Rozdział 10

2.6K 201 114
                                    

Wyczekiwana okazja nadeszła w niecały tydzień po tym, jak wzięłaś na siebie zadanie pilnowania dwóch najniebezpieczniejszych demonów na świecie. I musiałaś przyznać, nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie liczyłaś na to że Trancy tak po prostu zaprosi Ciela do swojej posiadłości. W dodatku pod pretekstem balu przebierańców! Bóg jeden wie co stanie się tego wieczoru, ale jedno było pewne: nie będziesz się nudziła. Czekałaś z utęsknieniem na wyznaczony termin, a teraz siedziałaś w bryczce naprzeciwko Ciela. Miałaś idealnie przygotowany plan, rekwizyty, wymówkę, broń i przebranie. Na wszelki wypadek przygotowałaś nawet plan B. I resztę, plany od C do J. Co prawda w tym ostatnim Alois umierał, ale jakoś specjalnie ci to nie przeszkadzało. Nie minęło wiele czasu, a zajechaliście pod bramę rezydencji Trancy. Po chwili od zatrzymania się bryczki Sebastian otworzył jej drzwi, a ty wyskoczyłaś z wnętrza zanim Ciel zdążył chociażby drgnąć. Zaczekałaś więc aż młody hrabia wyjdzie na brukowaną drogę, i dopiero wtedy odezwałaś się do demona.

- Zostawiam cię samego na godzinę. GODZINĘ, Michaelis. Błagam cię, nie zrób w tym czasie nic co mogłoby zagrozić istnieniu tej planety. Rozumiemy się? - zapytałaś. W odpowiedzi Antychryst jedynie delikatnie skinął głową, po czym posłał ci jeden z tych swoich irytujących uśmiechów i poszedł za Cielem w kierunku drzwi posiadłości. Ty natomiast udałaś się w przeciwnym kierunku; do lasu otaczającego ogrody. Starałaś się jak najbardziej kluczyć pomiędzy drzewami, aby twój ubiór wyglądał na delikatnie podniszczony. W końcu wizerunek musiał pasować do przedstawionej historii. Tak więc celowo deptałaś po kałużach, oblepiając wysokie buty warstwą błota, przechodziłaś przez gęste krzaki, a ich kolczaste gałązki zahaczały o twój płaszcz pozostawiając kilka zaciągnięć na materiale. Nawet potarłaś o korę drzew skórzaną walizką trzymaną w dłoni, aby zostawić na niej kilka śladów ( co zważywszy na stan zniszczenia bagażu było zupełnie zbędne ). W końcu jednak dotarłaś na niewielka polankę. Na jej środku czekał na ciebie Rajzel. Wysoki, chudy jak widmo archanioł siedział na sporych rozmiarów skrzyni i niespokojnie poruszał trzema parami skrzydeł, co jakiś czas odgarniając z oczu strzępki nierówno przystrzyżonych fioletowych włosów.

- Cześć. - przywitałaś się podchodząc do przyjaciela.

- No cześć.  - westchnął wstając i otwierając skrzynię. Po chwili zaczął z niej wyjmować różnego rodzaju buteleczki i próbówki. - Żeby było jasne, nie popieram twojego planu i nadal myślę że byłoby lepiej przydzielić tam kogoś z legionów.

- Wiem. - wzruszyłaś ramionami. - Ale wierz mi, dam sobie radę. Swoją drogą, wiadomo już coś o Lucyferze?

- Nic a nic. - odparł trzaskając wiekiem i ruchem dłoni kazał ci usiąść. Posłusznie wypełniłaś polecenie bacznie patrząc na Rajzela. Nie wyglądał najlepiej. Widać było że sporo ostatnio schudł, a nigdy nie ważył zbyt wiele. Poza tym jego zielone tęczówki nieco zszarzały, co u aniołów było oznaką skrajnego wyczerpania. Miał sińce pod oczami, i dłonie mu drżały, kiedy przelewał zawartość kilku małych butelek do jakiejś miseczki.

- Kiedy ty ostatnio spałeś? - zapytałaś w trosce o archanioła.

- Nie wiem...dawno. - odpowiedział. - Mam naprawdę dużo roboty. Odkąd zabraliśmy Azazela z Piekła, to rozpętały się tam rewolucje. Dzicz, chaos i anarchia. A ja muszę to wszystko jakoś zebrać do kupy. Jest ciężko, a ponieważ tam nikt nie słucha aniołów, jestem zmuszony udawać Azazela. Muszę utrzymywać jego iluzję dzień i noc, i ciągle wydaje mi się że ktoś zaraz mnie pozna i zabije. - wyznał, a ty aż zagwizdałaś z wrażenia.

- A powiedz mi, Rafał nie może ci pomóc? Bo z tego co wiem, gdy całe Niebo przygotowuje się na wojnę, to on siedzi przy tych swoich dennych poematach.

- Rafał nawet nosa nie wystawi poza siódme Niebo. A cała reszta jest zajęta nie mniej ode mnie. Wszyscy się rozproszyliśmy, więc regentem został Gabriel. I radzi sobie gorzej niż ja w Piekle. Jeżeli naprawdę rozpęta się wojna, to lepiej żeby Michał i Abbadon już wracali ze stref. Bez nich jesteśmy na straconej pozycji. - kontynuował, odchylając ci głowę i wylewając na włosy zawartość jednej z fiolek.

Kuroshitsuji: Tylko kamerdyner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz