1

959 35 26
                                    

Kylo Ren:
Medytowałem aby oczyścić umysł. Kiedy już całkowicie oddałem się temu wielkiemu "czyszczeniu'' do pomieszczenia wbił generał Hux. Jak gdyby nigdy nic. Jak ja nie znoszę, gdy ktoś przeszkadza mi w medytacji. A jeszcze bardziej nienawidze tej rudej małpy z bladą cerą i kpiącym uśmieszkiem.

-Czego?-Warknąłem.

-Najwyższy Przywódca Cię wzywa. Uprzedzając Twoje pytanie: nie wiem czego chce ani czemu Cię wzywa. Idź do niego i sam sprawdź. Nie każ mu zbyt długo czekać.

I wyszedł rzucając mi obojętne spojrzenie. Wstałem, ponieważ klęczałem i wziąłem swoją część duszy, czyli hełm. Spojrzałem ostatni raz na nadtopioną maskę mojego dziadka i wyszedłem.

"Nie chcemy przecież aby Pan Delikatny zbyt długo czekał" zadrwiłem w myślach. Nie zbyt przepadam za Snoke'iem, przyznaję. Ale go podziwiam i wbrew pozorom szanuję jego nauki.

Po drodze minąłem Phasmę, przywódczynię tych tosterów. I jedyną osobę, na tym statku, która się mnie nie boi i traktuje jak równego sobie.

Stanąłem przed wielkimi, czerwonymi drzwiami z symbolem Najwyższego Porządku. To tu. Stoję przed komnatą Snoke'a. Pchnąłem ciężkie drzwi i weszłem do środka.

Uderzył mnie smród zgnilizny, charakterystyczny dla tego miejsca. Na środku ogromnego pomieszczenia znajdował się tron, na którym siedziała ta łysa pała.

''Jak dobrze że on nie umie odczytać moich myśli'' Pomyślałem. Jakiś czas temu nauczyłem się odpierać czytanie w myślach ze strony Snoke'a. Po prostu wyobrażałem sobie wielki, gruby mur. Mur, który tylko ja mogłem zburzyć.

Podszedłem do Najwyższego Przywódcy, tylko nie za blisko. I klęknąłem.

-Ach, mój wierny uczeń, Kylo Ren. Jestem z Ciebie dumny!

Uśmiechnąłem się pod nosem. Lubiłem pochwały. Zresztą... kto nie lubi? Szczególnie pochwały ze strony Mistrza, nauczyciela czy tym podobne.

-... Zabiłeś z zimną krwią swego ojca, wymordowałeś tysiące i jesteś mi wierny. Jest tylko jedno ale...

-Jakie Mistrzu? Zrobię wszystko co tylko zechcesz!

-Nie podoba mi się Twa blizna...

Przełknąłem ślinę i dotknąłem prawą ręką, policzka. No tak. Przecież ta wredna, mała, podstępna zbieraczka złomu zrobiła mi tę bliznę. Jak ja nienawidzę tej złomiarki. Oszpeciła mnie na resztę życia. To coś więcej niż nienawiść. Chcę ją zabić. Jak najbardziej boleśnie. Nadal nie mogę pogodzić się z faktem że zwykła dziewczyna, pokonała mnie! Kylo Rena! Mistrza zakonu Ren!

-...ale wracając... Mój wierny uczniu. Nasz wywiad donosi że na planecie Mustafar są Rebelianci. Masz za zadanie zabić wszystkich, prócz jednego. Sprowadź go tu, przesłuchaj i zabij.

-Kiedy wyruszać?-Spytałem.

-Jak najszybciej.-Popędził mnie. Założyłem maskę na głowę i wyszedłem. Kierowałem się do mojego statku. Kierunek: Mustafar.

W tym samym czasie:
Rey:
Przeprowadzałam właśnie sparing z mistrzem Luke'iem. Na D'Qar.
-Radzisz sobie coraz lepiej, Rey. Pokonałaś mnie dzisiaj aż trzy razy. Jestem z Ciebie dumny mój uczniu.-Uśmiechnął się.-Na dziś koniec treningu.

Podziękowałam i skierowałam się do pokoju medycznego. Nie żeby coś mi dolegało. Chciałam odwiedzić Finn'a. Był jeszcze w śpiączce. Nienawidzę Kylo Rena. Po prostu nienawidzę. To potwór, nie człowiek. Wiem że nienawiść to mocne słowo i że Jedi nie kroczą tą ścieżką, lecz nie umiem opanować tych uczuć co do niego. Idąc do pokoju medycznego, zaszłam w zamyśleniu jedynie do swego pokoju. Wzruszyłam ramionami. Cóż. Fin poczeka. Odwiedzę go później. Jestem zmęczona...
Padam na łóżko i natychmiast zasypiam.

Jestem przed jakąś świątynią. To świątynia Jedi! Ale dlaczego ona płonie? I czemu wokoło mnie leżą ciała setek adeptów Jedi? Nagle widzę postać, kruczowłosy chłopak wychodzi z budynku. Jego czarne oczy, niczym studnie, wwiercają się we mnie. Moje oczy są mokre od łez.
-Dlaczego..? Dlaczego to zrobiłeś?
Chłopak spuszcza wzrok. Teraz wygląda niewinnie.
-Nie miałem wyboru...
Nagle pode mną płyty chodnikowe pękają, a ja wpadłam w ciemność.
Upadam na miękką trawę. Jest słoneczny dzień. Ptaki śpiewają, widzę rodzinę. Bawi się na dworze. Młoda Leia i Han Solo zajmują się trzyletnim Benem. Teraz już rozumiem. Mam wgląd w życie Rena. Po chwili kolejny przeskok. Leia i Han kłócą się o dobro syna. Kolejny przeskok. Han odchodzi z domu. Leia płacze. Kolejny przeskok. Kylo uczy się na Jedi. Kolejny. Tym razem jestem na statku. Zaczynam się rozglądać widzę Kylo za sterami. Nie zauważył mnie. Podchodzę bliżej. Widzę w zapisie... Mustafar! On leci zabić Rebeliantów! W tej chwili Potwór obraca się w moją stronę. Nieruchomieję. Nie widzi mnie. Potem ciemność.

Budzę się zlana potem. Podczas tego ''snu" zrzuciłam z siebie koc i poduszki. Usiadłam na łóżku. Oddycham szybko i nierówno. Ten sen sprawił że nie patrzę na Rena już jak na potwora, a dzieciaka pokrzywdzonego przez los. Chwila! Jeśli ta wizja okaże się prawdą? Muszę ostrzec naszych! Biegnę do Generał Organy!
***
-Na Mustafar nadajniki nie odbierają. Trzeba tam polecieć...
Mówi Generał. Chwytam się za głowę.
-Po kiego grzyba oni tam lecieli?!
Krzyczę do Poe. On patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem i odpowiada:
-Próbują namówić miejscowych, żeby do nas dołączyli...
*Facepalm*
-Spokój!-Podnosi głos Organa, aby nas uspokoić.-Poe, polecisz z Rey, aby ostrzec naszych. Nie traćcie czasu. Ruszajcie!
Zasalutowaliśmy i pobiegliśmy do hangaru po statek.



No i jest pierwsza część. Jak się podoba? Mam kontynuować?

Zostań jeśli kochasz...-ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz