Rozdział 13

2.2K 191 57
                                    

- Sebastian, musimy zrobić takie belki w rezydencji Phantomhive. - stwierdziłaś siedząc pod sufitem na jednej z belek stropowych. Według twojej opinii były one największą zaletą kuchni w posiadłości Aloisa. Mogłaś w ten sposób obserwować całe pomieszczenie nadto nie zbliżając się do Uzjela, no i przede wszystkim łatwiej było ci kraść jedzenie. 

- Nie będę wyburzał stropu, tylko dlatego żeby wygodniej ci się siedziało. - odpowiedział demon krojąc zioła z odgłosem podobnym do serii z karabinu maszynowego. Chociaż nie musiał tego robić, wolał sam przygotowywać posiłki tobie i Cielowi, ponieważ podobnie jak ty, za grosz nie ufał kulinarnym umiejętnościom  swojego brata. Paradoksalnie mając mniej pracy, jeszcze bardziej się do niej przykładał.

- Spokojnie, myślę że wyburzaniem może zająć się Bard. Ma w tym spore doświadczenie. - uśmiechnęłaś się. - Ty tylko wstawisz belki.

- Nie ma nawet takiej opcji.

- Jesteś okropny. - burknęłaś. - Swoją drogą, strasznie tutaj tak cicho, co nie? Claude, ty potrafisz odezwać się tak sam z siebie? Albo nie wiem...czy czasami zdarza ci się zmienić wyraz twarzy?

- Czasami. - padła treściwa odpowiedz, przypieczętowana posłanym ci nienawistnym spojrzeniem. Jeszcze nigdy nie słyszałaś aby ktoś zawarł tyle nienawiści w jednym słowie.

- A kiedy ostatni raz zdarzyło ci się takie szaleństwo jak uśmiech? - postanowiłaś dalej brnąć w tę pozbawioną sensu rozmowę.

- Idealny sługa nie widzi potrzeby okazywania zbędnych emocji. - odpowiedział bezbarwnym głosem.

- Ale ty jesteś wyprany z emocji. - przewróciłaś oczami. - Ale jeszcze jedno pytanko. O ile jesteś młodszy od Sebastiana? Bo on nie jest pewien czy o cztery lata, czy czterdzieści.

- O 572 lata. - mruknął.

- O, widzisz, Michaelis? Nie byłeś nawet blisko. - powiedziałaś oskarżycielskim tonem w stronę Sebastiana. Niestety nie usłyszałaś odpowiedzi, ponieważ właśnie w tym momencie rozbrzmiał twój wyjątkowo irytujący dzwonek od telefonu. Wyklinając na ten dźwięk przypominający odgłos hamowania pociągu, odebrałaś połączenie. Nie zdążyłaś powiedzieć nawet jednego słowa, bowiem natychmiast usłyszałaś zmęczony i mocno zirytowany głos Argona, swojego przyjaciela.

- Słuchaj no. - warknął posłaniec, ciężko łapiąc oddech. - Mam dla ciebie list, ale nie dość że jak ostatni idiota musiałem uciekać przed czwórką pieprzonych demonów, to w dodatku każde jedne jebane drzwi i okna są zablokowane krwią baranka. Więc jeżeli chcesz to posłanie, to albo znajdź kogoś kto mi otworzy, albo natychmiast tutaj do mnie wychodź!!!

- Dobra, zaraz wyjdę. - roześmiałaś się. - To gdzie będziesz?

- Przy tej fontannie w ogrodzie, zaraz koło... - przerwał mu odgłos wystrzałów z karabinu. - Co do jasnej...muszę kończyć! - w tym momencie usłyszałaś jakieś wrzaski i odgłos kruszenia betonu, a zaraz potem eksplozję. - No zaraz puszczą mi nerwy i ich pozabijam! Do zobaczenia!

Argo rzucił słuchawkę, a ty z ciężkim westchnieniem zeskoczyłaś z belki i schowałaś telefon do kieszeni. Podeszłaś  do Sebastiana i pociągnęłaś go za rękaw.

- Sebastian, otwórz mi okno, proszę! - uśmiechnęłaś się i przekrzywiłaś głowę. Kamerdyner wytarł ręce w ścierkę, po czym podszedł do okna i otworzył ci je na oścież.

- Dokąd idziesz? - zapytał jeszcze kiedy stanęłaś na parapecie.

- Wiesz co? Zachowujesz się ostatnio jak mój ojciec. - mruknęłaś.

- Mało mnie to interesuje. Dokąd idziesz? - powtórzył.

- Do Argona. - wywróciłaś oczami. - Zanim rozwali cały ogród. - dodałaś, po czym zeskoczyłaś na ziemię i nieśpiesznie skierowałaś się w stronę fontanny. Po drodze minęłaś rozstrzelaną na drobne kawałeczki rzeźbę, oraz kilka dziur po wybuchach na grządkach z różami. W końcu dotarłaś do miejsca, gdzie na połowicznie spalonej ławce stał posłaniec, celujący właśnie z łuku do jednego z trojaczków ( byłaś niemal pewna że był to Cunterbury ). Niedaleko widziałaś Hannah, rozpaczliwie próbująca wyjąć kilka strzał które przyszpiliły ją do drzewa, na wylot przebijając ramiona, uda i brzuch. Pozostałe dwa fioletowłose demony leżały na ziemi, wbijając niewidzący wzrok w pustkę, a z ich ust, oczu i uszu wyciekały stróżki krwi. Byłaś pewna co do tego że żyją, ale musiało minąć trochę czasu zanim dojdą do siebie. Musieli mieć poważnie uszkodzone wnętrzności. To właśnie było darem Argona: potrafił kontrolować płynącą w czyiś żyłach krew, a także naczynia krwionośne, a nawet umiał całkowicie pozbyć się ich z organizmu ofiary. Niestety aby to zrobić, przeciwnik musiał spojrzeć mu prosto w oczy, nawet na ułamek sekundy. A unikanie czyjegoś wzroku było łatwiejsze niż można było tego oczekiwać. Zanim twój przyjaciel wypuścił strzałę, machnęłaś dłonią, a potężny podmuch wiatru rzucił Cunterbury'ego na drugą stronę rezydencji.

Kuroshitsuji: Tylko kamerdyner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz