A

724 104 31
                                    

Rudowłosy siedział na łóżku z kołdrą na kolanach. Kazano mu odpoczywać, więc nie mógł przechadzać się po sali... Co mu się nie podobało. Nie mógł wychodzić swojego wzburzenia, nie wolno było mu zapalić... Jedyne na co nie miał zakazu to wypicie litra wody z butelki, która stała na szafce, i zjedzenia kokosowych czekoladek z migdałami spoczywających obok wysokiej butelki. Pielęgniarka, która jakieś pięć minut temu wyszła, wspomniała coś o wielkiej paczce. Tę Dazai odesłał zapewne do ich mieszkania. No właśnie... Dazai. Ten idiota w bandażach, śmierdząca makrela, życiowa porażka, fanatyk samobójstw. Jak jedna osoba może działać tak na nerwy jak pominięty minus w działaniu na jego wynik? To za słabe porównanie... Osamu o wiele mocniej gra Chuuyi na nerwach. I to zdecydowanie.

Nakahara wziął jeszczeh raz na telefon i go odblokował. Po wpisaniu banalnego hasła, dla niego, ale Makrela męczyła się z nim od roku, zobaczył oficjalny profil tej życiowej porażki. Po co komu dwa profile? Zresztą, idiota korzysta tylko z jednego. Może miał jeden, ale jakiś fan podszył się pod przyjaciela rudowłosego. A ten chcąc uniknąć niechcianych sytuacji założył oficjalne konto... Całkiem logiczne, jak na niego...

Blady palec prześlizgnął się po wyświetlaczu, odsłaniając niedawny post. Zdjęcie. Zwykłe, jebane zdjęcie przedstawiające ich w piątek przed koncertem. Chuu pamiętał tamto zdarzenie.

Palił w uliczce za klubem, w którym spędzili cały dzień przygotowując się do występu. Był zmęczony i miał dość. Nagle zawołał go Dazai. Bez namysłu ruszył się i poszedł, bo go wołają. Na korytarzu krzątało się wiele osób, a przy drzwiach do garderoby stał Dazai, a gdzieś dalej Ozaki rozmawiała z Junichirou. Owinięta w bandaż ręka zrobiła ponaglający gest.

- Chuuya, mógłbyś mnie poczęstować papierosem? - Osamu zapytał się po upewnieniu, że nikt go nie usłyszy. - Strasznie się stresuję i nie wiem, co ze sobą zrobić.

Niski mężczyzna westchnął i z paczki wyciągnął jednego papierosa. Podarował go przyjacielowi, po czym zaczął szukać zapalniczki. Zaklął, nie mogąc jej znaleźć. Zapałek nie nosił, bo im nie ufał, najzwyczajniej w świecie nie miał pewności, czy czasem pudełko się nie zapali... W końcu ją znalazł. Spróbował odpalić. Nic. Zaczął mocować się z regulatorem wielkości płomienia. Kolejna próba. Zero efektu. Niebieskooki prychnął i strzepnął popiół z końcówki swojego długiego papierosa.

- Zostaw to - Dazai złapał go delikatnie za podbródek i uniósł głowę swojego przyjaciela. Drugą włożył papierosa do ust, po czym zetknął swój z tym tlącym się w ustach Chuuyi. - Dzięki.

Teraz oba papierosy się paliły. Nakahara ruszył ku tylnemu wyjściu, a zanim Osamu. Ten pierwszy czekał na reakcję swojego towarzysza, który najwidoczniej jeszcze się nie zaciągnął nikotyną. Ale gdy spotkali się z dość chłodnym wiatrem, usłyszał lekkie kasłanie. A gdy drzwi zamknęły się z cichym pstryknięciem, kaszel narósł. Kąciki ust Nakahary uniosły się ku górze. Jak ten idiota umie mu czasem poprawić humor.

- Jestem już - Niebieskie oczy spojrzały na osobę, która właśnie zamykała drzwi. - Czemu się darłeś przez telefon?

- Ty już wiesz czemu.

- Chodzi ci o tamto zdjęcie? To nie ja je zrobiłem. Więc... - Chuuya wstał z łóżka i podszedł do Dazaia. Zmierzył go od góry do dołu i wciągnął powietrze nosem. Chwilę później rozległo się głośne plaśnięcie. - Auł, za co to było?

Nakahara nie odpowiedział mu na to pytanie. Po prostu wrócił na łóżko. Postanowił nie kłócić się w miejscu publicznym. Nie miał na to ochoty. Kolejna kłótnia, która nic by nie zmieniła w ich życiu. Kolejne zmarnotrawione minuty na wyrzucaniu z siebie słów, które i tak spłyną po obliczu Dazaia jak woda po kamieniu. Może po tysiącu lat dałoby to efekt, jednak tyle czasu nie miał żaden z nich. Chuuya podkulił kolana i objął je ramionami, chowając głowę w powstały azyl. Chciał zostać chwilę sam. Potrzebował tego, jednak wiedział, że Osamu nie wyjdzie ot tak. Media na pewno gdzieś koczują, byleby złapać jakąś nowinkę na te wszystkie pudelki. Bo nie ma to jak śledzić życie prywatne osób, które są popularne. Aż niedobrze się robi, pomyślał.

Ciałem wokalisty wstrząsnęło. Poczuł uderzenie gorąca. Świat zaczął wirować. Wszystko ponownie przysłoniła kurtyna wodna. Chuuya wyprostował się lekko, łapiąc się za brzuch. Zrobiło mu się niedobrze i słabo. Usłyszał jeszcze jakiś krzyk, stłumiony przez okropną kurtynę, i światło zastąpił cień.

***

- Panie Osamu, może pan już poszedł do domu. Nic pan tutaj więcej nie zdziała - Czarnowłosa kobieta poprawiła żółtego motyla we włosach. Była schludnie ubrana. Czarna spódnica, biała koszula, a na to wszystko narzuciła biały fartuch lekarza. Przypinka przy jej kieszeni głosiła, że jest wysoko wykształconą osobą noszącą ładnie brzmiące imię i nazwisko.

- Może kiedyś popełnimy podwójne samobójstwo? - Przelotna myśl nawiedziła Dazaia, po czym dodał głośniej. - Podziękuję. Wolę być przy nim jak się obudzi, inaczej pewnie znowu wpadnie w furię - Uśmiechnął się lekko, odwracając głowę. Gdy wrócił wzrokiem na Chuuyę, usłyszał tylko stukot obcasów na linoleum.

Osamu chyba najlepiej znał Nakaharę i wiedział, że nie lubi przebywać w obcych miejscach sam. Zdawał sobie sprawę, że to spoliczkowanie nie było tylko za zdjęcie. To zostałoby najprawdopodobniej olane, przynajmniej tak sądził po tym, jak rudowłosy nie zrobił mu awantury, czego raczej nie unikał, o ile młodych nie było w pobliżu. Znowu był na siebie wściekły. Nie to, że przestał odczuwać złość na swoją osobę, ale to uczucie spotęgowało się teraz. Z najczystszą przyjemnością zobaczyłby tamten uśmiech, co widział przed laty. Taki naturalny, niewymuszony, pełen szczęścia i zarazem bólu. Rozumiał czemu był tam ból. A przynajmniej domyślał się po tym jak wyglądało ich pierwsze spotkanie.

- Czemu zrobiłem takie pierwsze wrażenie? Mogłem lepiej wypaść, a nie... tak jak to zrobiłem - Dazai mrucząc pod nosem, położył policzek obok dłoni przyjaciela, na której przykrył własną. Mimo tego, że podróżują razem, niebieskooki miał zdecydowanie jaśniejszą skórę. Tak jakby słońce bało się go dotknąć, by za mocno go nie poparzyć.

Kąciki ust szatyna się uniosły. Knypek zawsze na to narzekał. W lato spędzał godziny na balkonie, byleby skóra się przynajmniej ściemniła. Chodził na spacery, biegał, opalał się na plaży. Bez skutku, nie licząc licznych poparzeń skóry. Chuu nie był stworzony do bycia opalonym, nie to co Dazai. Ten ledwo wyszedł na słońce, a już był spalony. Raz zrobił z siebie tościka, gdy dotrzymywał towarzystwa Chuuyi, który grał z jakimiś ludźmi na plaży w siatkówkę. Nie wiedział gdzie się ta ruda kulka nauczyła się grać w ten sposób. Szatyn nie raz widział przyjaciela odbijającego piłkę nad głową. Oczywiście pytał się o to, ale Nakahara albo mu nie odpowiadał, albo dawał ogólnikową odpowiedź: „W szkole".

- Masz chłodną dłoń, Chuu - Osamu zmrużył oczy.

Cały dzień już spędził przy łóżku, ale nie chciał zostawiać przyjaciela samego. Czuł się winny sytuacji z rana. No bo był winny. Gdyby został, to nic by się nie stało. Koło południa przyszła Kouyou i nawrzeszczała na niego. Nie dziwił się jej. Gdyby mógł, też by tak zrobił, ale nie potrafi wyjść i stanąć obok. Taki sobie urok życia.

Miał powoli dość tego całego zamieszania. Jeszcze parę tygodni temu był gotowy powiedzieć wszystko Chuuyi, ale zaczął się okres „Soukoku", który w sumie pasował do planów Dazaia, ale znowu rudzielec się zaczął wkurzać i nici wychodziły z każdej rozmowy o tym, więc ciemnowłosy porzucał wszelkie próby. Znowu gdyby nie to wszystko, nie zyskałby niezłego wspólnika...

- Powinienem ci to powiedzieć dawno temu...- Dazai westchnął głośno.

- Co powiedzieć? - Serce pod masą bandaży zatrzymało się na ułamek sekundy, a ciemna głowa poderwała się z materaca. Brązowe oczy zmierzyły się z niebieskim.

- Oh... O-obudziłeś się, Chuu!

- No tak. Obudziłem się. A teraz gadaj, co ci chodzi po głowie.

- Nic. Po prostu zakochałem się w kimś. Nie musisz się martwić - Osamu chciał zapaść się pod ziemię. Nie chciał mówić tego, ale język sam zdecydował powiedzieć prawdę.

- Mhm. Mam nadzieję, że ta osoba nie złamie ci serca - Chuuya obrócił swoją dłoń i uścisnął lekko tą przyjaciela.

- D-dzięki...

Też mam taką nadzieję. Mam nadzieję, że nie złamie mi serca...Nie przeżyłbym tego.

***

Dziękuję riselkaa za oprawę graficzną.

Sugar song & Bitter step | BSDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz