Rozdział 4

2.7K 225 32
                                    

- Nie ruszaj, to dla panicza. - Sebastian odganiał cię od potraw które właśnie przygotowywał na obiad.

- On i tak tego wszystkiego nie zje. - zaoponowałaś uchylając się przed rzuconym w twoją stronę nożem. Złapałaś narzędzie w powietrzu i odrzuciłaś w stronę demona. Niestety zrobił unik, a ostrze wbiło się w ścianę. Ponieważ Ciel albo już cię nie wyczuwał, albo kompletnie ignorował, a stróżowie służby okazli się nie wartymi zainteresowania narcystycznymi dupkami, aby nie umrzeć z nudów większość czasu spędzałaś z kamerdynerem.

- Co ty chcesz go utuczyć zanim zjesz jego duszę? - zapytałaś z sarkazmem.

- To nie działa w ten sposób. - dostałaś odpowiedź.

- Czyli mam umrzeć z głodu? Taki jest ten twój plan?

- Anioł nie może umrzeć z głodu.

- Ale ja lubię jeść. - wyciągnęłaś rękę w stronę apetycznie wyglądającego tortu, ale zaraz potem na twojej dłoni pojawiła się krwawa pręga. Syknęłaś i obejrzałaś się w poszukiwaniu jakiejś szmatki, zupełnie niepotrzebnie jak się okazało, bo po chwili demon rzucił ci jedną z białych ścierek.

- Nie pokap podłogi. - stwierdził. - I nie zmuszaj mnie do takich metod.

- Ja cię zmuszam? To ty nie dajesz mi jedzenia. - mruknęłaś wycierając dłoń. Gdy starłaś krew, po ranie nie było ani śladu, zupełnie jakby nigdy nie istniała. Widocznie Sebastian nie chciał ci zrobić krzywdy. Kiedyś na własnej skórze przekonałaś się o tym że potrafi on zadać obrażenia na które nie działały nawet magiczne specyfiki Rajzela. Takie które goiły się miesiącami, nawet nie wspominając o okropnych infekcjach. Odruchowo dotknęłaś dłonią ledwo widocznej blizny na karku, pamiątki po waszej ostatniej walce. Gest ten nie uszedł uwadze Antychrysta.

- Tak, to były wspaniałe czasy. - westchnął.

- Błagam, powiedz że tobie też została chociaż jedna blizna. - jęknęłaś odrzucając zakrwawioną szmatę do zlewu.

- Niestety nie. Ja regeneruję się w inny sposób niż anioły. - odparł wrzucając do garnków posiekane warzywa. Uśmiechnęłaś się i uniosłaś dłoń, a płomienie spod naczyń wystrzeliły pod sam sufit i  na boki, zmuszając Sebastiana do szybkiego odskoczenia. Mimo błyskawicznej reakcji kamerdynera jego prawy mankiet i włosy zaczęły się tlić. Roześmiałaś się i opuściłaś rękę, a ogień zniknął zostawiając tylko zdemolowaną kuchnię i zdezorientowanego lokaja który właśnie gasił swoją grzywkę. Gdy skończył objął wzrokiem osmalone pobojowisko i zaśmiewającą się do rozpuku ciebie. Może i umiał władać zwykłym ogniem, ale na pewno nie tak dobrze jak ty. W końcu twój ojciec nosił przydomek Pochodni Pana i nie jednego cię nauczył.

- Teraz przesadziłaś. - warknął.

- To ty zacząłeś. - ledwo wydusiłaś.

- Ale ja nic takiego ci nie zrobiłem! - syknął przez zęby, a jego oczy zaświeciły szkarłatem. Już ty dobrze znałaś tę minę. Zaraz potem byłaś zmuszona do kilku eleganckich salt aby uniknąć kilkudziesięciu rzuconych w twoją stronę noży. Lądując kopnęłaś w stół, i niemal udało ci się trafić nim Sebastiana. Niestety zrobił unik, a mebel roztrzaskał się o ścianę w drobne drzazgi. W tym momencie twój przeciwnik najpewniej postanowił porzucić ukrywanie swoich mocy, ponieważ nagle w poprzek twojego brzucha pojawiło się głębokie rozcięcie. Koszulka natychmiast zabroczyła ci się krwią, ale tylko zacisnęłaś zęby. Zacisnęłaś dłonie, a do pomieszczenia natychmiast wtargnął wicher siłą porównywalny do tornada, unosząc wszystkie przedmioty w górę i wściekle tłukąc nimi o ściany. W pewnym momencie rozbiły się słoiki z przyprawami, więc przez latające wszędzie zioła i mąkę widoczność spadła do zera. A trudno walczyć z przeciwnikiem kiedy się go nie widzi. Uspokoiłaś huragan, a wszystko spadło na podłogę. Jednak nadal nigdzie nie widziałaś Sebastiana. Podczas walki panuje pewna zasada. Jeśli nie widzisz przeciwnika to jest on za tobą. Odwróciłaś się o ułamek sekundy zbyt późno. Antychryst złapał cię za nadgarstki wykręcając ręce. Jednakże w takiej pozycji on również nie mógł poruszać dłońmi. A moce zarówno aniołów jak i demonów były bezużyteczne jeśli nie można było nimi kierować za pomocą ruchów dłońmi. Szarpnęłaś się na tyle że oboje straciliście równowagę, a ponieważ podczas walki utrzymać się na nogach znaczy tyle co przeżyć, Sebastian odruchowo puścił twoje ręce. Odskoczyłaś odbijając się stopą od klatki piersiowej demona a na twoim czole pojawiło się paskudne rozcięcie, a krew wpadająca ci do oczu skutecznie utrudniała skupienie. Michaelis nie wyglądał lepiej, był poparzony i poobijany. Oboje już przymierzaliście się do kolejnego ataku, ale przerwał im usatysfakcjonowany głos.

Kuroshitsuji: Tylko kamerdyner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz