V

378 42 10
                                    

- Hej malutka, dasz radę.
- Louise on nie chciałby żebyś płakała.
- Skarbie on teraz jest szczęśliwy.
- Kiedyś znów się spotkacie.
- Nie martw się.

Pocieszają mnie tłumy ludzi. Pociesza mnie moja rodzina. Pociesza mnie moja cholerna rodzinka. Pociesza mnie rodzinka, która kiedyś miała kompletnie w dupie mojego tatę, bo... Przecież ożenił się z tą dziewuchą która jest w ciąży z tym nieznośnym bachorem zwanym mną! Dlatego przecież trzeba się obrazić na całe życie i w ogóle nie przejmować się swoim własnym synem, bratem, wnukiem, wujkiem dopóki nie umrze, a gdy to się stanie to oczywiście trzeba udawać, że był najlepszym pierworodnym synem na świecie i że nawet gdy urodziła mu się córka i był w trudnej sytuacji to oczywiście mu pomagaliśmy... Jak zwykle gówno prawda.

Trumna z ciałem mojego Taty jest już zasypana ziemią. Na jego grobie leżą tysiące kwiatów, wiązanek i zniczy. A ja? Stoję obejmowana przez wszystkich.

Po jakimś czasie wszyscy odchodzą. Jadą na stypę. Na cmentarzu zostaję tylko ja, moja mama i dziesiątki zmarłych ludzi. Może są teraz na cmentarzu. Może mój tata jest na cmentarzu. Jest. Na pewno tutaj jest.

Moja mama odsuwa się ode mnie i podnosi moją głowę chwytając za policzki.
- Kochanie... - mówi - zostałaś mi już tylko ty. Nie pozwolę by cokolwiek i kiedykolwiek ci się coś stało.

- Wiem mamo - odpowiadam z bladym uśmiechem - Kocham cię.

- Chodź, na pewno już na nas czekają.

Z tymi słowami poszłyśmy do auta.

Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy. Moja rodzicielka zrobiła to samo.

- Jak się poznaliście?

- Kto? - pyta zdezorientowana wdowa.

- Ty z tatą.

Moja mama spięła się znacznie na to pytanie i westchnęła.

- Był lipiec, 1998 rok. Było gorąco, a ja byłam na wakacjach. Jak każda normalna 21-latka poszłam do klubu. Chciałam się pobawić z koleżanką. Wypiłam już trzy drinki i gdy miałam zamawiać czwartego pewien mężczyzna mi zabronił...

- Tata - przerywam jej.

- Wziął moją rękę i zaczął ze mną tańczyć. Pocałował mnie. To był najpiękniejszy pocałunek w moim życiu - uśmiecha się na to wspomnienie - Spędziliśmy ze sobą całą imprezę i się pożegnaliśmy. Dwa dni potem znów się przez przypadek zobaczyliśmy i wtedy umówiliśmy się na randkę. Zabrał mnie wieczorem nad jezioro. Tam rozmawialiśmy i się obściskiwaliśmy. Potem tak się potoczyło, że spotykaliśmy się już co tydzień. Przyjeżdżał do mnie. Chodziliśmy do restauracji, na spacery, do kina.... A potem poszliśmy głębiej z naszą miłością i chyba wiesz co się potem zdarzyło - uśmiecha się głupio.

- Chyba wiem - wtrącam cicho chichotając.

- Potem twój tata mi się oświadczył. Okazało się, żespodziewamy się dziecka... Ciebie. Wzięliśmy ślub. Urodziło nam się cudowne dziecko. Kupiliśmy dom i... Żyliśmy. - I w tym momencie smutek znów pojawia się na jej twarzy - Jedźmy już.

Agnes wyjeżdża spod cmentarza i szybko wyciera kciukiem jedną łzę spływającą po jej policzku.

Po około piętnastu minutach jazdy jesteśmy na sporych rozmiarów parkingu przy dużym, niebieskim budynku, w którym odbywa się stypa.

Razem z mamą wchodzimy do środka i od razu wita nas głos mamy mojej mamy.

- A gdzie wy się tak długo podziewałyście! Nie wiedzieliśmy czy czekać na Was z obiadem, czy już jeść! Wszyscy do Was dzwonili, ale wy nie odbieracie! - robi przerwę i spogląda na nasze twarze - Ojejku! Chodźcie już coś zjeść. Na pewno jesteście głodne.

Ruda lisicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz