E

490 56 22
                                    


Czarnowłosy chłopak oparł się o barierkę, która oddzielała go od fontanny. Co chwilę poprawiał okulary i szalik zasłaniający jego twarz. Mimo początku pięknego miesiąca, jakim był maj, panował nieznośny chłód. Brunet westchnął i zapatrzył się na czystą taflę, rozbijaną przez tysiące kropelek, które na niej lądowały.

- Przepraszam! – Za nim nagle rozległ się znajomy krzyk. Odwrócił się i w ułamku sekundy wyłapał białą czuprynę. – Przepraszam, mogę przejść?!

Uśmiechnął się na widok nastolatka, który próbował przecisnąć obok wysokiego na co najmniej dwa metry mężczyznę, obracającego się to w tą, to w tamtą stronę, zasłaniając mu drogę. Ten, rozwścieczony , złapał wyższego za ramiona i obrócił się, przedostając się na odpowiednią stronę. W ten sposób nareszcie pokonał przeszkodę i poleciał biegiem ku szarookiemu, który uważnie mu się przyglądał.

- Przepraszam, że musiałeś czekać... – zaczął swoje tłumaczenie, ale nie mógł ich dokończyć, gdyż przerwał mu głośny pisk.

Czarnowłosy obejrzał się w obawie, iż ktoś go rozpoznał. Jaką ulgę odczuł, gdy okazało się, że jakiś chłopak właśnie oświadczył się swojej partnerce i stąd ten raban, takiej nikt nie mógł odczuć, oprócz osoby prześladowanej przez miliony ludzi, których nawet nie znał. Blada dłoń złapała za tą ubraną w czarną rękawiczkę i pociągnęła w kierunku, gdzie plac zaczynał się wyludniać. Pragnął uciec jak najszybciej i jak najdalej od ludzi. Chciał po prostu uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności związanych z byciem sławnym. Od wielu miesięcy marzył o tym, by na przynajmniej jeden dzień wrócić do bycia sobą – zwykłym, mocno wycofanym nastolatkiem, żyjącym w czterech ścianach i marzącym o dobrej pracy.

Uciekłszy, opadł na najbliższą ławkę i odetchnął ze spokojem. Czuł się tak, jakby ktoś cofnął go te kilka lat spędzonych w „Port Mafia". Wtedy po prostu uciekał przed tłokiem, a nie przed fankami, które mimo młodego wieku, chciały mieć z nim dzieci. Ile dałby, aby móc się z kimś zamienić, nawet na małą chwilę.

- Przepraszam za tamto...

- Spoko, wiem, że nie przepadasz za tłokiem, a i twoja sława też w tym nie pomaga. – Atsushi uśmiechnął się przyjaźnie i poklepał czarnowłosego po ramieniu. – Może nie pamiętasz, ale chodziliśmy do jednego liceum, nawet do tej samej klasy.

- Serio? – Drobne brwi uniosły się ku górze.

- Serio. I to przez trzy lata. – Uśmiech białowłosego nabrał niesamowitej gorzkości. – Miałem wtedy inne nazwisko. Fukurou.

- Mhm... – Zaczynało mu coś dzwonić, ale raczej nie wiedział, w którym kościele. – Byłeś w jakimś klubie?

- No, w fotograficznym. W ostatniej klasie zostałem vice-przewodniczącym.

- Nieźle. – Akutagawa puścił Nakajimę i odsunął się o parę kroków.

- A ty? Należałeś do jakiegoś klubu?

- Ja? – Szarooki zamyślił się chwilę. Od kiedy dołączył do zespołu, nie miał czasu zastanawiać się nad czymkolwiek czy wspominać stare czasy. – Należałem do drużyny lekkoatletycznej.

- Tak? Jaką dyscyplinę uprawiałeś? – Świetliste iskierki zabłysły w zielonkawych oczach.

- Sztafetę i biegi krótkie. – Ryuunosuke uśmiechnął się na wspomnienie tych beztroskich dni. Uwielbiał biegać i nadal to robił. Wstawał wcześniej nawet od słońca i, nie zważając na pogodę, szedł zrobić kilka kilometrów, robiąc przerwy na rozciąganie się i sprinty, bez których nie mógł żyć. – Udało mi się nawet zdobyć kilka medali.

Sugar song & Bitter step | BSDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz