5

131 12 11
                                    

KIRA

- Jak to się stało, że przyleciałeś do Polski? - zapytałam Junga, kiedy przechodziliśmy przez park.

Jak do tej pory, nieskromnie mówiąc, w roli przewodnika byłam bezbłędna. Jung z zachwytem pochłaniał każde moje słowo, a ja byłam tym totalnie zauroczona, jak ktoś taki mógłby iść obok mnie i słuchać, co do niego mówię. A kiedy on coś powiedział, całkowicie rozpływałam się w jego głosie i tych przecudownych dołeczkach, które mogły ujrzeć światło dzienne tylko wtedy, kiedy się uśmiechał.

Ach! Zrobię wszystko, żeby były moje!

Jung rozejrzał się po parku, który jak dla mnie nie był nadzwyczajny. Mały stawek ze śmieszną fontanną na środku, która w nocy była podświetlana. Parę niskich drzewek, które ustawione były przy drodze. Praktycznie codziennie można było zobaczyć jak ktoś przycina ich korony w symetryczne kule. Ławeczki ustawione przy drodze, które w większości były zajęte. No i tradycyjnie duże powierzchnie trawy, na której w ciepłe dni siedziała masa nastolatków takich jak ja. Ale nawet w lutym było dużo osób, które postanowiły przestać siedzieć przed telewizorem i pójść rozprostować nogi wraz ze znajomymi.

Ja również chciałam się przewietrzyć. I odprowadzić mojego nowego współlokatora, superprzystojnego Koreańczyka.

Usiedliśmy na jednej wolnej ławce naprzeciwko stolików do gry w szachy, z których i tak nikt nie korzystał, aby pograć, tylko by postawić butelkę albo puszkę, najczęściej z piwem.

- Kariera - westchnął tylko, a ja kiwnęłam głową.

- Rozumiem.

Nie chciałam wgłębiać się w szczegóły. I tak dowiem się przed albo po ślubie.

- Długo chcesz u nas mieszkać? - zapytałam. Wiem, że mógłby to uznać za niemiłe, ale bardzo chciałam wiedzieć ile mam czasu, by okręcić go sobie wokół palca. Źle to określiłam. Chciałam wiedzieć ile mam czasu, by się we mnie zakochał. Tak brzmi to romantyczniej.

Mężczyzna tylko wzruszył ramionami, przyglądając się ganiającym dzieciakom.

- Nie wiem. Jak uzbieram pieniądze na przyzwoite mieszkanie, to pewnie wtedy się wyprowadzę.

- Acha...

Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Napawaliśmy się spokojem, które emanowało z otoczenia. Ale ja nie byłam w najmniejszym stopniu spokojna, mając świadomość, kto obok mnie siedzi.

Ach! Abigail będzie taka zazdrosna jak go zobaczy.

- Dlaczego chciałaś się uczyć koreańskiego? - zapytał nagle szatyn, przerywając ciszę między nami.

Tak naprawdę miałam cichą nadzieję, że było cicho, bo ja przez cały czas słyszałam bicie mojego serca, które głośno obijało się o moje żebra.

- Mogę to uznać za pasję - stwierdziłam. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że jestem zawodową k-poperką. Odstraszyłabym go.

- Założę się, że ma to związek z muzyką - zaśmiał się szczerze, a ja znowu mogłam podziwiać te dołeczki.

Cholera! Jeszcze raz się zaśmieje, a dostanę ataku serca, już trzeci raz podczas naszego godzinnego spacerku.

Bitwa o KoreańczykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz