I

601 74 18
                                    

Obsypane kwieciem łąki przesuwały się za przyciemnioną szybą. Wysokie trawy kołysały się na delikatnym wietrze, który zapewne niósł wiele zapachów. Tą charakterystyczną dla wiosny mieszankę woni.

Jedyny pasażer autobusu przymknął oczy. Czuł już zapach suszonych kwiatów, w przeważającej ilości róż, wymieszanego z aromatem świeżo upieczonego ciasta cytrynowego. Taki był dom rodzinny Nakahary. Pełen zapachów i ciepła, którym emanowała jedna osoba. Paradoksalnie pusty budynek tętnił życiem. Tam nie było dnia, by coś się nie działo. Przynajmniej tak było bardzo dawno temu.

- Dojechaliśmy, proszę pana. - Kierowca odwrócił się z uprzejmym uśmiechem.

Chuuya wstał z zniszczonego siedzenia i z siatkowej półki, od której odpadały płaty zżółkniętej farby oraz rdzy, zdjął swoją torbę. Uśmiechnął się pod nosem. Pakował się jak najszybciej i złapał pierwszy autobus, który jechał w tę stronę. Nie chciał ryzykować spotkania z kimś znajomym. Nie był gotowy na jakąkolwiek rozmowę z którymkolwiek z nich.

- Do widzenia. - Rudzielec stanął na pierwszym stopniu.

- Do widzenia. - Kierowca, który wyglądał na doświadczonego przez los człowieka, był zdecydowanie zaniepokojony swobodną postawą młodzieńca. - Proszę uważać na siebie. To...

- Dziękuję za troskę, ale wiem, że tutaj panują Owce.

***

Stary dworek był taki jak przed laty. Nie zmienił się na zewnątrz, od kiedy powstał. Od zarania dziejów wokół niego stało wysokie ogrodzenie wykonane z drewna, a zza niego dobiegały luźne rozmowy, nawoływania i ujadanie psów. Niebieskie oczy dostrzegły ruch na podwórku - to kilku mężczyzn myło sforę psów. Niektóre były wysokie do bioder, inne ledwo dosięgały kolan. Nic się tutaj nie zmieniło, pomyślał Chuuya, przywołując z odmętów pamięci obraz domu sprzed trzech lat.

Wszedł pewnym krokiem na podwórze. Kamyczki, którymi wysypana była ścieżka, zachrzęściły pod czarnymi butami. Wiele par oczu spojrzało na niego, a on niewzruszony szedł dalej. W jednym momencie rozległo się ujadanie i radosne krzyki, tych którzy myli przed chwilą zwierzęta. Płomiennorude włosy i bystre oczy w kolorze nieba mogły świadczyć wyłącznie o powrocie prawowitej głowy klanu Nakahara.

Czarno-biała kulka wyleciała z drzwi, które właśnie się otworzyły i z niesamowicie wielkim impetem skoczyła na Chuuyę. Ten upuścił torbę i objął kłębek sierści, który prawie powalił go na ziemię.

- Ai, tak to ja. - Radosny śmiech przeciął powietrze, a głośne piski szczęśliwego zwierzęcia dodawały sytuacji uroku, który mogła zrozumieć tylko osoba znająca historię tej dwójki. - Spokojnie, jestem prawdziwy.

Ai, biała psina w czarne łaty, była pierwszą przyjaciółką młodego Nakahary. Znalazł ją w worku nad pobliską rzeką. Miała wtedy kilka miesięcy i była uroczą, małą kulką, która nikomu nie pozwalała się dotykać, wyjątkiem był właśnie Chuuya, który ją uratował. Teraz to było urocze psisko, które sięgało połowy uda niebieskookiego.

- No nie mogę, oboje nie wydorośleliście. - Głośne westchnienie było pełne rozczarowania. - Zachowujecie się dalej jak kilkumiesięczny szczeniak i dwunastolatek.

- A co, zazdrościsz? - Nakahara, który już się wyprostował, chciał podnieść torbę, którą już ktoś zabrał i wniósł do budynku.

- Nie. - Teraz w końcu spojrzał na kobietę stojącą w drzwiach.

Jej stopy dotykały nagą skórą drewnianego podestu. Była ubrana w krótkie spodenki z dżinsu i czarno-białą flanelową koszulę puszczoną luźno. Rękawy były podwinięte do łokcia. Na jej szyi wisiał srebrny medalion, który z jednej strony miał wysadzony fioletowymi kamyczkami jakiś kwiat, a z drugiej wygrawerowany napis Forget me not", Chuuya uśmiechnął się widząc połyskującą ozdobę, którą kupił wiele lat temu. Spojrzał kobiecie w oczy. Te były równie intensywne jak u niego, ale pod jednym miała małą bliznę - wynik częstych potyczek. Orzechowe włosy miała przypięte czarną wsuwką do głowy.

Sugar song & Bitter step | BSDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz