Gdy Bruce powiedział, że jest wszystko ok i mogę iść, spojrzałam na niego z ukosa.
-Ale, że iść? -zapytałam.
-Tak a co ? -zaśmiał się.
Nie odpowiedziałam tylko patrzyłam na swoje stopy.
-A wózek? -zapytałam po chwili.
- Spokojnie, ta śpiączka dobrze Ci zrobiła. - uspokoił mnie Bruce.
- A czy kt... - wtedy wparował Tony.
-Mamy go... ich, chodź szybko! -podbiegł do mnie i biorąc mnie szybkim ruchem pod ramię starał się jak najszybciej mnie zaprowadzić do ... salonu.
- Jak to zrobiłeś tak szybko ? - zapytałam próbując złapać równowagę.
- Ma słabe włosy, jak biega to powstają wibracje, a słabe włosy po prostu spadają. - powiedział dumny z siebie.
-Dziękuję. - powiedziałam.
-Siadaj i patrz - posadził mnie na kanapę i szybko jakimś pilotem włączył mapę Ameryki.
-Cały czas tam byli? - zapytałam.
-Nie, to jest baza w NY, najbliższa w okolicy. Wokół są tunele na tym planie, prowadzące gaz, a tu są plany miasta . Nie ma ich. Co ciekawe tamte prowadzą do Sokovii. Idealnie nieprawdaż? Tam muszą być. - wskazał na czerwony punkt .
-No okej, to kiedy wyruszamy? -xspytalam klepiac dłońmi w uda.
-My? -zapytał.
- Tak my. Musi mieć dowód, że mówicie prawdę, a ja odzyskałam możliwość samodzielnego poruszania się, więc czemu by nie? -zapytałam z uśmiechem.
- O nie nie nie nie, słuchaj to jest baza hydry. To nie będzie byle jaka walka. Mogą cię pojmać i co wtedy?- powiedział.
- Ale mogę być kartą przetargową. - uśmiechałam się szyderczo.
-Co masz na myśli? - zapytał z bardzo bliska.--- 2 dni później ---
Nagle w bazie rozległ się alarm.
-Szefie! Przy wejściu stoi jakaś kobieta. - powiedział nowy rekrut.
-Widzę. -warknął patrząc na komputer, na którego ekranie było widać monitoring.
-Co mamy z nią zrobić? - zapytał stojąc na baczność.
-Zestrzelić a jak myślałeś głupcze? ! -trzask dłoni o biurko był tak głośny, jakby miało ono pęknąć.
-P..przedstawiła się jako. ..jako Ttiril... Ss...ssavayer. -powiedział w strachu.
-Przyprowadzić! - powiedział stanowczo.
-Ale.. prze...
-Wykonać! -krzyknął .
-Tak jest Szefie. - zasalutował i wyszedł w marszu.
Chwilę później chora dziewczyna wpadła z chukiem do pomieszczenia.
- Zostawić nas samych -powiedział obojętnym tonem, mrożącym krew w żyłach wzrokiem przewiercał twarz Tiril.
Po wyjściu młodocianych barbarzyńców,,chwycił ją za szyję i podniósł na wysokość swoich oczu.
- Czego chcesz? -warknął.
- Z tego co wiem, miałam się odezwać jak się zdecyduje. - powiedziała z chłodem w oczach.
Zmierzył ją wzrokiem i puścił. Z chukiem upadła na stare deski.
- Czemu miałbym Ci wierzyć? - obolała, wstała na równe nogi i spojrzała mu prosto w oczy.
-Bo jestem jedyną osobą w tym budynku , która wie co zamierzałeś zrobić z każdym z nich . - tak naprawdę tylko domyślała się o co mu chodziło, a informacje od Tonego nieźle się sprawdziły.
Kapitan tej organizacji poczerwieniał.
- Czego chcesz? -zapytał juz mniej pewnie.
- Tego co mi proponowano. - powiedziała nadzwyczaj pewnie.
- A więc o to chodzi? Chcesz być zdrowa księżniczko? - sarkazm byli słychać w z każdym słowie. Łyknął chaczyk.
-Tak chce, w zamian zrobię dla ciebie tez jedna rzecz. - usadowiła się na krześle naprzeciw skórzanego fotela mężczyzny.
Avengers właśnie próbują uwolnić Sprintera i Czarownice a ona zagaduje śmiercionośnego delikwenta w dziwny sposób.
-Jeszcze minuta. - usłyszała w słuchawce.
-To jak? - zapytała grzebiąc w długopisach. Gdy zauważyła dokumenty i teczki rodzeństwa - dyskretnie starała się je schować.
Mężczyzna obrócony do niej tyłem nie był w stanie zauważyć jej działań.
Wszystkie dokumenty schowała pod koszulką i skórzaną kurtką .
- załóżmy, że przystanę na to, co wtedy z Avengers. Zaczną szukać - zaczął.
- Nie muszą o niczym wiedzieć. W końcu jeden raz za jeden raz. Niczego się nie dowiedzą. - odparłam.
-Sprytnie. A teraz... - w tym momencie gipsowa ściana zmieniła się w pył.
Siedziała spokojnie. Szło po jej myśli. No nie do końca. Odłamek ściany wbił się jej w stopę. Właściwie to pręt utrzymujący cienką ścianę w pionie. Ostrze ołówkowe , zgięte pod wpływem uderzenia, odbiło się od posadzki wkuwając się w śródstopę nastolatki.
Nie czuła bólu, działa pod wpływem Adrenaliny . Wiedziała, że nie powinna go wyciągać, ale inaczej się nie ruszy, a musi stąd wyjść.
Szkarłat odbijał się na tle białych pyłów ściany.
-Tiril? - usłyszała, ale przed wstaniem z krzesła poczuła ostrze przy karku.
Nie mogła się odezwać. Jakby to zrobiła, ostrze przecieło by jej krtań.
-Tiril ? No gdzie jesteś? - Usłyszała głos Clinta.
Ma dzieci i żonę. Jeśli tu wejdzie zgnie. Najprawdopodobniej jest tu kilku innych osób, uzbrojonych, czychanących na jego ruch.
Zapomniała o wolnych rękach, wbiła mu pękające paznokcie w przedramie, na co lekko uchylił ostrze.
-Clint to pułapka! - zdążyła wykrzyczeć, zanim zemdlała.
Osunęła się głowa na oparcie krzesła.
"Szef" czując rozluźnienie dłoni, zrozumiał co się stało.
- To koniec. Waszej chorej karcie przetargu zwalnia serce. Własne zemdlała, a jak któryś z was tu wejdzie - zgnie. Poddajcie się, albo dajcie jej umrzeć. - zakończył wymowę gorzkim śmiechem.
Mściciele, po opadnięciu całkiem pyłu, zobaczyli jak w fatalnym stanie jest ich przyjaciółka.
Nikt nie widział fali krwi płynącej ze stopy.
Tony otworzył maskę, można było zobaczyć rozpacz. To on jej powoli tu być, to jego wina.
Pietro mimo wyczerpania, gdy zobaczył brązowooką, bezzwłocznie ruszył po nią. Spojrzał jeszcze raz na Wande, ta spojrzała na niego błagalnie.
Z powodu osłabienia, użycie mocy prędkości mogło spowodować zatrzymanie akcji serca.
Był świadom swojej decyzji.
Przytulił Wande i ucałował w czoło. Odbiegł, by po paru sekundach dać kapitanowi dziewczynę i zemdleć.
Wanda podbiegła do brata, mimo ran na plecach.
Płakała.
A on wyszeptał:
-Daj jej to czego potrzebuje. -i stracił przytomność.Tego samego dnia dziewczyna miała przeszczep serca. Serca swojego ukochanego.
Poświęcił życie by życiem obdarować ją.
Gdy dowiedziała się , co się stało, od kogo ma serce...
Nie mogła uwierzyć.
Nie chciała wierzyć.
Nie zdążyła mu powiedzieć co czuje.
Nie zdążyli dać sobie pierwszego pocałunku.
Zdążyli jednak pokazać jak bardzo kochali.Tiril bolała myśl, że się nie pożegnała.
Bolało ją jego odejscie.
Często zamykała się w pokoju, nie wychodziła. Nie jadła. Chciała być obok niego.
Nie planowała samobójstwa.
Nie miała chęci ani siły jeść.
Wiedziała, że nie byłby z tego zadowolony i wyobrażała sobie jak próbuje ją rozweselić i jak przytula, jak pachnie, jak się uśmiecha.
Często płakała przy takich chwilach, bo już go nie zobaczy.Słyszała pukanie do drzwi, głos Tonego jak prosi by go wpuściła.
Nie reagowała.
Wtedy usłyszała Wande.
Po raz pierwszy przyszła do jej drzwi .
Tiril spodziewała się nienawiści .
Ale nie troski.
-Tiril możemy porozmawiać? Tylko ty i ja.. - zmarnowana dziewczyna powolnym krokiem podeszła do drzwi. Chciała, by za nimi stał on.
Ale tak się nie stało. Brunetka weszła do pokoju, wyglądała lepiej niż brązowooką, ale nie za dobrze.
Wanda szybko otuliła dziewczynę a ta zaczęła szlochać. Nie mogąc się uspokoić.
Wanda nie puszczając dziewczyny, stukła nogą w drzwi, co było znakiem, że reszta może wejść.
Rozsiedli się po pokoju, patrząc na rozpaczoną dziewczynę.
-Tiril? Możemy porozmawiać? -zapytała cicho.
Dziewczyna otarła załzawione oczy i spojrzała na Wande.
Gdy Tiril ujrzała wszystkich w pokoju, zdziwiona nie wiedziała co ze sobą zrobić.
- Co. . Co wy tu robicie? -zapytała patrząc po wszystkich.
- Skoro ty nie wychodzisz do nas, my przyszliśmy do ciebie. -oznajmił Thor.
Dziewczyna usiadła z dala od reszty, pod drzwiami.
- słuchaj.. minął 3 tydzień. . Powinniśmy. .. - zaczęła Nat.
-Jasne.. rozumiem. .. -oznajmiła szybko.
- Za dwa dni, okej?- zapytał Clint.
-okej- powiedziała bez wyrazu.---2 lata później ---
"
A teraz stoimy tu. Przy nagrobku ukochanego, chociaż minęło tyle czasu , nadal nie mogę się z tym pogodzić. Z taką stratą.
Nie życzę tego nikomu.
Czuje pustkę, której nic nie jest w stanie zapełnić."
--------
Planowałam inaczej, ale tak jest chyba dobrze?
2 cześć czy inna książka? Pisać komentarze ❤
CZYTASZ
Tiril, chora jednostka
Fiksi Penggemar" A teraz stoimy tu. Przy nagrobku ukochanego, chociaż minęło tyle czasu , nadal nie mogę się z tym pogodzić. Z taką stratą. Nie życzę tego nikomu. Czuje pustkę, której nic nie jest w stanie zapełnić. "