na moj temat. Po chwili odpowiedziała ale nie jakoś zwięźle. Jedno zdanie.
Pół godziny później młody mężczyzna przyszedł i także z nią zaczął rozmawiać.
Jednak nie widziałem co robi , gdyż starszy mężczyzna zasłaniał mi jego poczynania.
Po chwili młody brunet wyszedł z pustą strzykawką i pojemniczkiem. Mogłem się domyślać, że podawał jej jakieś lekarstwa.
Mężczyzna, który został, posadził ją na wózek inwalidzki. Chyba chce ja gdzieś zawieść.
Pokiwała mi , co odwzajemniłem oczywiście.
Zobaczyłem, że zostaje prowadzona w moim kierunku na co ona zareagowała strachem? Niepewność i zdziwienie malował się jej na twarzy. Widziałem jak mówi coś do swojego kompana ale on nie odpowiadał.Patrzyłem w jej stronę z uśmiechem.
-Postanowiłem, zadecydować za was, porozmawiajcie a ja córuś musze już lecieć. -powiedział i oddalił się, w jednym momencie zastygł i pogroził mi ojcowskim wzrokiem i palcem. Zaśmiałem się.
-Ja. .. ja przepraszam..on..tata. .. -jąkała się.
- Rozumiem, że spokojem. Jestem Pietro- wyciągnąłem ku niej dłoń. Nie powinieneś debilu tego robić. Zagrażasz jej!
- Tiril , miło poznać -chwyciła swoją słaba i chuderlawą dłonią, moją. -Co z nią? - zapytała potakując na drzwi, za którymi leżała moja siostra.
-Jest w śpiączce farmakologicznej. A jak ty się czujesz? - przyglądałem się jej jakby była obrazem z ponad milionem szczegółów, które próbuje dostrzec.
- Trochę ospała, ale jest dobrze - odpowiedziała z prawie niezauważalnym uśmiechem.
-Mogę wiedzieć. .. ? - zapytałem, chodź nie do końca wiedziałem jak to zrobić by jej nie urazić.
-Jasne, Mam raka serca, jestem tu bo jestem po trzecim przeszczepie i coś szwankuje .- odpowiedziała ze smutkiem .
- Przykro mi, nie chciałem. .. - uśmiechnęła się na moją reakcje.
- Nic się nie stało. -odpowiedziała.-Tiril a ciebie znowu wywiało! - usłyszeliśmy głos bruneta, który podawał leki teraz już znajomej dziewczynie.
-Pietro, to Martin , mój przyjaciel i osoba uważająca, że ze szpitala można zrobić drugi dom - uśmiechała się.
-Miło mi - powiedziałem dopijając kawę.
- Mi również - odpowiedział - może dołączysz do Tiril i pójdziesz z nami do dzieciaków? - zapytał szczerząc się do mojej nowej znajomej.
Ona posłała mu groźne spojrzenie na co się zaśmiałem.
-Chętnie - zaśmiałem się ponownie.
-A więc w drogę! - podskoczył i poszedł przodem.
-On tak zawsze? -zapytałem pchając wózek i podążając za nijakim Martinem.
-Wieczny optymista. - zaśmiała się.
Ja tuż po niej.
CZYTASZ
Tiril, chora jednostka
Fiksi Penggemar" A teraz stoimy tu. Przy nagrobku ukochanego, chociaż minęło tyle czasu , nadal nie mogę się z tym pogodzić. Z taką stratą. Nie życzę tego nikomu. Czuje pustkę, której nic nie jest w stanie zapełnić. "