VII

349 42 22
                                    

Zapach lasu.

Otwieram oczy.

Obudził mnie zapach - zapach lasu.

Leżę na łóżku.

Nie na swoim łóżku.

Leżę na białej, miękkiej poduszce w dotyku przypominającej chmurkę.

Moje ciało jest przykryte białą, ciepłą, delikatną kołdrą.

Łóżko, na którym leżę jest na samym środku okrągłego pokoju.
Jego rama jest wykonana z dębowego drewna, a samo łóżko jest dwuosobowe.
Po jego prawej stronie stoi mała, skromna drewniana szafeczka nocna, na której leży zielona świeczka.
Po lewej stronie łóżka swoje miejsce ma wysoka biblioteczka z jakimiś książkami.
Pod meblem, na którym obecnie leżę, znajduje się dużych rozmiarów dywan w odcieniu beżu i zieleni.
Naprzeciwko łóżka znajduje się komoda, a obok niej ogromna szafa.
Po prawej stronie, około dwa metry od mojego łóżka, w ścianie widać zaokrąglony otwór, który zasłaniany jest przez zielone liany z różowo-beżowymi kwiatami.
Cały pokój jest drewniany, natomiast wszystkie ściany były pokryte lianami, trawą, czy kwiatami w różnych kolorach.

Gdzie jestem?

Po kilku chwilach namysłu postanawiam wyjść przez otwór w ścianie i zobaczyć gdzie jestem.

Unoszę delikatnie swoje ciało do pozycji siedzącej, odrzucam przykrycie na bok, kładę bose nogi na drewnianej podłodze.

Wstaję.

Towarzyszy temu nieprzyjemne uczucie bólu głowy.

Szkoda. Myślałam, że nie będzie boleć.

Czekam chwilę, by ból ustąpił, po czym wstaję na własnych nogach i o własnych siłach.

Upadam.

Roznosi się huk.

Boli.

Wstaję.

Idę.

Udało się.

Dochodzę do otworu w ścianie i dłońmi rozsuwam lekko pnącza, by móc przejść.

Roślina jest twarda i ciężka, jednak mimo to udaje mi się ją odsunąć.

Wychodzę na zewnątrz.

Czuję zimny dotyk wiatru na skórze oraz gęsią skórkę.

Nie dziwię się temu. W końcu jestem ubrana jedynie w koszulę nocną ze szpitala.

To dobrze.

Nie chciałabym obudzić się w czymś innym.

Miałabym wtedy świadomość, że Christian widział mnie nagą, a absolutnie tego nie chcę.

Widzę... Nie dowierzam.

Widzę las.

Widzę ogromne drzewa każde otoczone małą, okrągłą platformą, na której znajdują się minimalne okrągłe domki. Niektóre z oknami, niektóre bez. Nieliczne z drzwiami, większość z otworem w ścianie i spuszczonym pnączem. Każde drzewo ma od czterech do siedmiu takich domków. Drzew, mój umysł ścisłowca nie potrafi zliczyć. Jest tu pięknie. Magicznie. Idealnie. Znam to miejsce. Kiedyś je widziałam, ale nie pamiętam gdzie, ani kiedy.

Podchodzę do drewnianej barierki i patrzę w dół. Jakieś czterdzieści metrów w dół.

Patrzę do tyłu i widzę więcej małych domków. Jest ich pięć, w tym byłam w środku tylko jednego. Każdy jest taki sam jednak jedynie dwa mają drewniane drzwi zamiast otworu w ścianie.

Ruda lisicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz