Rozległ się aplauz. Nakahara ocknął się. Przyszła kolej na ostatni kawałek. Trzeba go zapowiedzieć, ale jak... Pożegnanie... To jedno słowo się tłukło pod kapeluszem wokalisty.
- To piosenka dla was wszystkich, a w szczególności dla tych, którzy nie chcą okłamywać kogoś, ale robią to względem siebie. Ostatni numer wieczoru. Wysłuchajcie Treat You Better.
Chuuya wyciągnął mikrofon ze statywu i cofnął się krok, może więcej. Stanął tak, aby ta kupka bandaży była na tyle spokojna, by nie zemdleć. Poczuł wzrok na swoich rudych włosach. Uśmiechnął się, zaczynając uderzać dłonią o udo. Musiał nadać rytm, taki był plan. On prowadzi przedstawienia, a Osamu go wspomaga, czyli naprowadza resztę.
I won't lie to you
I know he's just not right for youAnd you can tell me if I'm off
But I see it on your face
When you say that he's the one that you want
And you're spending all your time
In this wrong situation
And anytime you want it to stopChuuya się uśmiechnął, kiedy zobaczył uwielbienie w oczach dziewczyn. Wiedział, że głos jego przyjaciela przebija go nie o głowę. O całą wysokość tej makreli. Wszyscy mogli mówić mu, że ma świetny głos. Że nikt mu nie dorównuje. Że inny głos nie wywołuje tych dreszczy. Że jest najlepszy. Ale wiedział doskonale, że nigdy nie dorówna tej chodzącej porażce, o niezwykłych umiejętnościach... No może przewyższy go w sztuce uwodzenia i rachunku. Na więcej nie mógł liczyć.
I know I can treat you better
Than he can
And any girl like you deserves a gentlemanTell me why are we wasting time
On all your wasted cryin'
When you should be with me insteadW powietrzu nagle uniosło się więcej dymu. Skąd on się wziął. Rudowłosy spróbował opanować odruch kaszlu. Nagle ktoś coś krzyknął. Oprócz coraz gęstszego i duszącego dymu w eterze pomieszczenia unosiła się panika. Strach. Niepewność. Z tłumu rozległy się wołania: „Ogień! Ogień!", ale te odgłosy stały się dla Chuuyi niewyraźne. Zostały zasłonięte przez grubą kurtynę. Obraz widziany przez niebieskie oczy zaczął spowijać mrok. Tak jak w kiepskich filmach, gdy ktoś mdleje. Rozejrzał się wokoło. Spanikowani fani tłoczyli się przy jedynym wyjściu. Jęzory ognia lizały już sufit opierając się na jednej z ścian obitych ciemną tapetą i równie ciemną boazerią, przy okazji poszerzając swój zakres o sąsiadujące powierzchnie. Ktoś zza kulis krzyknął, że drzwi się zablokowały.
Obsługa rzuciła się ku głównym drzwiom, przy których powoli ubywało osób. Odbywało się to z prędkością śpiącego leniwca. Z tą prędkością spłoną tutaj żywcem. Chuuya bezwiednie poruszył się. Nie wiedział co robił. Widział tylko, że ktoś potrzebuje pomocy.
Szurał butami po deskach sceny. Kaszlał, gdy dym drażnił jego drogi oddechowe. Wycierał łzy, które spływały po policzkach z podrażnionych oczu. Usłyszał jakby znajomy głos. Zawsze go rozpozna, nawet po śmierci. Poczuł jak ktoś łapie go za ramię, przy okazji przerywając mozolny marsz. Wyszarpnął się i ruszył dalej. Ta osoba jeszcze raz coś krzyknęła i rozległ się trzask i głuche uderzenie. Przepraszam cię. Część stropu spadła na środek sceny.
- CHUUYA!
Rudowłosy nie odwrócił się. Wiedział kto go wołał. Chciał zobaczyć jego twarz, ale nie panował nad swoim ciałem. Miał nadzieję, że Dazaiowi nic się nie stało. Po tym co się stało w liceum... Po prostu nie darowałby sobie, gdyby coś się mu przydarzyło.
Doszedł do drzwi, które prowadziły na tyły budynku. Opadł na nie całym ciężarem swojego małego ciała. Ani drgnęły. Prychnął i oparł się o klamkę, by po chwili pociągnąć je ku sobie. Nic. Powtórzył ciąg czynności. Nadal pustka. I jeszcze raz, z tym samym skutkiem.
Przypomniał sobie fragment jakiegoś poematu. Ciężko mu było określić, jakiego. Spodobał mu się i zapamiętał je. Dokładnie jedno zdanie. Już w gimnazjum chciał mieć je wyryte na grobie. Nadal tego pragnął. Przez tyle lat pamiętał zdanie, które miało być na jego pożegnaniem. Inni myśleli w tym czasie o ślubie, weselu, dzieciach. Ale nie on. On był... osobliwy? To było chyba zbyt łagodne określenie. Mimo dziwnych spojrzeń i szeptań, nie przejmował się. Miał to gdzieś. Był zadowolony ze swojego bytu. Nawet jeśli żył w jednej wielkiej iluzji.
- Nadawcy ciemnej hańby, nie musicie mnie budzić ponownie - wyszeptał i jeszcze raz obsunął się na drzwi. Odepchnął się i bez nadziei pociągnął je za sobą.
Coś wydało dziwny dźwięk., taki jaki towarzyszy się łamiącym kościom. Rudowłosy puścił drzwi zataczając się do tyłu. Plecami grzmotnął w ścianę obłożoną kafelkami. Drzwi się otworzyły. Obrócił głowę w stronę sceny i krzyknął ile sił w płucach: „Drzwi się otworzyły!".
Coś zagrzmiało. Niebieskooki poczuł jak coś upada na jego głowę. I jego świat zabrał mrok. Najpiękniejsza iluzja. Zanim jednak to piękne kłamstwo odebrało mu wszystko, zobaczył wysoką sylwetkę na czele dużego tłumu. Poły płaszcza powiewały pod wpływem wiatru, który wpadał przez drzwi i przemieszczaniem się właściciela.
***
Brązowe oczy szukały niskiej, irytującej postaci. Ale nie było jej wśród uciekającego tłumu. Dazai obrócił się, wprawiając swój płaszcz w ruch. Zobaczył go. Podążał w stronę zablokowanego przejścia. Co on najlepszego wyrabia?
Czarne buty zaszurały o drewno schodów. Dopadł do swojego przyjaciela i złapał go za ramię. Krzyknął coś do niego. Że muszą uciekać. Jednak rudzielec się wyrwał i poszedł dalej. Krzyknął jeszcze raz. Usłyszał jak coś się łamie. Ledwo zdążył zrobić krok w tył, przy okazji się wywalając, a strop upadł w miejsce, w którym właśnie stał.
- Chuuya! - krzyknął jeszcze raz próbując wstać.
Jednak gdy się zerwał nic nie zobaczył oprócz dymu. Przeklął i rozejrzał się ponownie po sali. Odszukał wzrokiem Akutagawę i Junichirou. Jeśli Chuu uważał, że nie potrzebuje pomocy, na co wskazywało jego zachowanie, musiał pomóc tej dwójce. W przeciwnym razie ta mała, ruda wiewiórka będzie mu to wytykała do końca życia. I może nawet i dłużej... A tego by nie zniósł.
***
Usłyszał znajomy głos. Znał go dokładnie, bo przez parę ładnych lat służył mu za budzik. I za każdym razem inaczej brzmiał. O tak. W ciemno określiłby, kto wołał i skąd to robi. Chuuyi udało się odblokować drzwi. Głupi ma zawsze szczęście. Dazai powtórzył wiadomość. Część ludzi już dawno się ewakuowała, jednak nadal sporo ludzi czekało na wyjście, ale usłyszawszy wieść o drugim wyjściu zbita grupa się podzieliła. Ten odłam, który odszedł od głównego wyjścia, ruszył za ciemnowłosym, któremu towarzyszyli młodsi koledzy.
Gdy byli w korytarzu, przy którym było mnóstwo drzwi do różnych pomieszczeń, poczuł miły powiew. Świeże powietrze. Naprawdę mu się udało. Brązowe oczy zarejestrowały osuwającą się po ścianie postać. Dazai przyśpieszył biegu.
Nakahara nie mógł go zostawić. Nie w takim momencie. Nie w takich okolicznościach. Ktoś musiał się zająć młodymi. Sam sobie nie da rady, a z Ozaki miał trochę na pieńku. A poza tym, obiecali coś sobie. I Osamu zamierzał dotrzymać tej obietnicy.
***
Tłumaczenie piosenki jest dostępne w Internecie. Nie będę zamieszczać.
To wszystko.
A i Podziękowania dla FatalFailure za dużo wytknięć i darmową lekcję. Dzięki Ci.
Ale wszyscy, którzy wytknęli mi błąd otrzymują teraz podziękowania.
DZIĘKUJĘ WAM.Złożę tutaj jeszcze życzenia na Nowy Rok.
Chcę Wam życzyć dużo zdrowia, radości i weny.
Aby wam nikt nigdy nie wcisnął fałszu.
Żeby wam się dobrze żyło.
Mieliście mniej lat niż rok temu.
I aby to co lubicieNIGDY się nie skończyło!
I tego by wasza miłość nigdy nie sprawiła,
Że będziecie płakać lub czuć się zagubieni.
CZYTASZ
Sugar song & Bitter step | BSD
FanfictionPorzućmy fabułę mangi "Bungou Stray Dogs". Przenieśmy to wszystko w trochę inne okoliczności. Dazai zna Chuuyę od liceum. Wtedy założyli dwu osobowy zespół grający na szkolnych uroczystościach. Jednak po wzięciu udziału w Japońskim "Mam Talent", w...