XII

213 26 9
                                    

Włosy oplatają moją twarz, a prędkość, z którą lecę w dół ciągle się powiększa.

Otwieram oczy.

Nie chcę umierać.

Chcę żyć.

Chcę mieć dzieci, kochającego męża, dom.

Chcę żyć.

Chcę.

Nagle zatrzymuję się.

Nie boli.

Czyżbym już umarła?

Nie,

oddycham.

Nie,

widzę.

Nie,

czuję.

Leżę na gałęziach drzewa.

Gałęziach oplecionych zielonymi pnączami, liśćmi i kwiatami w różnorakich kolorach.

Jak?

Gałęzie tego drzewa są tak rozłożone, że przylegają idealnie do mojego ciała.

Jak?

Widzę, że spadłam z bardzo wysokiej odległości. Drzewo jest bardzo blisko ziemi, a jednocześnie bardzo daleko podestu, na którym znajdowałam się razem z Alexem.

Chcę tam wrócić.

Chcę wrócić do Alexa.

Nie mam pojęcia dlaczego, ale czuję, że jest mi bliski.

Jakbym go już znała.

Wyobraź sobie, że jesteś wysoko , że to drzewo cię unosi wysoko. Wyobraź sobie, że jesteś blisko podestu, że już jesteś przy podeście, że wystarczy byś uniosła nogę, a będziesz stała przy mnie na podeście. Po prostu sobie wyobraź.

Słyszę głos w mojej głowie.

Po prostu uwierz, Louise. Wierzę w ciebie.

Moje ciało zalewa nagły przypływ gorącą i jakieś dziwne, magiczne uczucie w podbrzuszu. Nie wiem, czy to na dźwięk idealnego głosu Alexa, czy może raczej tego, że właśnie w tej chwili gdy usłyszałam krótkie „Wierzę w ciebie" drzewo zaczęło rosnąć z dość dużą prędkością. Nienaturalną.

Po prostu wyobraziłam sobie, że nienaturalnie szybko drzewo, na którym obecnie leżę unosi się do góry, rośnie.

Za wysoko.

Teraz podest jest pode mną.

Bardzo nisko pode mną.

Louise... Wyobraź sobie jeszcze raz - tyle, że tym razem - drzewo idzie w dół. Maleje. Wierzę w ciebie, Louise.

Słyszę go po raz kolejny i znowu robię to co mi polecił. Zamykam oczy, skupiam się, wyobrażam sobie, że drzewo maleje. Otwieram oczy po krótkiej chwili.

Znajduję się na wysokości podestu, na którym siedzi Alex w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam. Unoszę lekko ciało, podpierając się nadgarstkami, po czym siadam spokojnie na wysokim drzewie i...

oddycham.

Po prostu oddycham.

Łapię powietrze do pęcherzyków płucnych, które od razu filtrują je i usuwają niepotrzebny dwutlenek węgla do otaczającego mnie otoczenia. Oddycham najpierw głęboko, niespokojnie, potem się uspokajam oddycham lekko płycej, jednak nadal głęboko.

Ruda lisicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz